REKLAMA

Sinusoida z happy endem - relacja z meczu z Astorią

Radek Kaczmarski, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

W piątek rywalem Legii był zespół bydgoskiej Astorii, który w czterech ostatnich meczach odniósł trzy ważne zwycięstwa. Mimo iż rywal w tabeli był notowany niżej, nie należało się spodziewać łatwej przeprawy. Wstydliwa porażka z zespołem z Krosna (38-90) już dawno w Bydgoszczy poszła w zapomnienie, ponadto drużyna Przemysława Gierszewskiego została wzmocniona doświadczonym na parkietach I ligi Marcinem Dymałą, który z miejsca stał się liderem zespołu.

Legioniści świetnie zaczęli spotkanie, już po dwóch minutach prowadzili 6:0. Wszystkie punkty zdobywane były po asystach Łukasza Wilczka, najefektowniej podanie wykorzystał Cezary Trybański, pakując z góry piłkę do kosza. Pierwsze punkty gości były dziełem Marcina Dymały, który trafił oba rzuty osobiste. Chwilę później trzy oczka dołożył Tomasz Prostak i przewaga gospodarzy zmalała do zaledwie dwóch punktów. Dobra współpraca na linii Wilczek – Trybański zaowocowała odbudowaniem przewagi, a nawet jej niewielkim powiększeniem za sprawą Michała Aleksandrowicza. Pierwsza kwarta była jednak etapem przestojów w grze obu zespołów. Po ponownym osiągnięciu przewagi, nasi koszykarze chwilę później całą ją stracili. Odbudowa stała się faktem po punktach Arka Kobusa i Mateusza Bierwagena dzięki którym Legia prowadziła 21:15. W końcówce tej części gry na boisku pojawił się nowy nabytek Legii, Marcel Wilczek.

Drugą kwartę udanie rozpoczęli goście. Nieco ponad minuty potrzebowali aby wyjść na prowadzenie (ponownie celna trójka Dymały). Podopieczni Piotra Bakuna zareagowali w najlepszy możliwy sposób. Bydgoszczanie byli bezradni wobec gry duetu Wilczek – Kobus. Trzy podania naszego rozgrywającego, Kobus zamienił na aż 9 punktów po czym... role się odwróciły i kolejna trójka padła łupem Łukasza. Ten swoisty festiwal strzelecki nie pozwolił jednak Legii znacznie odskoczyć od rywala. Astoria częściej zbierała piłkę pod atakowaną tablicą, przez co ponawiała ataki lecz skuteczność nie była jej mocną stroną. Gospodarze w miarę upływu czasu mozolnie powiększali przewagę, ale końcówka tej części gry, to częste faule i błędy obu zespołów. Z lepszymi humorami na przerwę udała się Legia prowadząc 45:37. Na tym etapie meczu mieliśmy niemal 50% skuteczność z gry i aż 14 asyst, z czego połowa była zasługą Łukasza Wilczka.

Po przerwie goście przez ponad trzy minuty gry zdobyli zaledwie dwa punkty. Legionistom wychodziło niemal wszystko, bardzo dobrze funkcjonowała gra obecnych na boisku Wilczka, Trybańskiego, Bierwagena, Kobusa i Aleksandrowicza. To w tym ustawieniu zbudowaliśmy największą tego wieczoru przewagę (60-43). Nikomu jednak chyba nie wydawało się, że mecz jest już rozstrzygnięty. Mając w pamięci przebieg pojedynku z Sokołem nie można było być pewnym zwycięstwa. Spadek skuteczności gospodarzy i faule były wyciągnięciem ręki do rywali, którzy z tego korzystali, ale nie na tyle aby błyskawicznie odrobić tak duże straty. Przed decydującą częścią meczu udało się zachować 10 punktów przewagi (67-57).

Pierwsze punkty i to od razu zza linii 6,75 zdobył najniższy na parkiecie, zaledwie 18–letni Karol Kutta. Bydgoszczanie wierzyli w odrobienie strat za pomocą twardej obrony i szybkiego przechodzenia do ataku. Plan powiódł się i już po czterech minutach gry tablica wyników wyświetlała rezultat remisowy 69:69. Trener Bakun musiał trafić do swoich zawodników bardzo szybko, by nie powtórzyła się historia ze spotkania z Sokołem. Początkowo po przerwie na żądanie wcale nie było lepiej. Straty popełnili Wilczek i Kobus i tylko dzięki braku skuteczności Astorii legioniści nie przegrywali. Lepsza gra gospodarzy jednak nastąpiła; dwie udane akcje Kobusa i punkty Aleksandrowicza pozwoliły na trochę spokoju. Bydgoszczanie opadli nieco z sił lecz walczyli do końca. Na boisku po raz pierwszy zameldował się Andrzej Paszkiewicz i to właśnie on został bohaterem końcówki meczu, po trafieniu za trzy i ofiarnemu wygarnięciu piłki zza bocznej linii boiska. Osiem punktów straty i zaledwie minuta do końca spotkania ostatecznie odebrały Astorii nadzieję na zwycięstwo. Przewaga już nie uległa zmianie, siódme zwycięstwo w sezonie stało się faktem.

Na plus można legionistom zapisać lepszą od rywala, niemal 50-procentową skuteczność z gry, nadal mankamentem jest słabe wykonywanie rzutów osobistych (11/17 i 64% skuteczności). Wciąż powtarza się także trend wahań gry. Strata kilku punktowego prowadzenia w koszykówce to chleb powszedni, ale gdy posiada się już wysoką przewagę, należy ją utrzymywać, nie pozwalać na doprowadzenie do nerwowej końcówki. Scenariusz ten ostatnio często się powtarza, nie zawsze kończy się to szczęśliwie dla Legii.

Mecz ostatniej kolejki pierwszej rundy sezonu zasadniczego Legia rozegra w Radomiu z tamtejszym zespołem ACK UTH Rosa, na kolejny mecz w Warszawie poczekamy do początku przyszłego roku (4 stycznia o 17:45 z Miastem Szkła Krosno).

Legia Warszawa 82:74 (21:17, 24:20, 22:20, 15:17) Astoria Bydgoszcz
Legia: Bierwagen 23, Kobus 20, Trybański 14, Aleksandrowicz 11, Łukasz Wilczek 7, Paszkiewicz 3, Marcel Wilczek 3, Zapert 1, Bojko 0, Kwiatkowski 0, Ornoch 0, Świderski 0.

Astoria: Dymała 19, Prostak 12, Szyttenholm 12, Laydych 11, Obarek 7, Fatz 6, Krzywdziński 4, Kutta 3, Barszczyk 0.


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.