Z Deyną do zwycięstwa!
Szlagier kolejki lub sezonu. Tak nazywano dzisiejsze spotkanie, które odbyło się przy ulicy Łazienkowskiej. Do Warszawy przyjechała krakowska Wisła, czyli aktualny wicemistrz Polski. Obie drużyny bez większych osłabień. Jedynie w obozie legionistów „stałe” już braki, czyli „Sokół”, „Łapa”, „Jarza” oraz Gusnic. Przed spotkaniem minutą (pełną!) ciszy uczczona została pamięć, zmarłego 13 lat temu, Kazimierza Deyny. Kibice Legii ułożyli na „Żylecie” wizerunek „Kaki” oraz daty jego narodzin i śmierci. Do tego niezwykle podniosłego momentu nie dostosowali się prości kibice z Krakowa. Goście w momencie ciszy zaczęli skandować obraźliwe dla Legii hasła. Swoim zachowaniem dali poznać swoje „kulturalne” wychowanie. A podobno Kraków to kulturalna stolica Polski? Pamięć najlepszego piłkarza w historii polskiej piłki została zmącona przez gości, co nieprawdopodobnie zdenerwowało kibiców Legii. Po meczu trener Wisły stwierdził, że nie słyszał żadnych okrzyków, bo… tak bardzo się wzruszył. Powiedział za to, że jeśli już ktoś krzyczał to kibice Legii także… To jak? W końcu słyszał czy nie słyszał?
Kara dla Krakowian przyszła bardzo szybko. Już w 2 minucie po przepięknej oskrzydlającej akcji Wojtka Szali bramkę zdobył Stanko Svitlica. Na trybunach zapanowała euforia. Tysiące gardeł poczęło jeszcze głośniej dopingować legionistów. Już chwilę później mogło i powinno być 2:0! W głównej roli znów wystąpił Svitlica, ale jego strzał głową minął o centymetry prawy słupek Huguesa. Nie minęło kilka minut a goście wyrównali. Po ładnym dośrodkowaniu piłkę głową do siatki skierował Maciej Stolarczyk. Legia zaczęła grać jeszcze bardziej do przodu, ale taka gra groziła kontrami. W 19 minucie piłkę w głupi sposób (nie pierwszy raz) stracił Adam Majewski. Zawodnik krakowski został jednak w pełnym biegu sfaulowany przez Marka Jóźwiaka. Krakowianie wykonali rzut wolny, ale piłka odbiła się od muru i właściwie wydawało się, że jest już po strachu. Nikt jednak nie ruszył do bezpańskiej piłki a taka sytuacja jest wymarzoną dla Żurawskiego, który kapitalnym strzałem pokonał Radka Stanewa. Legioniści grali dobrze, ale brakowało im skuteczności i precyzji w rozegraniu. Nieskutecznością razili niemal wszyscy. Czarek Kucharski nie trafiał w prostych sytuacjach, zaś Kiełbowicz i Magiera byli nad wyraz anemiczni. Do końca tej części gry przeważała Legia, jednak to nie wystarczyło na dobrze broniących się krakowian. Wynik 1:2 utrzymał się do końca pierwszej połowy.
Drugie 45 minut to już koncert gry Legii! Kapitalne akcje kończone groźnymi strzałami. Wiele szybkich rajdów skrzydłami. Mecz był tak niesamowicie emocjonujący, że nawet „honorowa” przyłączyła się do dopingu. Gospodarze grali mądrze i rozważnie, nie tracąc głupich piłek. Dwie zmiany, których dokonał trener Okuka, okazały się strzałem w „10”. Zarówno Dudek, jak i „Wróbel” grali fantastyczne spotkanie. Bardzo groźne akcje były także udziałem Jacka Zielińskiego. „Zielu” mijał gości jak tyczki, po czym wspaniale podawał do partnerów. Przewaga Legii została nagrodzona w 67 minucie. Po ładnym dośrodkowaniu piłka skozłowała w polu karnym, a przewrotką do bramki skierował ją Czarek Kucharski!!! 2:2, napięcie na trybunach coraz większe. Legia gra jak z nut. Ciśnie aż miło popatrzeć. W końcu nadszedł najważniejszy moment meczu. Po dobrym, celnym dośrodkowaniu gola głową strzela Jacek Zieliński!!! Na trybunach szał nie do opisania!!! 10 tysięcy gardeł skanduje nazwisko strzelca. Ile minut do końca? Już tylko 10… Dla legionistów aż 10… Teraz trzeba się bronić, nie wolno wiślaków wpuścić na swoje pole karne. Goście jakby odżywają, ich gra jest coraz szybsza i lepsza. Sędzia dyktuje kilka rzutów wolnych dla krakowian, ale żaden z nich nie kończy się skutecznym strzałem. Arbiter główny, pan Robert Małek, przedłuża widowisko o 3 minuty. To niewiele, ale nie takie sytuacje na Łazienkowskiej już były… Nareszcie, upragniony koniec! Piłkarze rzucają się sobie w objęcia a kibice skandują głośne „Legia, Legia Warszawa…”. W tym meczu lepsza była zdecydowanie Legia, ale w powietrzu czuło się obecność tego, który był tego dnia najważniejszy… „Kaka” był z nami do końca i ukarał pyszałków z Krakowa… Chwała jego pamięci.
Autor: Michał Szmitkowski