Łukasz Wilczek podczas niedzielnego meczu w Ostrowie Wlkp. - fot. Bodziach
REKLAMA

Łukasz Wilczek: Pokazaliśmy, że umiemy walczyć

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

"Faworyt nie zawsze wygrywa i to jest piękno sportu. Stal była faworytem i większość stawiała na ten zespół, ale pokazaliśmy, że umiemy walczyć, naprawdę jesteśmy drużyną" - mówi rozgrywający Legii, Łukasz Wilczek. Nasz zawodnik odniósł się także do niezbyt przyjaznej otoczki towarzyszącej obu meczom oraz faworyta w rywalizacji o finał.

Już podczas sobotniego spotkania miałeś "pogawędkę" z kibicami z Ostrowa. Coś z Toruniem ci "wyjeżdżali", zdradzisz o co chodziło? Dlaczego tak bardzo zaszedłeś im za skórę?
Łukasz Wilczek: Nie wiem czy jest sens wchodzić w ten temat. Kibice Stali dość wulgarnie odzywali się do nas podczas meczów. Niektórzy nas bardzo dobrze znali, na przykład moją historię, że zostałem wyrzucony z Torunia. Kazali mi wracać skąd przyszedłem. Ja nie używałem wulgarnych słów pod ich adresem, wręcz przeciwnie, uśmiechałem się do nich, pokazywałem kciuk skierowany ku górze. To chyba jeszcze bardziej ich denerwowało i nakręcało. Dziwi mnie to, że po sobotnim meczu, gdy Stal wygrała, nikt nie zwracał na to uwagi. Wszystko było wtedy w najlepszym porządku, nikt nie miał do nas pretensji. Na przykład jeden starszy pan krzyczał do mnie w sobotę niezbyt kulturalnie, a ja odpowiedziałem mu krótkim pytaniem - "Jaki daje pan przykład dzieciom, które siedzą przed panem?". On akurat następnego dnia przed meczem zawołał mnie i przeprosił, przybiliśmy piątkę.

W niedzielę te prowokacje kibiców nasiliły się.
- Być może, bo i emocje na parkiecie były większe, a my stworzyliśmy fajne widowisko. Można powiedzieć, że były to dwa dni świąt koszykówki w Ostrowie i nie wiem czemu kibice i działacze klubu z Ostrowa tak bardzo narzekają. Domyślam się, że dzieje się tak dlatego, że przegrali. Identyczny przebieg sobotniego i niedzielnego meczu - w sobotę spotkanie zakończone zwycięstwem Stali i nikt na nic nie narzeka. W wywiadach pomeczowych słychać było głosy, że Stal kontrolowała wynik przez cały czas i wcale im nie zagroziliśmy. Mnie to zaskoczyło i podziałało bardzo motywująco. Wydzieliła się w nas wewnętrzna złość i chcieliśmy im pokazać, że tak nie było. W niedzielę, gdy końcowy wynik był korzystny dla nas, wszyscy z Ostrowa nagle zaczęli szukać powodów porażki.



Chyba zwyczajnie trzeba umieć przegrywać. Wy przecież nie tak dawno niespodziewanie przegraliście z GTK Gliwice, czy Rosą, ale nie było szukania winy u sędziów, rywali i tak dalej, tylko wyłapanie własnych błędów i wyeliminowanie ich.
- Oczywiście. Słyszę głosy, że ubliżałem w Ostrowie kibicom i zachowywałem się jak w zoo, robiłem co chciałem z sędziami... To bzdury. Jak tylko nie zgodziłem się z decyzją sędziowską i za bardzo się uniosłem, od razu zostałem ukarany przewinieniem technicznym. Uważam, że sędziowie gwizdali równo w jedną i drugą stronę. W meczu na styku, kibice gospodarzy będą zawsze widzieć błędne decyzje, gdy te są przeciwko ich drużynie. My jako zawodnicy walczyliśmy do końca. To, że czasem nie zgadzaliśmy się z decyzjami sędziów, wynikało z emocji. Wiedzieliśmy, że ranga meczu jest wysoka, na pewno nie zastraszaliśmy sędziów. Mogę jeszcze dodać, że na przykład w trakcie meczu ubliżał mi jeden z, prawdopodobnie działaczy Stali, stojący koło ich pani prezes. Ale po meczu, gdy podszedłem do niego, przeprosił i powiedział, że go poniosło.

Stal jest sama sobie winna, bo nie zdobyła punktów w ostatnich siedmiu minutach meczu, przegrywając końcówkę 0-16.
- Dokładnie tak, tak samo jak my mieliśmy nerwówkę w sobotnim meczu, nie mogliśmy zdobyć punktów i Stal nas przegoniła. Tak my w niedzielę odwdzięczyliśmy się Stali tym samym. Wydaje mi się, że wynik 1-1 jest bardzo sprawiedliwy. Ciężko było powiedzieć zarówno w sobotę, jak i niedzielę, że któraś z tych drużyn jest wyraźnie mocniejsza na parkiecie. Decydowała dyspozycja dnia i trochę szczęścia w końcówce.

Dla większości osób, może nie dla tych którzy są blisko drużyny, sporym zaskoczeniem było to, jak prezentowaliście się w Ostrowie. Mówiło się, że Stal nie tylko nie przegrywa u siebie od dawna, ale jeszcze wygrywa bardzo wysoko i wygra z Wami gładko.
- Myślę, że to zaskoczyło wiele osób. Mało kto stawiał, że w ogóle podejmiemy walkę. Słyszałem dużo wypowiedzi, stawiających nas na straconej pozycji, ale to jest piękno sportu. Faworyt nie zawsze wygrywa. Stal była faworytem i większość stawiała na ten zespół, ale pokazaliśmy, że umiemy walczyć, naprawdę jesteśmy drużyną i potrafimy wygrywać z zespołami z wyższych pozycji niż my.



Kto teraz jest faworytem tej rywalizacji? Macie wszystko, by skończyć ją u siebie i wywalczyć awans do finału, czego mało kto się spodziewał.
- Uważam, że łatwiej nam będzie jeśli to Stal będzie faworytem, a my będziemy chcieli wyszarpać zwycięstwo i tego będę się trzymał. Stal ma zawodników ogranych na I-ligowych parkietach, doświadczonych i bardzo dobrych. Niech Stal będzie faworytem, a my będziemy walczyć o zwycięstwa.

Nie było zwątpienia przy stanie -15 w pierwszej połowie niedzielnego meczu?
- Nie zastanawiałem się nad tym. Najważniejsze, że nie było widać w naszym zespole nerwowości, kłótni, czy pretensji do siebie. To chyba była przyczyna porażki w pierwszym naszym meczu w Stargardzie Szczecińskim. Na szczęście wyciągnęliśmy wnioski, i w Stargardzie, a później w Ostrowie trzymaliśmy się razem, wspieraliśmy się i to dało efekt.

Było zagranie nogą, gdy sędziowie je odgwizdali, a za Twoją reakcję - przewinienie techniczne?
- Zdecydowanie nie, dlatego nie zgodziłem się z tą decyzją. Zrobiłem przechwyt ręką, piłka omsknęła się o udo, czy biodro, ale jestem pewien, że nie było "nogi". Gwizdnął w ogóle sędzia ustawiony z drugiej strony, więc wydaje mi się nawet, że nie mógł tego dobrze widzieć. Stąd też moja reakcja, po której zostałem ukarany. Należało mi się, nie powinienem tak zareagować. Kara była adekwatna do mojego zachowania. Tym bardziej nie wiem, dlaczego niektórzy mówią, że sędziowie byli dla nas tacy pobłażliwi.

Dawno nie widzieliśmy Legii grającej tak agresywnie w obronie. To dobrze wróży przed kolejnymi meczami ze Stalą.
- Zgadzam się, zagraliśmy naprawdę agresywnie w obronie. Nawet gdy atak nam nie wychodził, wróciliśmy do gry właśnie obroną. Każdy walczył, nie było dla nas straconej piłki. Myślę, że w kolejnych meczach obrona będzie decydującym czynnikiem i musimy trzymać się tej agresji, walczyć i to jest jedyny sposób, żeby wygrać ze Stalą i awansować do finału.

Rozmawiał Bodziach

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.