Zaprzepuszczona szansa
Niestety, tylko remisem zakończyło się niedzielne spotkanie Legii z Puszczą Niepołomice. Gospodarze przez długi czas przegrywali, a do remisu doprowadzili dopiero na kilka minut przed końcem regulaminowego czasu gry za sprawą Macieja Rosołka. Tym samym "Wojskowi" nie wykorzystali potknięć rywali z czołówki, odrabiając do Jagiellonii i Śląska tylko jeden punkt.
Początek meczu należał minimalnie do Legii, która częściej utrzymywała się przy piłce. Goście nie zamierzali jednak oddawać swoim przeciwnikom zbyt wiele pola gry. Gra była mocno szarpana. Żaden z zespołów nie potrafił stworzyć sobie dogodnej sytuacji pod polem karnym rywala. Kwadrans po pierwszym gwizdku sędziego z dystansu mocno strzelił Rafał Augustyniak, jednak piłka poszybowała wysoko w trybuny.
Niebawem wreszcie po raz pierwszy do interwencji zmuszony został Oliwier Zych. Bramkarz Puszczy pewnie złapał uderzenie zza pola karnego Morishity. Japończyka za odwagę trzeba pochwalić, jednak sam strzał leciał idealnie w środek bramki. Gospodarze z biegiem czasu zaczęli coraz mocniej przeważać. Wreszcie w 33. minucie ponownie niebezpiecznie było w szesnastce klubu z Niepołomic. Wówczas Augustyniak złożył się do próby z ostrego kąta, ale ostatecznie Zych stanął na wysokości zadania i zdołał sparować futbolówkę do boku.
Nic nie wskazywało na to, że w pierwszej połowie Legia będzie miała jakiekolwiek kłopoty. Wprawdzie przeciwnicy skutecznie się bronili, ale nie potrafili zbytnio skonstruować składnej akcji w ofensywie. Kilka minut przed końcem regulaminowego czasu gry pierwszej odsłony na Łazienkowskiej zapanowała prawdziwa konsternacja. Wówczas do siatki trafił Michał Koj. Stoper Puszczy dosyć niespodziewanie odnalazł się kilka metrów przed bramką Kacpra Tobiasza, a po zagraniu głową od jednego z kolegów, mocnym półwolejem wyprowadził przyjezdnych na prowadzenie.
Legioniści chcieli szybko odpowiedzieć, ale w tej połowie już im ta sztuka nie udała. Do szatni obydwie jedenastki zeszły przy zaskakującym prowadzeniu Puszczy. Można było mieć tylko nadzieję, że po zmianie stron "Wojskowi" ponownie pokażą swoje oblicze. Pierwsze 45 minut niezbyt mogło jednak napawać zbytnim optymizmem...
fot. Mishka / Legionisci.com
Po zmianie stron Legia ruszyła do ataku z dużym animuszem. Kilka minut po starcie drugiej połowy ładna akcja lewą stroną, skąd do środka dośrodkował Morishita. Niestety, w ostatnim momencie Pawła Wszołka uprzedził jeden z obrońców. Chwilę potem Puszcza mogła prowadzić 2-0. Artur Craciun z bliska główkował niemal do pustej bramki, jednak przestrzelił. Gospodarze starali się atakować z całych sił, lecz brakowało celnych strzałów w kierunku bramki Oliwiera Zycha. Po godzinie gry z dystansu szczęścia spróbował Augustyniak. Pomocnik "Wojskowych" zyskał tylko rzut rożny.
Potem oglądaliśmy prawdziwy napór legionistów. Najpierw w 65. minucie Wszołek znalazł się sam na sam z golkiperem rywali, jednak ten wygrał z nim ten pojedynek. Chwilę potem było sporo zamieszania po rzucie rożnym. Bliski szczęścia był Artur Jędrzejczyk, jednak swój klub uratował gracz z pola - Kamil Zapolnik.
W szeregach gospodarzy pojawiało się coraz więcej nerwowych ruchów, co nie sprzyjało odrabianiu strat. Co więcej, trzeba było nadal uważać na groźne kontry, którymi raz po raz straszyła Puszcza. W 83. minucie z dobrej strony pokazał się aktywny tego dnia Ryoya Morisihita. Japończyk zbiegł ze skrzydła do środka boiska, oddał mocny, aczkolwiek zbyt wysoki strzał.
Cztery minuty przed końcem regulaminowego czasy gry wreszcie nadeszło upragnione wyrównanie! Gola dla Legii strzelił wprowadzony w drugiej połowie Maciej Rosołek, który najlepiej odnalazł się w zamieszaniu w polu karnym Puszczy. Napastnik z najbliższej odległości wpakował do siatki piłkę, która wpadła mu pod nogi po... nieudanym strzale Yuriego Ribeiro. Pomimo tego, że arbiter doliczył do drugiej połowy aż 6 minut, to rezultat nie uległ już zmianie. Jak to zazwyczaj bywa, Legia nie wykorzystała więc potknięć czołówki tabeli i zaledwie zremisowała z nisko notowaną Puszczą.