fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

22. urodziny LL!

Hugollek - Wiadomość archiwalna

Dziś obchodzimy dwudzieste drugie urodziny portalu Legionisci.com, który znany był wcześniej jako legialive.pl. W ciągu tych 264 miesięcy relacjonowaliśmy dla Was wydarzenia z udziałem zawodników Legii (nie tylko tych z sekcji piłkarskiej) zarówno z wielu zakątków Europy, jak i z Azji czy Ameryki Północnej, niezależnie od okoliczności. Byliśmy świadkami: wywalczania licznych mistrzostw Polski, wielokrotnego zdobywania Pucharu Polski, odradzania się potęgi koszykarskiej Legii, wzlotów i upadków sekcji hokejowej i siatkarskiej, powstawania nowych czy wskrzeszania dawno zapomnianych dyscyplin, w których legioniści niegdyś świętowali tryumfy. Staraliśmy się także być wszędzie tam, gdzie choćby w najmniejszym stopniu byliście obecni Wy – kibice Legii. Mecze wyjazdowe, radosne przemarsze na Starówkę przez miasto połączone z fetowaniem mistrzostw Polski, obchody kolejnych rocznic wybuchu Powstania Warszawskiego, sesja Rady Miasta, podczas której ważyły się losy środków na budowę nowego stadionu czy okres sporu, gdy klubem rządziło ITI – zawsze wtedy staraliśmy się być blisko Was.

Abyście jednak mogli raz jeszcze przeżyć to, w czym sami partycypowaliście lub wręcz przeciwnie – móc doświadczyć wydarzeń, których nie mieliście okazji poczuć osobiście: przeczytać o nich, zobaczyć na zdjęciach czy obejrzeć na filmach, potrzebowaliśmy ludzi – kibiców, którzy działali na zasadzie czystej pasji, bo pewnie mało kto wie, ale każdy, kto „przewinął się” przez redakcję, angażował się w działalność strony całkowicie społecznie. Tych przysłowiowych rąk do pracy na szczęście w redakcji nigdy nie brakowało. Trzeba jednak podkreślić, że gdyby nie zaangażowanie fanów, którzy przez te ponad dwie dekady tworzyli (z redaktorem naczelnym Woytkiem na czele) największy kibicowski i nieoficjalny portal o najlepszym na świecie klubie, z pewnością wiele wydarzeń z legijnego i okołolegijnego życia przeszłoby bez informacyjnego echa.

Musicie zdawać sobie sprawę z tego, że LL! nie tworzyły jedynie osoby, które aktualnie znajdują się w stopce redakcyjnej. Było nas znacznie więcej – co najmniej kilkadziesiąt, jeśli i nie ponad sto postaci, jeśli wliczylibyśmy tych, którzy dostarczali nam informacje za pomocą funkcjonującej swego czasu zakładki „Zgłoś newsa”. Nie wszystkim udało się wytrwać w swojej działalności, co stanowi naturalną kolej rzeczy. Niektórzy odeszli z powodu zmiany miejsca zamieszkania, inni nie byli w stanie pogodzić działalności dla portalu z życiem zawodowym i prywatnym, jeszcze innym nie starczyło odpowiedniego zapału. Życie. Nie możemy jednak o nich zapomnieć, bo każdy z nich wniósł to swoiste „coś” w rozwój portalu. Bez nich LL! nie byłaby tym, czym jest obecnie – prężnie działającym serwisem, który codziennie jest czytany przez dziesiątki tysięcy kibiców.

W związku z naszym jubileuszem postanowiliśmy dotrzeć do tych, którzy LL! współtworzyli, abyście i Wy mogli ich chociaż trochę bliżej poznać, bo z całą pewnością należy im się uznanie i szacunek. Niestety, po latach nie udało nam się skontaktować ze wszystkimi, zwłaszcza z tymi, którzy działali na rzecz strony w początkowej fazie jej działalności, kiedy główną formę komunikacji stanowiła wymiana mailowa czy kanał IRC. Nie zapominamy jednak o nich i pragniemy im gorąco podziękować za ich nieoceniony wkład w rozwój serwisu!

Michał Szmitkowski (Szmiciu), w LL! od 1999 do 2006 roku:
„Moje dołączenie do zespołu LegiaLIVE! datuję mniej więcej na koniec 1999 roku lub początek 2000 roku. Dla licealisty marzącego o karierze dziennikarskiej i fotoreporterskiej była to wymarzona okazja, by spróbować swych sił. Kolega – redaktor naczelny Woytek – poprosił o kilka tekstów próbnych i można było zaczynać przygodę. Trzeba przypomnieć, że były to czasy łączenia się z siecią przez modem, prowadzenia kabla telefonicznego przez całe mieszkanie, pisanie relacji, obróbki zdjęć – dobre parę godzin. Dziś patrząc na te teksty mam do nich więcej niż dużo zastrzeżeń. :) Było tam więcej emocji i często frustracji. Reagowałem bardziej jak kibic niż dziennikarz relacjonujący mecz, chociaż zdawałem sobie z tego sprawę i walczyłem z tym za każdym razem. :) To są zdecydowanie najfajniejsze lata z mojej kibicowskiej przeszłości. Swoją przygodę z LL! zakończyłem mistrzowskim sezonem 2005/2006.
Czuję dumę z tego, że mogłem być częścią tak świetnego projektu jak LegiaLIVE! Mając 16 lat, dostałem możliwość przebywania bliżej piłkarzy mojej ukochanej Legii, pisania relacji z jej występów, a w późniejszym czasie filmowania i fotografowania, czym zajmuję się dzisiaj zawodowo. Z tego, co pamiętam, jako pierwsi wrzucaliśmy do sieci filmy z opraw. Przez wiele lat mój wieczór meczowy wyglądał według następującego schematu: zdjęcia przed meczem, spisywanie najważniejszych wydarzeń ze spotkania, konferencja na dyktafon kasetowy”.

Szmiciu przygotował specjalnie dla Was filmik z legijnymi oprawami z okresu swojej działalności w portalu.



Piotr Kucza, w LL! od 2001 roku:
„Moja współpraca z portalem ‘Legialive.pl’ rozpoczęła się na przełomie XX i XXI wieku. Studiowałem wtedy na Politechnice Warszawskiej. Na mecze Legii chodziłem regularnie od 1992 roku, a fotografią zacząłem się zajmować pod koniec lat 90-tych ubiegłego stulecia. Początkowo pracowałem dla lokalnych mediów w Legionowie. Na przełomie wieków udało mi się jednak połączyć obie moje pasje – piłkę nożną i wykonywanie zdjęć; i wtedy to właśnie zacząłem robić zdjęcia na meczach Legii. Wówczas nie było oficjalnej strony klubu. Istniała ‘Legialive.pl’, będąca serwisem kibicowskim i w zasadzie tyle. Na pewno nie funkcjonowała jeszcze strona ‘Legia.com.pl’, bo ta powstała 19 grudnia 2003 roku. Pamiętam dobrze tę datę, bo wówczas urodził się mój syn. Portal ‘Legia.net’ chyba też jeszcze wtedy nie istniał. Jako że byłem, jestem i będę kibicem warszawskiej drużyny, to jakoś tak naturalnie wyszło, że zacząłem współpracować z ‘Legialive.pl’. Byłem na IRCu w grupie ‘Legia’, znałem się z chłopakami z ‘Cyberf@nów’. Wprawdzie nie należałem do grupy, ale trzymałem się blisko niej. Paradoksalnie teraz nawet bardziej niż w przeszłości. A wracając do ‘Legialive’, to jakoś tak zgadałem się z Woytkiem, że w kwietniu - w Wielką Sobotę - pojechałem na ligowy mecz wyjazdowy do Zabrza [14 kwietnia 2001 roku – przyp. red.]. Tam wykonałem swoje pierwsze zdjęcia dla serwisu, które zresztą nadal można oglądać na stronie. Dla ‘LL!’ fotografowałem przez rundę wiosenną sezonu 2000/2001. Inwestowałem wówczas w siebie jako fotografa. Kupowałem rolkę lub dwie negatywu, później wywoływałem film, robiłem odbitki, skanowałem na uczelni i wysyłałem do serwisu, gdzie później były zamieszczane na stronie. Najwcześniej odbywało się to jednak dzień po meczu. Mimo to i tak wszyscy byli zadowoleni, że tych 10 marnej (z perspektywy czasów obecnych) jakości zdjęć ukazało się.

Pierwsze zdjęcia Piotra w serwisie:


Ostatnim spotkaniem wspomnianego sezonu był pojedynek z Wisłą Kraków, która zdobyła mistrzostwo Polski przy Łazienkowskiej. Pamiętam, że spłonęła wówczas jej wielka flaga. Był to pierwszy mecz, kiedy zdjęcia robiłem już dla tygodnika ‘Nasza Legia’. Traktowałem to jako awans. Nie musiałem już kupować materiałów, ponieważ je otrzymywałem. Nie zarabiałem jeszcze wprawdzie na fotografowaniu, ale nie musiałem już wydawać na nie pieniędzy. I tak ta moja kariera wystartowała... Tu jednak chcę podkreślić, że stosunków z ‘Legialive’ nie zerwałem. W sumie jeśli stwierdzę, że współpracujemy do dzisiaj, to nie będzie to kłamstwem. Przy różnych okazjach bowiem, zwłaszcza podczas wyjazdów, kiedy mogę pomóc – obecnie serwisowi ‘Legionisci.com’ – to z chęcią to robię i mam nadzieję, że inni też są z tego zadowoleni.

Współpraca z portalem pozwoliła mi nawiązać wiele znajomości, zawrzeć przyjaźnie, wejść w środowisko, a także dała mi podwaliny mojej pracy zawodowej. Wszystko to wymagało bowiem pewnego samozaparcia, chęci po prostu. W obecnych czasach, kiedy przychodzi mi współpracować z kimś młodym, to taka osoba chciałaby po miesiącu zarabiać duże pieniądze, podczas gdy ja przez pół roku wydawałem własne, żeby się uczyć i żeby moje zdjęcia zostały opublikowane. Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że to było 20 lat temu i że teraz czasy wyglądają nieco inaczej, ale ludziom brakuje po prostu cierpliwości.

Portalowi ‘Legionisci.com’ życzę tego, aby trwał wiecznie, by przeżył tych, którzy go utworzyli. Jeśli pożyczę mu 100 lat, to chyba będzie dobrze? Myślę, że mimo iż obecnie oficjalna strona Legii działa zupełnie inaczej niż kiedyś, czyli prężnie, to portal ‘Legionisci.com’ ma jak najbardziej rację bytu, gdyż oprócz treści sportowych zawiera bardzo wiele informacji stricte kibicowskich. Fajne jest też to, że wielu ludzi, którzy tam pracowali czy współtworzyli serwis, odnalazło się w mediach czy sekcjach klubu. Poza tym nie można zapominać o najstarszym i najsilniejszym plebiscycie, w którym swoje głosy oddaje największa liczba kibiców Legii – o ‘eLkach’. Według mnie, powinien on zostać wsparty przez klub”.

Maciej Maksymowicz (MaxyM), w LL! od 2002 do 2006 roku:
„Cześć, mam na imię Maciek, ale możecie mnie kojarzyć jako MaxyMa. LegiaLive! to ogólnie był świetny czas – czas, gdy miałem kilkanaście lat mniej i świat wydawał się być nieustannym melanżem z przerwami na Legię i pomysłami takimi, że w wieku 30 lat będę miał Ferrari Testarossę i willę na „Szeszelach”. No kurna, nie mam ani Ferrari ani willi.
Szczerze mówiąc, za jasną cholerę nie pamiętam, jak się skontaktowałem z Woytkiem, a może to on ze mną…? Możliwe, że odbyło się to przez (raczkujące wówczas) forum internetowe Legii czy gdzieś na żywo. W każdym razie zostałem redaktorem portalu, ale zacząłem od zdjęć. Miałem wtedy model jednego z pierwszych aparatów cyfrowych – ‘KODAKA’ – z zawrotną liczbą pikseli, bo aż... DWÓCH! Teraz szczotka do kibla ma średnio z 10, a toster 20… No ale cóż, w tamtych czasach to było ‘WOW!’, a ludzie kupowali ‘BRAVO’ dla porad Kasi… Tak było.
Czas w LegiaLive! był świetny. Chodziłem na mecze z akredytacją i mogłem patrzeć z bliska na naszych ówczesnych kopaczy. Najfajniejsze i najpiękniejsze było jednak to, że widziałem i słyszałem całość trybun ze środka boiska. W tym czasie zawiązały się przyjaźnie – poznałem masę dobrych ludzi, z którymi utrzymuję kontakt do dziś. Wtedy był prawdziwy (dla dzisiejszej młodzieży) old-school – ‘Żyleta’, 'Cyberf@ni' – cała otoczka Legii, którą oni stworzyli, a która tylko ewoluowała do dzisiejszych czasów; ten początek był jednak ich i nikt nie ma prawa im tego odbierać czy kwestionować – to była grupa wspaniałych ludzi z totalną szajbą na punkcie Legii.
Z meczów, na których miałem akredytację LL!, zapadły mi w pamięci dwa. Jeśli chodzi o pierwszy, to wprawdzie nie pamiętam nawet, z kim graliśmy, ale wiem, że biegałem za bandami reklamowymi, robiąc zdjęcia trybun i – tak było zawsze – mało wiedziałem, co działo się na boisku. Stałem w jednym miejscu, obok rozgrzewał się nasz „Wróbel”. Spojrzałem na „Żyletę”, był remis. Nagle straszny tumult, więc skoczyłem do góry i wydarłem ryja „GOOOL!” „Wróbel” spojrzał na mnie – tak patrzył i powiedział: „E, k..., chłopaku… Karny jest przeciw nam…”
Drugie spotkanie to pamiętny mecz z Widzewem (nie, nie ten 2-3; ten, podczas którego chłopaki z Łodzi chciały pobić rekord Bena Johnsona na 100 metrów). Zacząłem od zdjęcia „Witamy w piekle” i chodziłem po stadionie, strzelając kadry. Tak się złożyło, że w pewnym momencie stanąłem tyłem do trybuny przyjezdnych. Spojrzałem w wizjer, a tu cień przebiegł z lewej, z prawej, z lewej… Nagle poczułem się jak w filmie „Szósty zmysł” – stałem, a wokół mnie rozgrywał się istny maraton bostoński. Resztę historii znacie, a kto nie zna, niech poszuka w archiwum Neostrady.
Ponadto zostałem administratorem forum Legii. To też był niezły czas. Masę osób z tego medium poznałem osobiście i tak jak wcześniej wspomniałem – znamy się do dziś.
Robiłem grafiki - tapety z panienkami do dziś są w archiwach. Z tym okresem mam dużo fajnych wspomnień, bo to był cudowny czas. Kopacze wkurzali nas jak zawsze, ale rozwijał się warszawski hip-hop. Panienki miały coś w głowach, nie było i-pokolenia, Internet był na minuty, można było więcej i w ogóle było jakoś normalniej, choć puszczano już w święta Kevina w Polsacie.
Obecnie żyję w Chicago, robię różne rzeczy. Przez 10 lat byłem grafikiem, projektantem, jestem fotografem. Byle do przodu. Co więcej, poznałem tutaj świetnych chłopaków zakręconych na punkcie Legii, z którymi tworzymy razem „LEGION ’16”.
Pozdrawiam wszystkich, którzy to czytają oraz swoich dobrych ziomali z czasów, gdy skakaliśmy z ‘Krytej’ z telemarkiem”.



Tomasz Kowalczyk (Kowi), w LL! w 2003 roku:
„Współpraca z LegiaLive! to była ciekawa przygoda, którą miło wspominam. Dzięki niej udało mi się postawić pierwsze kroki na boisku treningowym Legii, zobaczyć klub z bliska, poczuć klimat i nabrać doświadczenia, które było potrzebne w kolejnych latach pracy, co – jak się później okazało – było dla mnie niezwykle istotne. Kolejne kroki zawodowej kariery (bo zawsze marzyłem, żeby zostać dziennikarzem) skierowałem w stronę radia i tam na długie lata odnalazłem swoje miejsce na ziemi. Jednak czas kilku miesięcy spędzonych w LegiaLive! był bezcenny i wspominam ten okres z rozrzewnieniem. Portal tworzyli ludzie z pasją i tą pasją zarażali, poświęcając bardzo dużo swojego czasu na pisanie o klubie.
Praca dziennikarza w 2002 czy 2003 roku wyglądała zupełnie inaczej niż dziś. Z jednej strony towarzyszyło nam wolniejsze tempo i mniejsza pogoń za sensacją, ale była też większa szansa na bardzo dokładne sprawdzenie informacji i wzięcie większej odpowiedzialności za słowo. Z drugiej strony był to zupełnie inaczej wyglądający świat Internetu.
Nie były to przecież czasy, w których kilkoma kliknięciami można było przesłać wiadomość do szerokiej grupy odbiorców, np. na Twitterze, a naprawdę trzeba się było napocić, żeby coś opublikować. Pamiętam, jak wyglądało stworzenie artykułu. Długie zbieranie informacji, dzwonienie, umawianie się na spotkanie i wreszcie pisanie tekstów, jednak bez tak szeroko dostępnych źródeł. Wikipedia nie istniała wtedy przecież w takim zakresie, jak obecnie. Kiedy artykuł już powstawał, czasem trzeba było wybrać się do… kafejki internetowej, bo stałe łącze w domu wcale nie było takie stałe... w uczuciach... przewodzenia danych. :)
Pierwsze tygodnie współpracy były związane z wizytami na treningu, obserwowaniem wszystkiego z boku, czasem z krótką rozmową z ówczesnymi gwiazdami drużyny, jak Marek Saganowski, Tomasz Sokołowski czy Tomasz Kiełbowicz. Chętnych do krótkich pogawędek nie brakowało, a wśród nich był również trener Dariusz Kubicki. Swoją serdeczną pomoc oferował też rzecznik prasowy Piotr Strejlau, który do dziś pozostaje wzorem w tym fachu, patrząc z perspektywy lat.
Już wtedy istniał jednak internetowy hejt, bo pamiętam, że kiedy umówiłem się na dłuższy wywiad z prezesem Edwardem Trylnikiem, ten zwrócił uwagę, że komentarze, które czasem ukazują się pod artykułami, są lekką przesadą. Już po miesiącu współpracy musiałem np. wytłumaczyć, że redakcja za te komentarze do końca nie odpowiada. W tamtym czasie udało mi się zobaczyć kilka spotkań, nagrać kilka wywiadów, z dużym zapałem jeździć na treningi i realizować swoją pasję.
Lato, koniec szkoły średniej, zbliżające się studia, nowy pomysł i zaciekawienie – tyle pamiętam z tamtego okresu. Ten beztroski czas do dziś wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Koleżanki i Koledzy, życzę Wam, żeby uśmiech gościł na waszych twarzach przez kolejne lata przy tworzeniu portalu”.

Barthor, w LL! od 2003 do 2004 roku:
„Jeśli chodzi o mnie, to nie ma tutaj dużej historii. W tamtym czasie siedziałem na IRCu (taki komunikator jeszcze przed erą GG) na kanałach #Legia i #Cyberf@ni, na których siedzieli także: Woytek, Mishka, Turi, Bodziach i jeszcze kilka innych osób, które wówczas współtworzyły serwis. Stamtąd się znaliśmy. Obecnie już dokładnie nie pamiętam, jak to się stało, ale na początku pomagałem przy relacjach live (na podstawie pirackich streamów lub SMS-ów od Woytka), później napisałem też kilka-kilkanaście newsów.
Wydaje mi się, że ogarniałem jeszcze którąś sekcję na stronie, ale ręki sobie uciąć nie dam.
Później w 2005 roku przez decyzje pewnych osób sympatie klubowe zaczęły się rozjeżdżać i kontakt mimowolnie się urwał”.

Tomasz Szczepański (Szczepan), w LL! od 2003 do 2005 roku:
„Muszę przyznać, że w porównaniu do ogromu pracy, którą wykonywał Woytek (z pomocą Mishki, Turi, Bodziacha i pewnie jeszcze paru innych osób, których ksywek z tamtego okresu nie pamiętam, za co przepraszam), dołożyłem tylko małą cegiełkę do rozwoju portalu.
Generalnie moja rola sprowadzała się do tego, że miałem od czasu do czasu możliwość załatwienia jakiejś dodatkowej akredytacji i dzięki temu mogłem pracować na murawie z aparatem. Chociaż ‘pracować’ to za duże słowo, bo byłem totalnym amatorem z cyfrową ‘małpkom’. Jakość tych zdjęć dzisiaj pewnie nie nadawałaby się do żadnej publikacji. Tak naprawdę byłem drugim czy trzecim ‘fotografem’ z LegiaLive! na murawie. Czasami to były zdjęcia, czasami filmiki trybun z perspektywy murawy.
Parę meczów u siebie, parę wyjazdowych. Z tych drugich miałem to szczęście, że zaliczyłem spotkanie na Widzewie z pamiętnymi kontrami w stronę oprawy gospodarzy (m.in. ‘Legia - koszmar z ul. Łazienkowskiej’) i bodajże pojedynek w Poznaniu ze słynną oprawą ‘Cały Poznań chórem’.
Raczej nie zajmowałem się newsami czy artykułami, chociaż pewnie jeden czy dwa zdarzyło mi się popełnić. Możliwe, że były to jakieś relacje ze spotkań z piłkarzami, które wtedy były organizowane w pubie pod ‘Krytą’ (chociaż chyba większość z nich pisała Turi, a ja co najwyżej dorzuciłem jakieś fotki czy filmiki).
Dużo tego nie było. Natomiast nawet taka trzecioplanowa rola przy tworzeniu tak świetnego serwisu dawała mnóstwo satysfakcji, tym bardziej że LegiaLive! było według mnie przez lata wzorem tego, jak powinna być prowadzona strona klubu (czy to czysto piłkarskiego czy wielosekcyjnego). LL! w tamtym czasie przewyższała nie tylko inne strony tworzone przez kibiców w Polsce, ale i oficjalne strony klubowe. Co więcej, jestem przekonany, że to właśnie LegiaLive! stanowiła inspirację dla wielu klubowych portali, które powstały później. Szczególnie, jeżeli chodzi o ilość materiałów, jak i ich poziom. Były to czasy, kiedy nie funkcjonowały takie pojęcia jak ‘social media’, ‘fanbase’; nie było też ‘lajków’, a co za tym idzie – ich kupowania i pompowania statystyk. Odbiorcę, czytelnika, itd. zdobywało się ciężką pracą, oddaniem i rzetelnością. LegiaLive! miała to wszystko.
Tak naprawdę nawet teraz, kiedy oficjalne portale już jakiś czas temu zyskały profesjonalne wykończenie, administrowanie czy ekskluzywne treści (i przede wszystkim dostęp do środków finansowych z klubowej kasy), to LL! / legionisci.com to wciąż najwyższa półka”.



Adam Polak, w LL! od 2004 do 2007 roku:
„»Cześć, Adam! Nie chciałbyś sfotografować meczu Legii dla LegiaLive!?« Mniej więcej tak brzmiały słowa, które rozpoczęły niezapomniany etap w moim życiu. Kilka lat, podczas których uczyłem się fotografowania piłki nożnej, poznawałem kulisy pracy mediów sportowych, zrozumiałem, jak funkcjonują środowiska kibicowskie i – przede wszystkim – poznałem ludzi oddanych bez reszty temu, co kochali – Legii. Tego, co czułem, wchodząc jako fotograf ‘na murawę’ pierwszy raz w życiu, nie zapomnę nigdy. Był to mecz z Górnikiem Zabrze jesienią 2004 roku, a ja do dzisiaj pamiętam, jak brzmi „Mistrzem Polski jest Legia”, gdy stało się kilka metrów od płotu starej ‘Żylety’. Nie zapomnę również wyjazdu do Zabrza, gdzie po bramce Włodarczyka Legia zdobyła MP, a godzinę później biegałem po murawie stadionu przy Roosevelta i robiłem zdjęcia cieszącym się kibicom Legii. Takich wspomnień mam mnóstwo i za wszystkie serdecznie dziękuję przede wszystkim Magdzie i Wojtkowi, którzy pozwolili mi na przeżycie tej niesamowitej przygody. Często różniliśmy się w ocenie różnych sytuacji dotyczących kibiców, polityki klubu, itd. Nigdy nie musiałem jednak ukrywać swoich poglądów, nigdy nie musiałem się bać głośno mówić, co myślę.
Patrząc na to (również z perspektywy minionych lat), cholernie to doceniam, gdyż nie w każdej redakcji można mówić głośno, co leży na sercu.
W 2007 roku rozpocząłem pracę w Legii i w ten sposób spełniło się jedno ze moich największych marzeń. Nigdy bym tam jednak nie trafił, gdyby nie LegiaLive!
Spider, Magda, Wojtek, Turi – dziękuję”.

Pierwsze zdjęcia Adama w serwisie:


Igor Pietkiewicz-Brégy (Igoro), w LL! od 2004 do 2007 roku:
„Będąc uczniem żoliborskiej podstawówki, oczywistym było zainteresowanie piłką nożną. Pytanie brzmiało: którą? Tą z niedalekiej Konwiktorskiej czy tą prawdziwą z Łazienkowskiej? Szkoła podzielona po równo. Do dziś nie wiem, skąd ten wybór. Zapewne intuicja. W każdym razie ‘Studio S13’ było czymś obowiązkowym. Do czasu. A dokładnie do 1995 roku, kiedy to Legia grała o Puchar z GKS-em Katowice. Oczywiście miejsce na ‘Żylecie’. Mecz się nie zaczął, a ja czułem się tak, jakbym właśnie przeżył wszystko, co w życiu najpiękniejsze – i emocje na boisku i na trybunach. ;) Bowiem zarówno na Łazienkowskiej, jak i po meczu, aby nie dowiedzieć się, czym jest odcisk pały na plecach, musiałem chować się pod… nyską. Potem już poszło lawinowo. Ot, człowiek raz poczuł.
Do dziś pamiętam, jak Woytek napisał, że poszukuje ludzi do serwisu. Zgłosiłem się. Udało się. Początki łatwe nie były. Niesamowitą sprawą było zasuwanie raniutko do kiosku po gazetki i wyciąganie wszystkiego, co się tyczyło najwspanialszego klubu na świecie. W końcu przyszła pora na wyjazdy jako fotoreporter. I tu chyba wyjazd, którego NIGDY nie zapomnę. Do Poznania. Samochodem, który świeżo przejąłem od starych. Z kumplami – Łukim i Belkiem z Wawra – umówiliśmy się na rondzie de Gaulle’a. Zakupy w monopolowym i w drogę. Ledwie wjechaliśmy do Ożarowa, a przy około 100km/h otworzyła nam się maska. Szyba stała się jedną wielką pajęczyną. Okazało się, że jeden z pasażerów tam, gdzie ja otwierałem maskę, otwierał bagażnik. Wlekliśmy się niemiłosiernie, bo nie mieliśmy gwarancji, że szkło nie wyląduje na naszych twarzach. Dojechaliśmy. Za browara zaparkowaliśmy na terenie jakiejś drukarni. Ja do bramki ‘prasowej’, ziomki do naszych. Przyznać muszę, że stadion – jak na tamte czasy – robił wrażenie z murawy. To był jeden z bardziej udanych wyjazdów w ramach współpracy z LegiaLive!
Na pewno w pamięci został również wyjazd na Wisłę, choć nie wynik był powodem do zadowolenia (0-1), ale fakt, iż nocowałem u... fanki. Wyjazdy rozochociły mnie tak bardzo, że tych było coraz więcej. Zawsze praktycznie tym samym składem. I zawsze na wesoło. W drodze do Łęcznej, zaraz po kontroli, puknęliśmy samochodem policjanta. W Płocku (słynny wyjazd) ziomki postanowiły wyjaśnić sobie kilka spraw z kibicami Petry, prawiącymi mądrości z któregoś tam piętra bloku. W trakcie wymiany zdań, siedząc samemu w samochodzie, usłyszałem głuche puknięcie. Dopiero po jakimś czasie zorientowaliśmy się, że pod nogami pasażerów na tyle leżała połowa cegłówki. Wpadła idealnie – okno otwarte było do połowy. Wyjazd do Płocka to również nowe doświadczenie ziomali. Ci przekonali się, że klapsiki w pupę mierzone z auta do miejscowych dziewczyn śmigających na rowerach były dla nich fajnym doświadczeniem. Praca w LegiaLive! była czymś kapitalnym, bo człowiek dawał coś od siebie innym, mając przy tym niesamowitą radochę.
Jednak zupełnie nie pamiętam, jak się skończyła. Jakoś się rozpłynęła. Zapewne wpływ miała na to praca, a także obecna żona, którą na pierwszą randkę zabrałem na… Legię i która mecze z poziomu trybun uwielbia”.



Przemysław Szumski (AJ), w LL! od 2005 do 2009 roku:
„Moja przygoda w LL! zaczęła się w 2005 roku, o ile dobrze pamiętam. Był to na pewno rok, kiedy GKS Katowice spadł z Ekstraklasy. Wtedy była to pierwsza liga.
Jak trafiłem do redakcji? To żadna wielka historia. Wówczas swą świetność świętował czat LL!, gdzie jakiś czas się udzielałem. Podczas jednej z rozmów Mishka zaproponowała mi, czy nie chciałbym pojechać z nią i Piotrkiem Kuczą do Katowic na mecz z GKS, na co przystałem. Pojechaliśmy i można powiedzieć, że tak zaczęła się moja przygoda w redakcji. W latach mojej aktywności Internet dopiero stawał się coraz bardziej powszechny, a LL! nie wyglądała jak teraz.
To, co na 99% rozpocząłem w portalu, choć bardziej nieświadomie niż świadomie, to „relacje z trybun”, jednak nie chodzi o typową formę pisemną, lecz o filmiki z dopingiem i oprawami, które nagrywałem z perspektywy starej „Żylety”. Na pewno wiele osób pamięta, jak wisiałem gdzieś na gnieździe, kręcąc wideo z dopingiem. Tę aktywność kontynuowałem także na wyjazdach. Trwało to około 2-3 lat, a w międzyczasie robiłem jakieś pojedyncze fotoreportaże z meczów rezerw Legii czy sekcji siatkówki.
A co dała mi praca w LL!? Hmm..., nie była to praca. Nie traktowałem tego w ten sposób. Była to dla mnie bardziej zabawa, która sprawiała mi przyjemność.
Jest jednak jedna rzecz, którą muszę napisać – może nie bezpośrednio dzięki LL!, ale na pewno pośrednio poznałem i nawiązałem kontakty z kibicami FC Den Haag. Nasza znajomość przerodziła się w przyjaźń, która trwa do dziś”.

Zdjęcia Przemka z Hagi



Piotr Matejuk (Baranek), w LL! od 2005 do 2009 roku:
„Moja znajomość z LegiaLIVE! zaczęła się w okolicach roku 2004-2005. Udzielałem się nieco na forum, kibicowałem też jednemu z małych warszawskich klubów – Marymontowi Warszawa. Później (w sumie nie pamiętam przy jakiej okazji :D) poznałem turi. Chodziliśmy razem na Łazienkowską, jeździliśmy na rowerach i dobrze się ‘okołolegijnie’ bawiliśmy.
To był świetny czas. Potem - wraz z akcją chodzenia na kosza do hali na Obrońców Tobruku - poznałem: Bodziacha, Gacka i Woytka, a także Hugollka. Dla LL! robiłem trochę fot, napisałem też jeden czy dwa artykuły. Byliśmy wspólnie na paru zabawnych wyjazdach. Łezka się w oku kręci! Pozdrowienia i szacunek dla wszystkich, którzy tworzyli ten portal!”

Adam Konopka (Łysolek), w LL! od 2005 do 2010 roku:
„To był jakoś rok 2003, kiedy dołączyłem do forum LegiaLIVE! Tam też poznałem kilku ludzi, z którymi poza forum chcieliśmy tworzyć coś więcej. Przeprowadzaliśmy różne akcje kibicowskie, turnieje piłkarskie, umawialiśmy się na wspólne wyjazdy, itd.
Na forum zaczęliśmy tworzyć listę miejsc w klimatach legijnych, w których można było obejrzeć mecz i napić się piwa. Kilka osób na forum było założycielami bądź redaktorami ówczesnego LegiaLIVE!, w tym Woytek i to on bodajże poprosił mnie, abym zajął się działem ‘Nasze Puby’ ze względu na moje uwielbienie do złocistego trunku. :) Oprócz tego byłem też przez spory kawałek czasu moderatorem forum LegiaLIVE! Dzięki temu poznałem wielu bardzo wartościowych ludzi; z niektórymi z nich mam kontakt do dziś. Nie sposób wymienić wszystkich, a nie chciałbym kogoś pominąć. Większość tworzy bądź tworzyło główny ruch ultras na Legii. Pamiętam, jak utworzyła się grupa na forum „Ultra Bounce '03”, która wspierała „Cyberf@nów” przy tworzeniu opraw, a w późniejszym czasie z tych dwóch grup powstali „Nieznani Sprawcy”. Dodam, że przez to forum poznałem też naszego wodzireja Piotrka S.”

Jacek Wójcikowski (JP_85), w LL! od 2005 do 2011 roku:
„Moja przygoda z LL! zaczęła się baaaardzo dawno temu. Szczerze powiedziawszy, to nie pamiętam swoich początków. Mam wrażenie, że był to... początek Internetu. [śmiech] Dostałem na urodziny aparat cyfrowy, który robił zdjęcia 640x480 px, a że całe moje życie kręci się wokół Legii, to zdjęcia też zacząłem robić na Legii. Nie wiem, czy istniały wówczas jakiekolwiek inne, legijne portale, ale ten przypadł mi do gustu od pierwszej chwili.
Z racji tego, iż celem moich zdjęć było od zawsze pokazywanie i niejako oddawanie jak największej liczbie osób atmosfery panującej przy Łazienkowskiej, zacząłem wysyłać zdjęcia właśnie do serwisu ‘Legialive.pl’. Ów serwis był, jest i mam nadzieję, że nadal będzie portalem, do którego zawsze można zajrzeć i przeczytać o tym, co dzieje się w naszym ukochanym klubie. Są tam zamieszczane prawdziwe informacje pisane przez fanatyków Legii – ludzi, którzy tak samo jak ja mają Legię w sercu i całe ich życie kręci się wokół naszego klubu. Z ludźmi z LL! zawsze mi się dobrze współpracowało.
Czy bym coś zmienił, gdybym mógł? Zdecydowanie tak! Dałbym większe możliwości poruszania się po stadionie, a także większą możliwość kontaktu z osobami z klubu, abyśmy mogli jeszcze lepiej poznawać sytuację w nim panującą, zwłaszcza od strony, która nas najbardziej interesuje”.

Jedne z pierwszych zdjęć Jacka


Monika Sasin (Ruda), w LL! od 2009 do 2011 roku:
„Do serwisu LegiaLive! trafiłam w sumie przypadkiem. Swego czasu urządzałam turnieje koszykarskie i tam poznałam jednego z koszykarzy, w którym po cichu się podkochiwałam. Dowiedziałam się, że gra właśnie w Legii. Poszłam na jeden, drugi, trzeci mecz. Podobała mi się gra, taktyka oraz koszykarz. Zaczęłam robić zdjęcia (nie, nie, nie byłam psychofanką, która gapi się na zdjęcie przez cały wieczór). Moje zdjęcia zaczęły się podobać i zaczęłam je regularnie robić. Potem jednak musiałam już niestety skończyć studia i nie miałam wystarczająco dużo czasu, by chodzić na mecze. Obecnie jestem żoną i mamą Zosi. Dodam, że moim mężem nie został wspominany przeze mnie koszykarz”.

Pierwsze zdjecia Rudej


Marek Chrzanowski (Chrzanek), w LL! od 2012 do 2014 roku:
„Będąc stałym bywalcem trybun i mając trochę wolnego czasu, postanowiłem zaangażować się w działalność portalu. Skontaktowałem się z Woytkiem, wskazując wydarzenia, z których mogłem napisać relację i przesłać dokumentację zdjęciową. Moja działalność nie opierała się tylko na jednej kategorii wydarzeń i wszystko tak naprawdę zależało od tego, co się wówczas działo i gdzie mogłem być. Pisałem relacje z treningów i wydarzeń z udziałem zawodników Legii (przede wszystkim z kibicami), zbierałem informacje o transferach, a także zajmowałem się dokumentowaniem meczów czy wydarzeń na trybunach z poziomu murawy.
Dzięki temu miałem okazję poznać wiele osób, począwszy od piłkarzy (okazja zadawania pytań po meczach), przez środowisko klubowe, a skończywszy na osobach, które zawodowo zajmowały się dziennikarstwem. Przygoda pokazała mi zupełnie inną perspektywę Legii, a przy tym czułem, że w jakimś stopniu przyłożyłem się do informowania innych kibiców o ważnych informacjach, m.in. poprzez dokumentowanie istotnych wydarzeń sportowych i kibicowskich.
Pamiętam dobrze sytuację oglądania wyjazdowego meczu Legii z perspektywy... loży prasowej w Krakowie. Poza spojrzeniem na organizację widowiska z innej trybuny, ciekawym zjawiskiem było obserwowanie (i faktycznie potwierdzenie), jaką nienawiść do „Wojskowych” żywią kibice naszych kos podczas spotkania z nami (i to w sektorach tak naprawdę piknikowych).
Od zawsze podziwiam stałą ekipę osób, która tworzy LL! – za to, ile czasu i z jaką pasją poświęcają się tworzeniu portalu. Niestety, ze względu na późniejszy brak czasu musiałem zakończyć moją przygodę z LL!, ograniczając się do kibicowania z trybun, ale z dużym sentymentem wspominam czasy, gdy mogłem działać przy portalu. Przede wszystkim czułem, że serwis tworzą kibice i w ramach takiej działalności mogłem przysłużyć się informowaniu innych o tym, co działo się w naszej Legii”.

Jakub Jeleński (Jeleń), w LL! od 2014 do 2016 roku:
„Do LegiaLive! trafiłem z kompletnego przypadku. W 2014 roku zaczynałem swoją przygodę z dziennikarstwem sportowym w III-ligowej wówczas Pogoni Grodzisk Mazowiecki. Po kilku miesiącach pisania tekstów o grodziskim trzecioligowcu jedna z osób pracujących w klubie powiedziała, że nieźle mi to wychodzi i żebym spróbował skontaktować się z Wojtkiem Dobrzyńskim, który prowadzi portal Legionisci.com. Dostałem namiar i umówiliśmy się na coś, co chyba miało być rozmową kwalifikacyjną; w rzeczywistości siedzieliśmy w pizzerii i przez dwie godziny rozmawialiśmy o Legii. Moim pierwszym napisanym tekstem był – szumnie stwierdziłem, że to felieton – tekst poświęcony idiotycznemu zamknięciu naszego stadionu przez wojewodę mazowieckiego. I tak właśnie zaczęła się moja przygoda.
Z racji tego, że byłem wtedy w drugiej klasie dość wymagającego liceum, moja aktywność w pracy dla portalu ograniczała się do sporadycznych felietonów, później natomiast zacząłem pisać relacje tekstowe (pierwszą również pamiętam, ale nie wspominam tego za dobrze, bo na własnym stadionie przegraliśmy z Jagiellonią 1-3).
W klasie maturalnej pisałem coraz mniej, ale po zdaniu egzaminów maksymalnie wkręciłem się w pracę. Z LegiaLive! pojechałem na swój pierwszy wyjazd – mecz w tym piekielnym Gdańsku, gdzie znowu przegraliśmy mistrzostwo, remisując 0-0. Pięknych wspomnień było jednak zdecydowanie więcej. Wyjazdy z genialną ekipą, na których powstała świecka tradycja śpiewania najgłupszych piosenek disco-polo po wracaniu z wygranych spotkań. Dwa mistrzostwa Polski, dwa puchary, niezapomniane wyjazdy, zdjęcie, które stało się nie tylko ogólnopolskim, ale międzynarodowym memem (widziałem je w wersji ukraińskiej), kiedy klęczałem na stadionie ze złożonymi rękoma, prosząc Boga i Orlando Sa, żeby piłka uderzona z 11 metrów wpadła do siatki. Poznanie wspaniałych ludzi i legijnego środowiska, co na pewno bardzo pomogło mi znaleźć się w miejscu, w którym jestem teraz, a mam w końcu zaszczyt pracować w mediach klubowych Legii Warszawa. Bez wątpienia, LegiaLive! była niezwykle ważnym etapem mojego kibicowskiego i zawodowego życia”.

Filip Kaczmarczyk, w LL! od 2016 do 2017 roku:
„Moja przygoda z portalem ‘Legionisci.com’ rozpoczęła się w lipcu 2016 roku. Był to czas, w którym poszukiwałem redakcji, gdzie mógłbym odbyć praktyki studenckie. Lepiej trafić nie mogłem, bowiem zespół redakcyjny umożliwił mi połączenie przyjemnego z pożytecznym, czyli miłości do Legii z dziennikarstwem. Od samego początku działalności w portalu dostałem konkretne zadania do zrealizowania oraz cenne wskazówki, jak pisać dobre teksty. Zacząłem od pisania krótkich zapowiedzi meczowych z uwzględnieniem statystyk, a następnie kontynuowałem cykle ‘Plusy i minusy’ oraz ‘Pod lupą LL!’.
Pierwszym spotkaniem, które obejrzałem z trybuny prasowej przy Łazienkowskiej, było starcie z Cracovią. Debiut na prasówce wypadł dobrze, bo Legia zwyciężyła 2-0 po golach "Niko" i "Rado". Oczywiście nie zabrakło też redakcyjnych wyjazdów na inne ekstraklasowe obiekty. Miałem przyjemność obejrzeć spotkania Legii, m.in. w: Gdańsku, Wrocławiu, Poznaniu czy Kielcach. To właśnie w drodze powrotnej z Kielc przeszedłem redakcyjny ‘chrzest’ bojowo-wyjazdowy.
Moja działalność w serwisie ‘Legionisci.com’ stanowiła cenne doświadczenie i wielką przygodę, podczas której poznałem ludzi z ogromną pasją i zamiłowaniem do klubu z Łazienkowskiej. Z tego miejsca chciałbym podziękować wszystkim, z którymi współpracowałem!
‘Legionisci.com’, wszystkiego naj(L)epszego! Sto (L)at!

Krzysztof Stępień (Krzyys), w LL! od 2016 do 2017 roku:
„Moja przygoda z LegiaLive! zaczęła się przypadkiem. Za wszystko odpowiedzialny jest jeden ze znajomych, znany szerszemu gronu jako Hugollek. Ludzi z redakcji znałem od dawna dzięki LLC [czatowi LL! - przyp. red.]. Jak łatwo się domyślić, moja działalność skupiła się na relacjonowaniu sekcji koszykówki. Na początku były to zdjęcia, które robiliśmy z Sebastianem na zmianę i po kilku meczach zaczęto je podpisywać także moją ksywką. Potem były także wywiady oraz nagrywanie filmów. Dzięki tej przygodzie mogłem śledzić, jak nasza drużyna wraca do najwyższej klasy rozgrywkowej i jako jeden z nielicznych miałem okazję być w Gliwicach, gdzie koszykarze przypieczętowali awans”.


REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.