fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Analiza

Punkty po meczu z Wisłą Płock

Qbas - Wiadomość archiwalna

Wicemistrzowie Polski przegrali w Płocku 0-1, choć wydaje się, że mogli, a nawet powinni ten mecz zremisować. Dla oceny występu legionistów rezultat końcowy nie ma jednak większego znaczenia, bo zagrali słabo, a co gorsza zadziwiająco niemrawo. Spotkanie to obnażyło też jak niską jakością mamy w ofensywie. Dość powiedzieć, że tym sezonie aż w połowie meczów nie strzeliliśmy gola.

1. Pewniaczek Zimno, wietrznie, deszczowo, wyjazd na stadion z poprzedniej epoki, rywal tuż po klęsce 0-5. W takich warunkach można było z dużym prawdopodobieństwem założyć, że legioniści stracą punkty. Po prostu. Tak jest od lat i tylko czasem, gdy zespół jest rzeczywiście na fali, potrafi się na takie spotkania zmobilizować i je wygrywać. Symptomatyczne jest przy tym, że jak tylko Wisła przejęła na trochę inicjatywę w meczu, to zaraz strzeliła bramkę. Ostatnio wydawało się, że Legia Vukovicia zaczyna mieć sens, kształtuje się. Ta porażka mogła podkopać tę wiarę. Miejmy więc nadzieję, że rzeczywiście był to jedynie wypadek przy pracy, jak opowiadają legioniści...

2. Słaby mecz. Legia od wielu miesięcy bardzo rzadko rozgrywa mecze, które byłyby przyjemne dla oka, w których przekonująco i wysoko wygrywa. Takie spotkania w ostatnich 30 miesiącach można by policzyć na palcach obu rąk, a i tak byłoby to za dużo. Rywalizacja z „Petrą”, biorąc pod uwagę sytuację gospodarzy i ograniczenia w ofensywie „Wojskowych” zapowiadała się na trudną do oglądania. O dziwo, nie do końca tak było. Legioniści stworzyli sobie kilka dogodnych okazji, ale bardziej wynikało to z niefrasobliwości płockich zawodników niż kreatywności podopiecznych Vukovicia. Do tego raziła nieskuteczność, ale czy powinniśmy się temu dziwić? Znakomite okazje mieli czterej piłkarze. Jednak Luquinhas to zawodnik, który nie potrafi ani strzelać, ani asystować, Niezgoda jest dość piłkarsko ograniczony i zależny od dobrych podań, Nagy chimeryczny jak pogoda, a Novikovas najwyraźniej wciąż potrzebuje czasu, zresztą wraca po dość długim urazie. W każdym razie nasi zawodnicy jedynie z rzadka potrafili zaskoczyć przeciwników zmianą tempa gry, przerzutem, czy szybką wymianą podań. Brakowało pomysłu na rozegranie, a jeśli nawet był niweczyły go niedokładne zagrania. Najbardziej jednak raził marazm, statyczność w grze legionistów, zwłaszcza na tle po prostu słabej Wisły. Trudno to racjonalnie wytłumaczyć.

3. Spodziewane ustawienie. Po niezłym występie, zwłaszcza zważywszy na długą grę w osłabieniu, wydawało się, że zestawienie składu z Gwilią na lewej pomocy (bo nie na skrzydle) i Cafu na „10” ma widoki na przyszłość. Nie sposób było więc dziwić się trenerowi, że zdecydował się takie samo zestawienie drużyny. Tym razem jednak kilku piłkarzy zdecydowanie nie dojechało na mecz. Wspomniany Luquinhas (3 pojedynki wygrane na 11 prób) i bezproduktywny Cafu zostali zmienieni już w przerwie, ale nie tylko oni zawodzili. Gwilia (11 strat, pojedynki 4/15) i Antolić (przebiegł w całym meczu 7,78 km…) też prezentowali się poniżej możliwości. A wszystkich przerastał Furman… Inna sprawa, że zmiennicy (Nagy i Novikovas) także zawiedli. Nie rozruszali gry, a gdy już w końcu doszli do stuprocentowych okazji strzeleckich to je w niewytłumaczalny sposób zmarnowali. Nie wiem co zamierza w najbliższym meczu szkoleniowiec, ale chyba lepiej odłożyć eksperymenty. Niech piłkarze grają na swoich pozycjach.

4. Błąd Majeckiego. Majecki broni regularnie w Legii od niemal roku. W tym czasie niczego jeszcze nie zawalił, aż do środy. Zdarzyło się, bo w końcu zdarzyć musiało. Szkoda tylko, że kosztowało nas to stratę kompletu punktów. Z drugiej strony warto zatrzymać się na zachowaniu piłkarzy z pola. W momencie oddawania strzału Stolarski przytrzymywał Kuświka. Puścił go jednak, zatrzymał się i razem z Martinsem, patrzyli na to, co się wydarzy…

5.„Furman nie na Legię!” Wiosną, gdy pojawił się temat powrotu Furmana na Łazienkowską, można było spotkać się z wieloma krytycznymi głosami takiego pomysłu. Przyznam, że i ja miałem ambiwalentny stosunek do piłkarskich zdolności Dominika. Tymczasem mimo że gra na futbolowej prowincji i to on jest największą gwiazdą zespołu, wyraźnie widać, że się piłkarsko rozwinął, potrzebował być liderem. I takim mógłby być w Warszawie. Owszem, wcześniej mu się nieszczególnie udawało, ale to był inny zawodnik, a i w Legii była zupełnie inna konkurencja w środku pola. Co więc dalej? Furman do Legii!

Autor: Jakub Majewski “Qbas”
Twitter: QbasLL

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.