Bartosz Kapustka - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Analiza

Punkty po meczu z Koroną Kielce

Kamil Dumała, źródło: Legionisci.com

Frajerstwo; gwiazdkowe prezenty; jak ten człowiek może grać?!; to da się prostopadle?; zarządzanie - to najważniejsze punkty po niedzielnym meczu Legii Warszawa z Koroną Kielce.



1. Frajerstwo
Długo można zastanawiać się, jak nazwać postawę Legii w spotkaniu z Koroną Kielce. Jedyne i chyba najłatwiejsze co przychodzi do głowy, to słowo frajerstwo. Nadal nie mogę pojąć, jak po kontrolowanych prawie 45 minutach, w drugiej połowie praktycznie Legii na boisku nie było. Nie rozumiem, jak ze stanu 3-1 można doprowadzić do remisu 3-3. Znaczy przepraszam, rozumiem, skoro w obronie są parodyści, którzy jak piłka do nich leci, to grają w gorącego kartofla i boją się ją wybić albo dotknąć. Dyrektor sportowy nie robi transferów, zespół osłabiony z roku na rok, a trener przeprowadza irracjonalne zmiany. Zamiast doskoczyć do czołówki rywali, po raz kolejny w frajerski sposób tracimy punkty. Jeśli dzieje się to z takimi zespołami, to nie jesteśmy nawet w 1% gotowi na to, by zdobyć mistrzostwo Polski. Mam wrażenie, że w Legii obecnie kluczowe słowo na korytarzach klubowych to minimalizm. Sukcesem jest remis z Puszczą, bo odrobiliśmy punkt, sukcesem są cztery „10” w zastępstwie za Muciego, sukcesem jest również obecna gra legionistów.



2. Gwiazdkowe prezenty
Chyba nie odkryję Ameryki, jeśli stwierdzę, że większość traconych bramek przez Legię to są gwiazdkowe prezenty dla rywali. Bramki zdobywane przez przeciwników nie wynikają z pięknych akcji, po których ręce same składają się do oklasków, tylko z nieporadności pomocy, defensywy bądź bramkarza. Do 45. minuty podopieczni trenera Kosty Runjaicia mieli wszystko pod kontrolą, Korona rzadko próbowała podchodzić pod pole karne Dominika Hładuna, jednak przed przerwą to właśnie bramkarz i w głównej roli Artur Jędrzejczyk postanowili zabawić się w Świętego Mikołaja.

fot. Canal  Sportfot. Canal Sport

Artur Jędrzejczyk, bardzo doświadczony gracz, w sytuacji pokazanej powyżej miał kilka opcji do zagrania piłki. Czekał Augustyniak, czekał Elitim, mógł też - jak to pokazał trener bramkarzy w jednym z ujęć - wywalić tę piłkę daleko przed siebie. Jednak były reprezentant Polski postanowił zabawić się w Messiego defensywy Legii, stracił piłkę, na bramkę Hładuna uderzył Martin Remacle, a piłka pod rękami naszego bramkarza wpadła do siatki. Być może sędzia mógł odgwizdać faul zawodnika Korony, ale bądźmy szczerzy - do tej sytuacji w ogóle nie powinno dojść. Ta piłka powinna być oddalona od własnego pola karnego, by nie kusić losu, a Legia w ostatnim czasie bardzo lubi to robić.
Drugi gol to minimalizm i rzecz, o której piszę od dawna: Rafał Augustyniak nigdy nie zastąpi w środku pola Bartosza Slisza. Doświadczony piłkarz czekał sobie na piłkę, zamiast dynamicznie do niej wyjść.

fot. Canal  Sportfot. Canal Sport

W dalszej części znów popisali się - i uwaga to będzie duże „zaskoczenie” - Yuri Ribeiro oraz Steve Kapuadi. Ten pierwszy bardzo często ma kłopot z dojściem do rywala, jakby go nie widział dokładnie, a jak przez mgłę. Natomiast Kapuadi skupił się na wolnej przestrzeni przed nim, nie patrząc na gracza ustawionego za nim.

3. Jak ten człowiek może grać?!
Staram się starannie obserwować i analizować Legię i naprawdę nie mam żadnych argumentów za tym, że w pierwszym składzie w praktycznie każdym meczu występuje Yuri Ribeiro. Co w nim widzi trener, czego nie potrafi dostrzec nikt inny? Może kluczowe są słowa byłego trenera Marka Gołębiewskiego, że Ribeiro dużo biega. Tylko szkoda, że to nie przekłada się na dobrą grę w defensywie. Biegać potrafi prawie każdy, a mądrze nieliczni. Portugalczyk jest zamieszany w wiele bramek zdobywanych przez rywali. Nie popisał się przy bramce dla gospodarzy w ostatnich minutach meczu.

fot. Canal  Sportfot. Canal Sport

Morishita zbyt łatwo odpuścił gracza Korony, potem Ribeiro zablokował pierwsze uderzenie, by potem zamiast wybić piłkę z pola karnego, dopuścić do zagrania w stronę Adriána Dalmau, który nie dał szans Dominikowi Hładunowi i doprowadził do wyrównania.
Jeśli na boisku występuje Ribeiro, to można stawiać domy, że Legia straci bramkę i to przynajmniej jedną (6 czystych kont na 29 występów w tym sezonie). Zawodnikowi za chwilę skończy się kontrakt, ale ma opcję przedłużenia i pewnie w następnym sezonie znów będziemy oglądać popisy tego gracza. Niestety, bez większych korzyści dla klubu z Łazienkowskiej.

4. To da się prostopadle?
Ochłońmy trochę i pochwalmy Legię za pierwszą połowę. Większość z nas denerwowała się przed meczem, jak podopieczni trenera Kosty Runjaicia poradzą sobie bez Josué. Kapitan zespołu chce zawsze postawić stempel na każdej akcji ofensywnej i można było zastanawiać się, jak będzie wyglądać atak bez niego. Trzeba przyznać, że w pierwszej połowie wyglądało to naprawdę nieźle. Zwłaszcza w wykonaniu Bartosza Kapustki i Juergena Elitima. Obaj brali na siebie ciężar gry. Ten pierwszy wystąpił w roli kapitana i był to świetny występ. Potrafił znaleźć balans pomiędzy obroną a atakiem, a piłka którą podał do Kramera przy pierwszej bramce - palce lizać! To samo uczynił Marc Gual, który podawał w tym meczu, w końcu (!) dostrzegał lepiej ustawionych zawodników, a sam świetnie wykończył dogranie wspomnianego Elitima. Jak widać, da się w Legii zagrać inaczej, niż tylko wrzutki w pole karne i „pałowanie” piłki do Wszołka, by ten coś wykombinował. Da się, tylko trzeba chcieć.

5. Zarządzanie
Ostatni akapit poświecę trenerowi. Z meczu na mecz coraz mocniej łapię się za głowę, jak złe decyzje podejmuje trener Kosta Runjaić. Na konferencji powiedział, że „w pewnym momencie ten mecz stał się trudny i w takich sytuacjach potrzeba zawodników, którzy będą liderami - tego nam zabrakło. Jest jak jest, musimy się z tym pogodzić.” Panie trenerze zabrakło wtedy liderów, nie tylko ze względu na brak transferów, na jakie Pan od bardzo dawna narzeka, ale również przez to, że ich Pan zdjął z boiska. Otóż Bartosz Kapustka, Blaz Kramer i Marc Gual, obok Elitima, byli głównymi pozytywnymi aktorami Legii w spotkaniu z Koroną. Hiszpan zdobył bramkę i zaliczył asystę, a w nagrodę po kilku minutach został zastąpiony Maciejem Rosołkiem, który pokazał jak grać nie należy. Niestety, nie tak się buduje piłkarza, u którego widać spory problem mentalny. Ten mecz mógł go w końcu odblokować i zbudować na resztę sezonu. Mam wrażenie, że pogubił się Pan i obecnie chwyta brzytwy, by jeszcze to jakoś dociągnąć. Tylko jaki ustalił Pan sobie cel na mecie? Bo nie wierzę, że z taką grą i narzekaniem na słabą kadrę (tu się zgodzę) myślicie w klubie o mistrzostwie Polski, chociaż w tej słabej lidze wszystko jest możliwe. Może zamiast domagać się czegoś w wywiadach, artykułach bądź pomeczowych wypowiedziach, warto rozmawiać w środku, w klubie, bo znów możemy pomyśleć, że drogi niektórych ludzi rozchodzą się i nasz klub nie jest ciągnięty w jedną stronę. Szkoda, że to wszystko zaczyna iść w złym kierunku, w stronę minimalizmu. Nikt z nas nie zaakceptuje tego w takim klubie, jakim jest Legia Warszawa.

Kamil Dumała

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.