Walka o autobus
Krzysztof Mocek, Nasza Legia
DziĹ nawet pi?karze rezerw Legii na nic nie majÄ
prawa narzeka?. Tymczasem na poczÄ
tku lat 70. tacy niezapomniani zawodnicy, jak Kazimierz Deyna, Bernard Blaut czy Robert Gadocha, ktĂłrzy mogli by? gwiazdami najs?ynniejszych klubĂłw europejskich, byli traktowani jak zwykli ?o?nierze. Tak w ka?dym razie nakazywa?y obowiÄ
zujÄ
ce wĂłwczas przepisy. Pi?karze wyje?d?ajÄ
cy na mecz do Zabrza czy Chorzowa musieli sami zaopatrywa? si? w kanapki, mieszka? mogli jedynie w hotelach garnizonowych, w ktĂłrych niejednokrotnie brakowa?o nie tylko ciep?ej, ale nawet zimnej wody, zaĹ w trwajÄ
cej kilka, a czasem i kilkanaĹcie godzin podrĂł?y owijali si? w ciep?e koce, gdy? stare autobusy, ktĂłrymi dysponowa? klub mia?y... nieszczelne okna.
Gdy w styczniu 1971 r. pu?kownik Kazimierz Konarski obejmowa? funkcj? szefa klubu, nawet nie zdawa? sobie sprawy z tego, jak wiele problemĂłw go czeka. Nietrudno wi?c zgadnÄ
?, jak zaskoczy?a go rozmowa z Ăłwczesnym kapitanem zespo?u, Bernardem Blautem. "Benio przyszed? do mnie i powiedzia?, ?e chcia?by mie? wraz z dru?ynÄ
zagwarantowane warunki podobne do innych I-ligowych dru?yn. SzczegĂłlnie, ?e legioniĹci zdecydowanie przewy?szali wi?kszoĹ? z owych dru?yn poziomem sportowym. Otwarcie zapyta? mnie, czy wojska nie sta? na utrzymanie klasowej dru?yny pi?karskiej" - wspomina pu?kownik Konarski. "Zapyta? mnie rĂłwnie?, czy nie chcia?bym sam zobaczy?, jak to wszystko wyglÄ
da od przys?owiowej podszewki. Nie mia?em nic przeciwko i wybra?em si? wraz z dru?ynÄ
na najbli?szy mecz wyjazdowy. O ile dobrze pami?tam - do Chorzowa."
Zaledwie kilka dni pĂł?niej z samego rana dru?yna, a wraz z niÄ
nowy szef klubu, wsiad?a do autokaru. "To by? dla mnie szok" - wspomina dalej Konarski. "Stary wehrmachtowski autobus marki MAN nie nadawa? si? do niczego. Ca?Ä
drog? 'pyrka?', co chwil? musieliĹmy si? te? zatrzymywa?, bo coĹ si? w nim psu?o. Dobrze chocia?, ?e mieliĹmy ze sobÄ
prawdziwÄ
'z?otÄ
rÄ
czk?' - Stefana Manickiego, ktĂłry ca?y czas musia? przy tym autobusie, o ile w ogĂłle mo?na by?o ten swoisty 'cud techniki' tak nazywa?, majstrowa?. Nie raz trzeba by?o te? nasze cudo pcha?, odprawia? nad nim egzorcyzmy, ?eby w ogĂłle chcia?o ono ruszy?." A na domiar z?ego by?o strasznie zimno. "Przez ca?Ä
drog? wia?o. Pami?tam, ?e zawodnicy, ?eby wygra? walk? z przenikliwym ch?odem, otulali si? w koce" - wspomina dalej pu?kownik.
Legia dysponowa?a jednak jeszcze jednym autobusem. Od Miejskich Zak?adĂłw Komunikacyjnych dosta?a bowiem w prezencie starego rozpadajÄ
cego si? chaussonsa, ktĂłry nie nadawa? si? ju? nawet do ruchu po Warszawie. "Na kolejny wyjazd postanowi?em wybra? si? wraz z dru?ynÄ
tym w?aĹnie autobusem. PodrĂł? min??a niestety podobnie jak poprzednio - na ciÄ
g?ych naprawach i walce z uciÄ
?liwem zimnem. A na miejsce dojechaliĹmy dopiero po kilkunastu godzinach" - wspomina Konarski.
Jeszcze wi?kszym zaskoczeniem by?a dla pu?kownika Konarskiego kwestia ?ywienia zawodnikĂłw. "Kiedy siedzia?em ju? w autobusie emocjonujÄ
c si? pierwszym wyjazdem z ca?Ä
dru?ynÄ
Legii, zobaczy?em jak pi?karze wynoszÄ
z budynku klubowego pot??ne pojemniki. OczywiĹcie koniecznie chcia?em zaspokoi? swojÄ
ciekawoĹ?, tote? zapyta?em o ich zawartoĹ?. Gdy us?ysza?em, ?e sÄ
to kanapki na drog? - przygotowane nota bene przez... ?on? kierownika dru?yny, Zbigniewa Roeslera - nie mog?em w to uwierzy?. By?em przekonany, ?e zatrzymujemy si? na jedzenie gdzieĹ po drodze. I wtedy dowiedzia?em si?, ?e brakuje na to pieni?dzy. Tak d?u?ej by? nie mog?o. Trzeba by?o zaczÄ
? dzia?a?."
Pierwszym krokiem by?a zmiana zarzÄ
dzenia, tylko i wy?Ä
cznie dla pi?karzy, aby ci nie musieli mieszka? w trakcie wyjazdĂłw w hotelach garnizonowych i by mogli sto?owa? si? podczas takich wyjazdĂłw w normalnych warunkach. Chodzi?o o zniesienie limitĂłw, ktĂłre do tej pory by?y bardzo restrykcyjne.
Drugim, rĂłwnie wa?nym, by?y starania majÄ
ce na celu za?atwienie dla pi?karzy nowego, adekwatnego do ich klasy sportowej autobusu. Tylko gdzie go znale??? "KtoĹ mi podpowiedzia?, ?e PKS zakupi? niedawno dla swoich potrzeb 40 autosanĂłw. By?y to nowiutkie, jugos?owia?skie autokary przeznaczone do komunikacji mi?dzynarodowej. Jak na owe czasy, by?a to absolutna rewelacja. CĂł? z tego, skoro dowiedzia?em si?, ?e nikt poza PKS-em ich nie dostanie."
Koniecznym sta?o si? uzyskanie "zlecenia" z G?Ăłwnego Urz?du Planowania. A o takowe by?o wĂłwczas niezwykle ci??ko. I wtedy pomĂłg? legionistom przypadek. Na basenie, ktĂłry dziĹ jest ju? jedynie wspomnieniem, pu?kownik Konarski spotka? swojego starego koleg? jeszcze z czasĂłw szko?y Ĺredniej. "To w?aĹnie on pozna? mnie z przewodniczÄ
cym Pa?stwowej Komisji Planowania Gospodarczego, Tadeuszem Wrzaszczykiem" - wspomina Konarski. I od tej pory wszystko potoczy?o si? ju? z gĂłrki. No mo?e prawie. Wrzaszczyk przys?a? do Konarskiego swojego dyrektora gabinetu, ktĂłry jak si? okaza?o by?... cz?onkiem sekcji tenisowej Legii.
Okaza?o si?, ?e ze wspomnianych 40 autokarĂłw rozdysponowanych by?o jak na razie jedynie 37. Pozosta?e trzy stanowi?y tzw. "?elaznÄ
rezerw?" dyrektora PKS. "Trzeba by?o jeden z nich za?atwi? w jakiĹ sposĂłb dla siebie" - stwierdzi? Konarski, ktĂłry nie tracÄ
c czasu uda? si? do wiceministra komunikacji, Modrzewskiego. Po kilkuminutowej rozmowie, w ktĂłrej szef Legii przedstawi? ministrowi istot? problemu, ten odes?a? go do dyrektora PKS. WyglÄ
da?o na to, ?e wszystko by?o ju? za?atwione. Tymczasem... dyrektor PKS okaza? si? wielkim przeciwnikiem pi?ki no?nej i nie mia? zamiaru oddawa? swojego autokaru dla - jak to okreĹli? - "jakiejĹ tam Legii". Zdenerwowany Konarski przekaza? t? informacj? dyrektorowi gabinetu, proszÄ
c go o interwencj? i po kilku dniach po raz kolejny uda? si? do siedziby PKS-u. Tym razem wszystko posz?o ju? zgodnie z planem i mo?na by?o powoli szykowa? si? do odbioru autokaru.
"Jeszcze tego samego dnia do Cieszyna, gdzie czeka? ca?y transport autobusĂłw, wyruszyli: szef legijnej s?u?by samochodowej chor. Jerzy GÄ
sior wraz z kierowcÄ
, Janem MiazgÄ
" - wspomina dalej pu?kownik. "Przykaza?em im, ?e gdy tylko odbiorÄ
przesy?k?, majÄ
bez chwili zw?oki mi o tym zameldowa?. Cho?by by?o to i o trzeciej w nocy."
I o drugiej nad ranem pu?kownika Konarskiego obudzi? telefon, a rano pod szatnie na ?azienkowskiej podjecha?o oczekiwane cacko. "Zawodnicy d?ugo nie mogli uwierzy?, ?e si? uda?o" - zako?czy? pu?kownik Konarski.