Kątem oka
REKLAMA

Kątem oka - 47. tydzień z głowy

Qbas, źródło: Legioniści.com - Wiadomość archiwalna

Ciężko było przeżyć przerwę na kadrę. Trener Adam „Faken” Nawałka powołał jakąś zbieraninę, która najpierw została zgwałcona przez Słowaków, a potem wyrąbała remis z irlandzkimi drwalami. Nadziei nie widać, choć z drugiej strony, wszyscy selekcjonerzy, którzy odnosili jakieś tam sukcesy, mieli trudne początki. Na szczęście wróciła nasza Śmiechoklasa, a wraz z nią niesamowite starcia takie, jak: Zagłębie - Piast, Wisła - Korona, Zawisza – Widzew, czy zwłaszcza Lechia - Ruch. Legia zaś, po niezłym meczu, pewnie puknęła Pogoń.

Poniedziałek. Nie działo się wiele, więc warto przypomnieć o wywiadzie Daniela Łukasika, w którym, z właściwą sobie bezmyślnością, stwierdził, że właściwie to nie chce mu się trenować stałych fragmentów. Przetoczyła się więc debata na temat samego piłkarza i lenistwa młodych zawodników. A tu nie ma co debatować. „Miłek” się wygadał, poniesie za to konsekwencje. Za głupotę trzeba płacić. Przez długi czas będzie wyszydzany, jako ten, co to mu się nie chce. Niejako złożył siebie w ofierze ligowego lenistwa. Reszta gamoni może być mu wdzięczna, bo to jego będą (ja też!) wyśmiewać i to na nim się skupi uwaga. A co do samego lenistwa. Nie każdy dupoklasowy piłkarz jest leniem. Są tacy, którzy są mocno piłkarsko ograniczeni, ale jednak wyciskają z siebie maksa. Wiadomo, że np. taki „Rzeźnik” nigdy nie będzie dobrze strzelał wolnych, choćby nie wiadomo ile ćwiczył, bo nie ma do tego predyspozycji. „Miłek” podobno ma, choć akurat ja ich nie widzę, ale ja się nie znam. Jeśli jednak ma, to niech je wykorzystuje w meczach. Samo się jednak nie wrzuci dobrze, nie pójdzie w okienko, co widać na załączonym obrazku. 0 goli, a i asyst po stałych fragmentach Łukasik nie ma (w sumie to samo tyczy się Furmana). To młody grajek, a zachowuje się, jakby nie mógł być już lepszym piłkarzem. Wyłożył się na szczerości? Ma czas, by dobrą grą zmazać plamę, co oczywiście jest czystą abstrakcją Zatem co mu zostaje? Może potrenować właśnie? Najpierw musi się jednak wyleczyć. I dać sobie spokój z wypowiedziami. A tak z drugiej strony, dzięki głupocie Łukasika przynajmniej znamy jeden z powodów, dla których polska piłka jest 100 lat za Murzynami.

Wtorek. Gdy Dariusz Wdowczyk powiada, że zrobi wszystko, by zdobyć 3 punkty na Legii, to można zacząć się obawiać. Dariusz W. udowodnił już bowiem, że rzeczywiście jest w stanie zrobić wszystko, by tylko wygrać mecz. Na szczęście tym razem to nie wystarczyło, a może już i kontakty nie te co kiedyś?
Wieczorem zaś grała kadra, a z tego piłowania drzewa tępą piłą na kartoflisku godnym ocalenia od zapomnienia jest jedynie cudowny cios kung fu Pazdana.



Maestria! Najwyraźniej w Białymstoku zamiast grać w piłkę ćwiczą chyba sztuki walki, o czym przekonał się również „Sagan” po wejściu Tosika. Mają zresztą doskonałych mistrzów od kopniaków. Wcześniej Hajto, a teraz Stokowiec. A, „Bobek”, postrach San Marino, tradycyjnie gola nie strzelił. Możliwe też, że nie miał okazji. Piszę „możliwe”, bo przysypiałem. W każdym razie jest postęp – po słowackim upokorzeniu i iluś tam przegranych meczach, wreszcie remis. A` propos Słowacji… Nasi południowi sąsiedzi zmierzyli swe siły z debiutującym w FIFA Gibraltarem i skończyło się bezbramkowym remisem. Wnioski każdy niech sobie wyciągnie sam.

Środa. Na Legii można będzie pić piwo! Hurra! Kłopot tylko w tym, że, jak wynika z wybitnie spieprzonej ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych, nie na meczach, które mają status spotkań podwyższonego ryzyka. Jaka jest logika takiego rozwiązania? Kibic trzeźwy jest mniej awanturujący się. To na pewno. Ale ile piw może wypić podczas meczu kibic, który trzeźwy przychodzi na spotkanie? Dwa? Trzy? I to te niskoprocentowe. Ilu z tych pijących się upije tak małą ilością? 1 na 10 tys. obecnych? Tymczasem stada nawalonych jak automaty pojawiają się na trybunach, bo przepuszcza ich ochrona. I co? Dymią? Raczej zamulają. Krótko mówiąc, ten przepis ustawy to kolejny dowód na jej oderwanie od rzeczywistości. W komentarzach zaś pojawili się malkontenci, którzy stwierdzili, że niepotrzebne jest słabe piwo za 9 zł skoro za tę cenę można kupić czteropak i wcześniej się natrąbić. Wszystko można. Tylko, że po pierwsze piwko w tej cenie jest adresowane do określonego rodzaju odbiorców, niejako koneserów, którzy chcą obejrzeć mecz i posączyć browarka. A po drugie, klub musi na tym zarabiać. Jak kogoś nie stać, to niech nie kupuje, tak samo jak zapiekanek, czy pamiątek w sklepiku. Żyjcie po swojemu i dajcie żyć po swojemu innym, a klubowi zarabiać.

Czwartek. Dominik Furman oświadczył, że chce być kluczowym piłkarzem. Ciekawe, czy mówił o Legii, bo jeśli tak, to może nie zdążyć. Opowiadał też coś o lepszym wykonywaniu rzutów wolnych: „Zresztą już widzę lekką poprawę, na przykład przy rzutach wolnych. Niedawne mecze ligowe - już lepiej, a wczoraj na kadrze - naprawdę przyzwoicie, oprócz tego jednego strzału. A będzie i musi być jeszcze lepiej. Baby-player nie widzi innej opcji”. Drogi Baby-playerze, a pokażesz paluszkiem co jest lepiej? Jakieś efekty? Asysta jakaś? O golu nie wspomnę…

Piątek. Pofatygowałem się na trening. A tam szok i niedowierzanie! Milusińscy trenowali rzuty wolne. Znalazł się bramkarz, czyli „Maki” Antolović oraz strzelcy: Tomo&Tomo i nasz Baby-player. Uspokajam od razu: ćwiczyli tylko przez 15 min. i to w trakcie treningu. Na szczęście nikt nie został po. Do Galerii Mokotów na pewno zdążyli. Ten historyczny moment postanowiłem uwiecznić:

fot. Qbas
Rzuty wolne na treningu (zdjęcie zrobione kalkulatorem!) - fot. Qbas

Danijel Ljuboja oświadczył natomiast, że mógłby w Legii grać nawet za darmo. A w Enklawie nie pił. To akurat mogłaby być prawda. Wcześniej zdążył się już tak „znieczulić”, że w tym klubie nic nie wypił (choć wypił).

Weekend. Miał dwóch bohaterów. Najpierw Artur Boruc w niewytłumaczalny sposób zawalił gola



(choć wiadomo - to Boruc, on może wszystko), a potem błysnął Dariusz Wdowczyk. Prawdziwy trener z klasą. I ze słomą. W butach.



Śmiesznie było na konferencji, bo „Wdowiec” stwierdził: „Sędzia był dla mnie fatalny”. Fatalny, bo nie pomógł? Zresztą, fatalny to macie wzrok panowie szkoleniowcy ze Szczecina. Czerwona kartka dla Jodłowca mogła być, ale nie musiała, Dwaliszwili dostał kartkę za pchnięcie Ławy, a Hernani nie był faulowany przy drugim golu. Zresztą po co tyle nerwów? I tak byliście o klasę słabsi. To co dla was wciąż jest sufitem, to dla legionistów podłogą.

W kąciku „Ulubieńcy lat minionych” zaglądamy do Płocka, gdzie bryluje Bartłomiej Grzelak. Popularny „Grzeluś”musi być jednak ekstremalnie wyczerpany, gdyż w barwach tamtejszej Wisły zanotował 5 pierwszoligowych występów, w których, cóż za niespodzianka, nie strzelił żadnego gola. A skoro o bramkach mowa, to „Grzeluś” ostatni raz z gry trafił jesienią 2010 r. Młodszym kibicom przypominam, że to taki nieudany napastnik, którego szczytowym osiągnięciem na poziomie Dupoklasy jest sześć trafień.

To było grane Niemal dokładnie 18 lat temu Legia poleciała do Trondheim, by po raz drugi zmierzyć się z Rosenborgiem w Lidze Mistrzów. O ile wcześniejsze spotkania w Champions League były bardzo udane (2 wygrane, remis i minimalna porażka), to w Norwegii zebraliśmy tęgie baty. Na zmrożonym boisku szybko kontuzji doznał Leszek Pisz i było po zawodach. Nie popisał się też wtedy też Paweł Janas, który próbował zaskoczyć taktycznie Norwegów. Manewr polegał jednak na tym, że nie wystawił … lewego pomocnika. Obejrzyjcie zresztą sami.



Zdjęcie tygodnia

fot. Hagi
fot. Hagi

Robak: Zgoda?
Rzeźniczak: A ty co?! Gazet nie czytasz?! Jaka zgoda?!

Qbas
fot. Legionisci.com


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.