Arkadiusz Kobus ze statuetką dla najlepszego koszykarza Legii w sezonie 2014/15 - fot. Bodziach
REKLAMA

Kobus: W Legii raczej nie zagram, ale życzę jej jak najlepiej!

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Arkadiusz Kobus był w minionym sezonie kapitanem koszykarskiej Legii. W najbliższych rozgrywkach "Kobi" raczej poszuka innego klubu, ale jak przekonuje, zachowa same pozytywne wspomnienia z Warszawy. "Mówię z ręką na sercu - mimo, że w tym roku nie zagram w Legii, to wszystko co wcześniej mówiłem o Legii i grze w jej barwach, to była prawda. Bardzo zżyłem się z tym klubem, co by się nie działo zawsze będę częścią "Odrodzenia Potęgi" - przekonuje. Polecamy naszą rozmowę z najlepszym, w plebiscycie kibiców, koszykarzem Legii minionego sezonu:

Na początek pytanie, na które jeśli nie chcesz, nie odpowiadaj - wiele osób, pytało mnie jak ze zdrowiem Twojej córki. Kibice Legii na pewno zżyli się z Tobą i jestem pewien, że dobrze życzą całej Twojej rodzinie w tej walce.
Arkadiusz Kobus: To na razie temat, którego nie chciałbym poruszać, jest zbyt świeży. Mam problemy ze zdrowiem mojej córki, przed nami jeszcze długa droga, ale miejmy nadzieję, że wszystko dobrze się skończy. To też powód, dla którego nie grałem w ostatnim meczu, bo muszę teraz skupić się na jej leczeniu. Wszystko idzie w dobrą stronę i myślę, że tyle informacji wystarczy.

Mecz ze Stalą Ostrów, piąty w półfinałach play-off, w którym zdobyłeś 25 punktów, będzie Twoim ostatnim w Legii? Sam powiedziałeś jasno, że szukasz nowego klubu, była także wypowiedź w tej sprawie prezesa Chabelskiego.
- Nie wiem, czy to był mój ostatni mecz, życie różnie się toczy. Wydaje mi się, że niestety w tym roku nie dogadam się z Legią Warszawa, ale życzę temu klubowi jak najlepiej. Wiele krytyki spłynęło po mojej informacji, że raczej w Legii nie zostanę, że wszystkie wywiady, w których mówiłem, że zawsze za Legią i będę miał eLkę w sercu. Ludzie żartowali sobie z tego, że to było pod publiczkę. Tak nie jest, mówię z ręką na sercu - mimo, że w tym roku nie zagram w Legii, to wszystko co wcześniej mówiłem o Legii i grze w jej barwach, to była prawda. Bardzo zżyłem się z tym klubem, co by się nie działo zawsze będę częścią "Odrodzenia Potęgi". Odrodziłem się w tym klubie i na pewno pomogłem klubowi odrodzić się, przynajmniej z drugiej do pierwszej ligi. Myślę, że Legia na zawsze pozostanie w moim sercu. Nie ma co się śmiać z moich słów, które wypowiadałem przez ostatnie półtora roku.



Za Tobą bardzo dobry sezon. Na pewno masz oferty z innych klubów - zagrasz w I lidze, czy TBL?
- Chciałbym spróbować swoich sił w ekstraklasie, z tym że wiadomo, że to nie takie proste. Nie jestem bardzo młodym zawodnikiem, a wiadomo, że nie każdy klub TBL będzie interesował się graczem 28-29 letnim. Jest szansa, że trafię do ekstraklasy, ale nie jest to coś, co muszę zrobić w tym roku. Jeśli zostanę w I lidze, nie będę tego żałował. Chciałem grać w I lidze w Legii, ale życie różnie się toczy, nie dogadaliśmy się i na razie nie wiadomo gdzie zagram. Z nikim jeszcze nie podpisałem kontraktu, czekam na odpowiednią ofertę.

Jak ocenisz miniony sezon, zarówno w swoim wykonaniu, jak i w wykonaniu Legii? Sam złapałeś najlepszą formę na koniec sezonu, na play-offy.
- Tak samo było rok wcześniej w II lidze. Mecze w play-offach, o wyższą stawkę, może bardziej mnie mobilizują. Na początku sezonu nie byłem w formie, z czego zdaję sobie sprawę, podobnie jak trenerzy. Trener Bakun sam śmiał się, że ważę 105 kilogramów, jak rozpoczynaliśmy sezon. W końcu złapałem formę. Później przyszedł do nas Michał - trener od przygotowania motorycznego, który wykonał bardzo dobrą robotę. Może było to trochę późno, ale na pewno się przydał. Moja forma przyszła na play-offy, ale niestety nie udało się nam awansować. Myślę, że byliśmy blisko tego... gdybyśmy wygrali jeden mecz więcej ze Stalą, myślę, że spokojnie moglibyśmy wywalczyć awans do ekstraklasy. Wtedy zaś wszystko mogłoby się inaczej potoczyć. Niestety przegraliśmy, a ta porażka boli jeszcze bardziej, gdy widzę dziś, jak to wszystko potoczyło się dalej. Gdybyśmy wygrali ze Stalą, może bym został w Legii, wszystko wszystko inaczej by wyglądało, bylibyśmy w ekstraklasie i rozmawialibyśmy dziś o całkiem innych rzeczach.



Po pokonaniu Stali, gralibyście finał z Sokołem, a wcześniej jako pierwsi wygraliście w Łańcucie.
- Dokładnie, chociaż nie wiadomo jakby te mecze wyglądały. Łańcut przegrywał już z Krosnem 0-2, a wygrał 3-2. To nie byłby na pewno spacerek, ale myślę, że po wygranej z Ostrowem, będąc na fali wznoszącej, sądzę że moglibyśmy spokojnie myśleć o awansie.

Który mecz w Legii był Twoim najlepszym? W tym ostatnim, chociaż zdobyłeś 25 punktów, statystyki miałeś przeciętne 8/18 z gry, a do tego przegraliście jako zespół.
- To na pewno nie był mój najlepszy mecz, szczególnie w pierwszej połowie, kiedy sporo rzeczy mi nie wychodziło. W drugiej połowie trafiłem więcej. Zaskoczyłeś mnie tym pytaniem. Myślę, że któryś z wygranych... Nie wiem, który był moim najlepszym meczem, ale wiem, który najbardziej zapadł mi w sercu - wygrany mecz w finale II ligi z Notecią Inowrocław. Tam było napięcie do samego końca, mimo że wygrywaliśmy, rzuciłem wtedy ponad 20 punktów, a było to spotkanie decydujące o awansie do I ligi. Feta po meczu i wszyscy kibice, którzy nas później nieśli, tego nie da się zapomnieć. Jakbym miał wskazać mecz, który chciałbym jeszcze raz przeżyć, to właśnie ten z Notecią.



W zeszłym sezonie grałeś głównie na "czwórce", bo taka była potrzeba, a jaka jest Twoja optymalna pozycja na boisku, gdzie czujesz się najlepiej?
- Taka była potrzeba w minionym sezonie. Na trójce mógł grać Mateusz Bierwagen i "Świder", wiadomo było, że oni swoje robią, dobrze grają i na tej pozycji było ciasno. Na "czwórce" najpierw kontuzji doznał Grzesiek Malewski, później Marcel Wilczek i była tam duża luka i po prostu wypełniłem ją. Myślę, że mógłbym spokojnie grać na trójce, chociaż w I lidze również na czwórce. W ekstraklasie może to wyglądać inaczej - może na czwórce bym sobie nie poradził? Chociaż tego nie wie nikt. W pierwszej lidze mogę spokojnie grać na pozycjach 3-4.

Oprócz aspektów sportowych - największe przeżycie związane z Legią, które zawsze będziesz pamiętał, to wywalczenie awansu i feta po meczu, a później ta przy Łazienkowskiej przed meczem ligowym?
- Pewnie, co jakiś czas włączam sobie filmiki z awansu i z murawy na stadionie Legii i to jest coś, co zostanie ze mną do końca życia. To nie jest "awans" i tyle. Robiłem już wcześniej awanse w Toruniu, gdzie też była super feta. Myślę, że w Legii ta radość była jeszcze większa, bo awans był tak bardzo przez wszystkich upragniony. Tutaj koszykówka dopiero odradza się i myślę, że to był ogromny krok, bo przejście z II do I ligi to coś niesamowitego. Zrobiliśmy to własnymi rękoma, nikt nam tego nie dał, podobnie jak wysokie czwarte miejsce w pierwszym sezonie w I lidze. Budowanie tej potęgi, cegiełka po cegiełce, to coś niesamowitego, czego nikt z pamięci mi nie odbierze.



Problemy z halą, w której trenowaliście, ale w niej nie graliście, miały jakiś wpływ na Wasze wyniki, szczególnie play-offów? Chociaż, gdybyście wygrali parę meczów więcej w sezonie zasadniczym, to i ze Stalą może zagralibyście dopiero w finale.
- Może tak by było. Bardzo żałuję, że nie graliśmy tutaj - dlatego spotykamy się tu, przed halą na Bemowie, bo chciałbym jeszcze raz zobaczyć jak to wszystko wygląda. Ta hala jest dla mnie wyjątkowym miejscem. Sami wiemy, jaka była tu atmosfera na meczach. W Wilanowie też było fajnie, atmosfera zdarzała się, ale ona nie była do końca naszym domem. Na pewno wszyscy wolelibyśmy grać przy Obrońców Tobruku, gdzie trenowaliśmy na co dzień. Z drugiej strony nie ma co tłumaczyć się, że nie awansowaliśmy przez halę. Nie awansowaliśmy na boisku, graliśmy gorzej i nie ma co roztrząsać.

Wróćmy jeszcze do decydującego, piątego meczu ze Stalą. To było jedyne spotkanie, w którym odstawaliście od rywali. W poprzednich czterech była wyrównana walka od początku do końca.
- Chyba wyszliśmy sparaliżowani. Nie wpadło nam parę trójek z czystych pozycji. W drugiej kwarcie wyszliśmy na chwilę na prowadzenie, ale nagle Stal złapała wiatr w żagle, a my nie trafiliśmy kilku rzutów, które mogłyby nam pozwolić na remis. Później Stal odskoczyła, a na początku trzeciej kwarty dołożyli jeszcze parę punktów i później utrzymywali to prowadzenie, a nam nie udało się tego odmienić. Mieliśmy jeszcze zryw w czwartej kwarcie, może gdybyśmy wtedy trafili 1-2 rzuty więcej, udałoby się nam dojść, ale nie oszukujmy się, Stal była w tym meczu lepsza. Ten mecz był najmniej wyrównany z tych pięciu, które z nimi rozegraliśmy w półfinale. Czegoś nam zabrakło - skuteczności, może zimnej krwi, głowy.



Byłeś na testach w Zniczu, kiedy trenerem był Michał Spychała. Teraz "Spychacz" przyszedł do Legii, a Ciebie tutaj na razie nie ma. Jak przychodziłeś na testy do Pruszkowa nie byłeś w takiej formie, żeby go przekonać do siebie?
- Wtedy nie byłem w formie, co było widać podczas pierwszych meczów w Legii, jak tu już grałem. To nie były mecze, w których grałem na wysokim poziomie, musiałem poświęcić jeszcze trochę czasu na dojście do formy. Trener Znicza wtedy powiedział mi wprost, że wie, że potrafię grać, ale on potrzebuje zawodnika na już, a nie na za miesiąc, czy dwa. Zrozumiałem tą decyzję i nie miałem do niego żadnych pretensji, podobnie jak do prezesa. Zrozumiałem ich decyzję, oni nie oszukiwali mnie, nie było tak, że na przykład obiecywali, że chcą mnie w drużynie. Powiedzieli, że chcą mnie sprawdzić - sprawdzili i tyle. Może, gdyby wiedzieli jak to się później potoczy, to by mnie zakontraktowali, ale to już historia. A teraz? Sądziłem, że dogadamy się i w końcu uda mi się współpracować z trenerem Spychałą, ale jak widać, nigdy nie można być niczego pewnym. Mam nadzieję, że może jeszcze będzie mi dane pracować z tym szkoleniowcem. Chociaż pewnie nie w tym roku.



Miniony sezon w Twoim wykonaniu był całkiem przyzwoity i pewnie na swojej pozycji byłeś w czołówce ligi, odgrywałeś ważną rolę w czołowej drużynie I ligi, więc obstawiam, że na brak ofert nie możesz narzekać. Chyba w najbliższym sezonie zobaczymy Cię przynajmniej na tym poziomie rozgrywkowym?
- Nie mogę narzekać na brak ofert. Z tym, że niektóre muszę od razu odrzucać, ponieważ mam obecnie takie sprawy rodzinne, które nie pozwalają mi wyjechać w niektóre miejsca. Muszę wybierać miejsce, w którym będę grał do odpowiednich warunków, gdzie moja córka będzie mogła mieć jak najlepszą opiekę. Grono zespołów, które mógłbym wybrać, zacieśnia się. Na pewno coś znajdę, nie będzie tak, że zostanę na bruku. Mam nadzieję, że będzie to odpowiedni zespół.

Kto na tę chwilę, Twoim zdaniem, patrząc na składy, które są już zakontraktowane, będzie faworytem I ligi w najbliższym sezonie. Chyba na papierze najmocniej wygląda na razie Krosno.
- Krosno wygląda bardzo mocno, widać że wzmocnili się, wzięli zawodników, którzy sprawdzili się na tym szczeblu rozgrywkowym. Myślę, że mają duże szanse, żeby awansować. Tyle, że sezon jest długi, play-offy są różne. W minionym sezonie Krosno też miało mocny zespół, skończyli na trzecim miejscu, przegrali w półfinale z Łańcutem, który nie miał aż tak silnego składu... Więc patrząc na składy nie można od razu mówić, kto wygra ligę. Stal również ma mocną ekipę, bo ma dojść do nich Jakóbczyk i myślę, że w Ostrowie są zgrani zawodnicy, wiedzą jak robić awanse, bo już go wywalczyli. Legia też ma bardzo mocną drużynę, brakuje w niej jeszcze jednego składnika, którym jestem ja (śmiech). Oczywiście żartuję. Zupełnie poważnie - Legia będzie na pewno walczyła o awans, bo tutaj nie ma innej możliwości. Nieźle wyglądają jeszcze Tychy. Wiele drużyn nie ma jeszcze skompletowanych składów, więc przekonamy się niebawem. Jestem przekonany, że te cztery drużyny, które wymieniłem będą w play-offach, w górnej części tabeli, i to między nimi rozegra się walka o awans.



Mecze o 3. miejsce, które nic nie dają, czy w Pucharze PZKosz, w takiej formule jak przed rokiem, mają w ogóle sens?
- Pamiętam mecze o 3. miejsce sprzed paru lat, mam jeszcze z tego okresu medal właśnie za trzecie miejsce... Jak byłem w Kutnie, co prawda w końcówce sezonu już nie grałem, ale medal otrzymałem, wtedy rywalizacja o brąz wyglądała zupełnie inaczej. Toruń grał wtedy z Kutnem, które jak wiadomo są skłócone ze sobą od wielu lat, od poziomu drugiej ligi rywalizowały. Ta rywalizacja wyglądała zupełnie inaczej, niż ta Legii z Krosnem z minionego sezonu. Wtedy w pierwszym meczu był remis, tak się zakończył mecz, bez dogrywki. W drugim, Kutno wygrało 1-2 punktami i zdobyło trzecie miejsce. Tamte mecze miały sens - była rywalizacja, walka o każdy centymetr boiska. Czasami niektóre zespoły są zmęczone sezonem i nie zależy im na tym, czy skończą, na 3-4 miejscu, bo to i tak nic im nie daje. Te mecze w ostatnim sezonie nie były tak potrzebne, szczególnie, że my byliśmy wtedy przetrzebieni kontuzjami, brakowało nam zawodników do grania. Trudno to też wytłumaczyć, że w jednym roku jest fajnie, a w innym mniej. Są mecze o 3. miejsce i trzeba je rozegrać. Czy warto? Zależy jakie zespoły ze sobą grają.

Rozmawiał Bodziach


REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.