REKLAMA

Czyte(L)nia

Biblioteka legionisty: Historia ostatniej sekundy (268)

Bodziach, źródło: Legionisci.com

W 1959 roku nakładem wydawnictwa Ministerstwa Obrony Narodowej wydana została książka Zbigniewa Karola Rogowskiego - wówczas jednego z najpopularniejszych współpracowników "Przekroju", zatytułowana "Historia ostatniej sekundy". Przedstawia ona kilkanaście historii wielkich sportowców dawnych lat.

Głównie na temat porażek lub przeciwności losu opowiadają Jerzy Adamek, Sylwia Julito, Janusz Sidło, Józef Wójcik, Helena Rakoczy, Zygmunt Chychła, Justyn Wojsznis, Zygmunt Konieczny, Włodzimierz Markowski, Andrzej Wołkowski, Elżbieta Krzesińska czy Jerzy Mroczkowski. Wśród nich znajdziemy również opowieści trzech sportowców związanych z Legią.

"Historia ostatniej sekundy" - to tytuł nie tylko całej książki, ale i rozdziału poświęconego fantastycznemu przed laty kolarzowi, związanemu z Legią, Stanisławowi Królakowi. Historia opisuje wyścig z 1953 roku. "Pierwsze kilometry przedostatniego etapu wiodącego z Katowic do Łodzi nie przyniosły godnych uwagi wydarzeń. Dopiero gdy na czterdziestym którymś kilometrze sześciu kolarzy z reprezentantem Polonii Francuskiej Pawlisiakiem na czele podjęło dość niespodziewanie ucieczkę - na szosie zawrzało. Byłem tego dnia doskonale usposobiony. Czułem się świeży i silny. Kręciło mi się doskonale. Z powodzeniem likwidowałem ucieczki rywali. Gdy Pawlisiak wyrwał ze swoją piątką do przodu, nie dałem się zaskoczyć. (...) Jadę wciąż na pierwszej pozycji. W głowie huczy i szumi. Pot zalewa oczy. Walczę nie tylko z rywalami, ale i z własnym ciałem. Czy mnie zmoże? Zdaje mi się, że wypluję kipiące jak samowar płuca... Bezskutecznie proszę Pawlisiaka o zmianę. Przeplatając słowa polskie z francuskimi krzyczy, że nie może mi jej dać. Wpadamy na stadion. 400 metrów do mety, 300... 200... 150... Prowadzę cały czas jadąc po mniejszym obwodzie bieżni. Kulę się jak mogę najniżej, żeby zmniejszyć opór powietrza do minimum. Stopiony z metalem jakby w organiczną całość zapominam o wszystkim na świecie poza istnieniem białej linii mety, którą muszę dziś minąć pierwszy. Muszę! Myśl, serce i mięśnie ożywia tylko to jedno pragnienie. Na ostatniej prostej jestem wciąż pierwszy. Gdy na nią wpadam, Pawlisiak przypuszcza generalny atak. Błyskawiczna decyzja: w połowie prostej resztką sił rzucę się do morderczego finiszu. Naprzód! Podnoszę się na siodełku i wyskakuję ostrym szpurtem do przodu. Szarpnąłem gwałtownie rowerem podrywając zbyt wysoko koło i wtedy... I wtedy w głowie zawirował stadion. Entuzjazm widowni zmienił się nagle w krzyk rozpaczy. Cisza (...)" - czytamy emocjonującą relację, która w napięciu trzyma do ostatniej sekundy.

W rozdziale "Pojedynek z lwem" przeczytamy jedną z historii wielkiego przed laty tenisisty Legii, Władysława Skoneckiego. Przytoczono pojedynek Polaka z Rosewallem w półfinale międzynarodowych mistrzostw Szwajcarii. Skonecki po wygraniu dwóch pierwszych setów, dwa kolejne przegrał. "Rosewall zagrywając teraz przeze mnie loba zmusił mnie do forsownego wysiłku. Musiałem się błyskawicznie cofnąć i biec na sam koniec kortu. Oddałem Australijczykowi mocną piłkę i zmierzałem ku siatce oczekując zagrania na backhand. Błyskawiczna riposta Rosewalla i piłka śmignęła w... przeciwną, niż należało się spodziewać, stronę kortu zmuszając mnie siłą instynktu do gwałtownego zwodu ciała. Jakimś cudem odbiłem piłkę, która na przekór - zdawałoby się - prawu fizycznemu zaatakowała przeciwległy róg kortu. (...) Każde wybicie się z rytmu, balansu gry pochłania nieproporcjonalnie dużo energii, staje się bardzo groźne. A przecież byłem już porządnie zmęczony. I ten nagły ból!... W momencie wykonywania forsownego zwodu ciała poczułem w prawej nodze ostre kłucie. Syknąłem z bólu. Na moment straciłem świadomość. Zrobiło mi się gorąco. Czułem, jak zapadam się w kort... O tym, że wygrałem tego gema - Rosewall nie doszedł już do piłki - dowiedziałem się z tablicy wyników. Prawa noga puchła jak bania. (...) Oprzytomniałem nieco dopiero na widok biegnącego ze swego pola ku siatce z wyciągniągniętą ręką Austalijczyka, który wsunął w nią moją spoconą dłoń. Serdecznie gratulował mi zwycięstwa. Trybuny szalały. W pierwszym rzędzie przeżuwał spokojnie gumę Australijczyk Hartwig, mój jutrzejszy rywal w spotkaniu finałowym. (...) Lekarz pokiwał zagadkowo głową. Jego orzeczenie nie było żadnym odkryciem Ameryki: silne naderwanie ścięgna. - Z kortem trzeba się rozstać na kilka tygodni - zawyrokował. Orzeczenie eskulapa napędziło tęgiego stracha organizatorom - nie tyle przejęto się mną, ile faktem, iż moja niedyspozycja stawiała pod znakiem zapytania jutrzejsze spotkanie finałowe z Hartwigiem, grożąc krachem finansowym. A tu blisko cztery tysiące biletów wyprzedano... (...) Namawiano, proszono, nalegano. Nie sposób było się dłużej opierać. Po prawie bezsennej nocy podjąłem ostateczną decyzję: gram! Chciałem być lojalny wobec organizatorów stojących przed groźbą plajty. A przy tym gdzieś w skrytości ducha czaiła się nadzieja - a nuż mi się poszczęści..." - czytamy historię tenisisty Legii.

Bohaterem innego rozdziału jest z kolei Stanisław Marusarz, związany m.in. z WKS Legią Zakopane. Ten najdłuższy rozdział podzielony jest na dwie historie - pierwsza z nich to opis sportowej rywalizacji Marusarza na skoczni w Planicy, gdzie poprawił swój rekord życiowy. Druga zaś, zaś, zatytułowana "Skok, który uratował mi życie", dotyczy ucieczki przed śmiercią z rąk Niemców w czasie wojny. Pan Stanisław opisuje nieudaną próbę ucieczki na Węgry, pierwsze aresztowanie, w końcu drugie zatrzymanie i walkę o wolność. Kiedy udało się zbiec z obozu i uciec przed kulami SS-manów, rozpoczął długą przeprawę w rodzinne strony. Marusarz przytacza też historię, kiedy zwyciężył w bardzo dobrym stylu konkurs w Planicy, zgarniając przy okazji trzy nagrody... po czym w części nieoficjalnej, Norwegowie, którzy obawiali się porażki z Polakiem, zaczęli oddawać skoki dłuższe niż Marusarz. "A więc sympatyczny Norweg pobił mnie o metr. Postanowiłem za wszelką cenę rozstrzygnąć walkę na swoją korzyść. Z nową wolą zwycięstwa wychodziłem na rozbieg. Najdramatyczniejszy chyba w moim życiu pojedynek na skoczni zbliżał się do punktu kulminacyjnego. Przy progu zatrzymałem się. Na szerokości pół metra usypałem sobie na samej krawędzi dodatkowy prożek o wysokości 6 cm, opadający w kierunku rozbiegu. Był to tzw. prób loopingowy, wyrzucający wysoko w górę, na którym czułem się bardzo mocno i biłem z reguły wszystkich Norwegów. (...) Po chwili spiker ogłosił: - Stanisław Marusarz skoczył 96 m! Jest to najdłuższy ustany skok świata! Na te słowa entuzjazm publiczności zmienił się w jeden potężny, długo nie milknący huragan braw i okrzyków" - czytamy.

Gorąco polecam lekturę, nie tylko ze względu na trzy przytoczone teksty o sportowcach Legii. Pozostałe są naprawdę równie interesujące i napisane językiem, jakiego dziś próżno szukać w książkach i prasie.

Tytuł: Historia ostatniej sekundy
Autor: Zbigniew Rogowski
Wydawnictwo: MON
Rok wydania: 1959
Liczba stron: 132

Więcej recenzji książek w dziale Biblioteka legionisty.


REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.