REKLAMA

Zawsze będę bronił zawodników

Mirosław Trzeciak, źródło: własne - Wiadomość archiwalna

Co spowodowało, że zostawił pan słoneczną Hiszpanię a wybrał deszczową i zimną Polskę?

Mirosław Trzeciak: Mówiąc najkrócej – projekt, który Legia ma na najbliższe lata i poziom sportowy tego zespołu.



A bardziej szczegółowo?

- Wiadomo, że Legia jest klubem, który bardzo mocno rozwija się pod względem organizacyjnym. Ostatnimi czasy bardzo wzmocnił też swój pion sportowy. Gdy pojawiła się propozycja, żebym objął funkcję dyrektora ds. rozwoju sportowego, była ona dla mnie bardzo interesująca. Ciekawe są plany, które klub ma na przyszłość. W Legii wiele się dzieje i wydaje się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Ważne, że przy Łazienkowskiej dba się zarówno o rozwój sportowy, jak i organizacyjny.



Jakie konkretne zadania postawiły władze klubu przed panem, proponując współpracę?

- Na pewno nie przyszedłem tu kimś rządzić, albo coś narzucać. Jest w tej chwili grupa osób, czyli zarząd, trenerzy pierwszego zespołu i ja, która będzie wspólnie szukać najlepszego dla Legii rozwiązania. Wszyscy chcemy tego samego - zwycięstw Legii. Przy większej liczbie osób wzrasta możliwość podejmowania trafnych decyzji.



Mówi pan o współpracy. Jak będzie ona wyglądała?

- Dyrektor sportowy to taki inspirator, pomysłodawca. Na pewno moja rola będzie więc polegała na składaniu różnych propozycji. Jeżeli będzie na nie zgoda to będziemy je realizować. Nie chcę teraz mówić o konkretnych pomysłach. Rywalizujemy z innymi drużynami i to co chcemy zrobić jest naszą tajemnicą. Mam jednak nadzieję, że w przyszłości ujrzy ona światło dzienne w postaci dobrych wyników.



Pana zadania będą bardziej związane z transferami czy z doskonaleniem metod treningowych?

- Nie przyszedłem tu, żeby obserwować metody treningowe pierwszego zespołu. Od tego jest trener. Stanowisko, które objąłem jest związane z polityką klubu na najbliższe lata. To działania bardziej przyszłościowe, niż związane z doraźnym wynikiem, za który odpowiedzialność ponosi trener. Osobiście będę się zajmował współdziałaniem z futbolem młodzieżowym oraz współpracą z zarządem klubu w sprawach organizacyjnych. Moje stanowisko można zresztą rozumieć bardzo szeroko, ale ja traktuje je bardziej zadaniowo. Mamy jakiś pomysł, podoba się nam i wprowadzamy go w życie.



Jest pan w klubie od niedawna. Czy miał pan okazję zapoznać się z dotychczasową polityką Legii?

- Legia jest na tyle klubem silnym i znanym, że trudno o niej nic nie wiedzieć. Staram się być na bieżąco z wydarzeniami wokół Legii. Oglądam wszystkie możliwe mecze, znam piłkarzy i wiem jaki poziom sportowy ten klub prezentuje. Oczywiście potrzebuję trochę czasu by z każdym porozmawiać i coś się o nim dowiedzieć. Będę się zajmował sprawami pierwszego zespołu i za jakiś czas powinienem być już we wszystkim zorientowany. Dużo już wiem, ale jeszcze więcej muszę się jeszcze dowiedzieć.



Czy będzie się pan zajmował w Legii transferami?

- Od kiedy przyszedłem do Legii wszyscy zadają mi to pytanie. Odpowiem krótko – tak. Nie wyobrażam sobie jednak, żeby w kwestii transferów nie było konsensusu w klubie. Chcę podkreślić, że ani ja, ani trener Wdowczyk nic nie będziemy robić w pojedynkę. Jest duża grupa ludzi, która będzie o tym decydować.



Przez długi czas mieszkał pan w Hiszpanii i doskonale zna tamten rynek. Czy już wkrótce na Łazienkowskiej zobaczymy piłkarzy z tamtej części Europy?

- Znam hiszpański rynek, ale jest to trudny rynek. Wybrać zawodnika z najsilniejszej ligi świata jest niezmiernie ciężko. Uważam, że schemat naboru zawodników do Legii powinien być czytelny. Najpierw szukamy odpowiedniego piłkarza na Mazowszu, potem w Polsce. Dopiero jeżeli nie znajdziemy kogoś kto nam pasuje, zaczynamy poszukiwania za granicą.



Skoro jesteśmy przy transferach – jak oceni pan zakupy Legii w przerwie zimowej?

- Cieszę się, że klub wysłał do zawodników komunikat, że ma do nich zaufanie. Mała liczba transferów świadczy, że jest wiara i zaufanie do tej grupy ludzi, która jest. Zespół został wzmocniony zawodnikiem na pozycji napastnika o innej charakterystyce od tych, których Legia już posiadała. Mam na myśli napastników młodych i bardzo rozwojowych. Gdy przychodzi młody piłkarz i klub musi być teraz cierpliwy. To są młodzi gracze i potrzebujemy 30 a nawet 50 meczów, żebyśmy mogli ich ocenić. Jest to trudne, bo w Legii wszyscy domagają się wyników natychmiast. Na świece jest zaś tak, że najlepsi młodzi piłkarze to Argentyńczycy, bo mimo młodego wieku mają już nieraz 80 rozegranych spotkań na swoim koncie. W Legii jest zgoda, że do młodych piłkarzy trzeba podchodzić z cierpliwością, bo warto inwestować w utalentowanych zawodników.



Których piłkarzy ma pan konkretnie na myśli?

- Myślę choćby o Dawidzie Janczyku czy Macieju Korzymie i jeszcze kilku innych zawodnikach.



Gdzie dyrektor ds. rozwoju sportowego Mirosław Trzeciak będzie spędzał najwięcej czasu?

- Nie jestem zwolennikiem tego, żeby dyrektor sportowy ciągle gdzieś jeździł, bo jest to zaprzeczenie jego funkcji. Dlatego też najczęściej chciałbym być w klubie. Dyrektor sportowy nie jest też od oglądania treningów pierwszej drużyny. Chciałbym być rano w klubie z pierwszym zespołem, a popołudniu pojawiać się tam gdzie jest futbol młodzieżowy.



Czy pańskie przyjście na Łazienkowską oznacza, że jeszcze przed startem rundy wiosennej możemy się spodziewać nowych transferów?

- Tak wielki klub jak Legia zawsze szuka piłkarzy. Trzeba jednak brać pod uwagę, że trudno jest znaleźć lepszych piłkarzy niż ma Legia. Może więc jeszcze ktoś się pojawi, ale raczej niespodzianki nie będzie.



Na jak długo związał się pan z Legią?

- Na razie na rok. Czas ten traktuję jako wstępny okres, podczas którego możemy się poznać i później ewentualnie podejmiemy dalsze decyzje.



Co po roku? Jak chce pan udowodnić właścicielom Legii, że warto na pana dalej stawiać?

- Najpierw muszę się zorientować w jakich miejscach jest potrzebna Legii pomoc. Wtedy będę mógł ustalić z konkretnymi ludźmi konkretne działania. Jeżeli taka forma pracy się spodoba to pewnie zostanę przy Łazienkowskiej na dłużej. Jeżeli nie to wrócę to Hiszpanii. O konkretnych rzeczach nie mogę mówić, bo są to sprawy wewnętrzne klubu.



Ale czy zarząd postawił przed panem jakieś konkretne cele, które muszą być zrealizowane?

- Zarząd na pewno mnie oceni i nie podlega to jakiejkolwiek dyskusji. Oceni moje funkcje i zadania, za które będę odpowiadał.



Czy zatem zajmie się pan złymi umowami, które Legia podpisywała z piłkarzami z zagranicy, żeby nie dochodziło do takich przypadków jak ucieczka Moussy Ouattary?

- To są sprawy bardzo skomplikowane. Kiedy zespół chce pozyskać zawodnika, ten ma swojego menadżera. Często przychodzi z kraju, którego przepisy nie są nam dokładnie znane. Jeżeli Legii bardzo zależy na pozyskaniu takiego zawodnika, to często musi się do niego dopasować. To rynek dyktuje w takiej sytuacji warunki. Ze swej strony zapewniam, że zajmę się tymi sprawami i postaram się poprawić to co się da. Wszystko nie jest jednak tak proste jak się wydaje. Menadżerowie są w futbolu bardzo potężni i to oni są doskonale zorientowani w prawie. Sporządzają umowy, z których mogą mieć jak najwięcej korzyści. To jest prawo popytu i podaży. Jeżeli ktoś bardzo chce grać w Legii, to klub ułoży sobie dobrą umowę. Jeżeli zaś to Legia chce kogoś pozyskać, to taki piłkarz ma uprzywilejowaną pozycję w negocjacjach. Nie jest to łatwe, ale będziemy się starali unikać sytuacji, w których ktoś zabiera nam piłkarzy.



Mówi pan, że chce porozmawiać z każdym zawodnikiem. Będzie ich pan też motywował do lepszej gry?

- To chyba zadnie dla psychologa (śmiech). Na pewno będę rozmawiał z piłkarzami i dodawał im animuszu. Chcę, żeby zawodnicy wiedzieli, że w mojej osobie zawsze będą mieli człowieka, który będzie ich popierał i bronił. Zawsze. Jeżeli pojawią się problemy to zajmiemy się nimi w mniejszym gronie.



W takim razie powinien zająć się pan obcokrajowcami w Legii, którzy często pozostawiani są sami sobie i czują się osamotnieni.

- Jeżeli tak jest, to jest to bardzo poważny problem. Gdy jako piłkarz przyjechałem do Osasuny, pierwszego dnia na kilka godzin zabrał mnie do siebie kapitan zespołu. Drugiego dnia, drugi zawodnik. Nie mogłem się z nimi w żaden sposób porozumieć, gdy przebywaliśmy razem. Dzięki temu postanowiłem szybko nauczyć się hiszpańskiego, bo było mi wstyd, że oni tak o mnie zabiegają a ja nie potrafię odpowiedzieć na to. Dlatego sprawa podejścia do obcokrajowców jest tak ważna. Porozmawiam z tymi zawodnikami, bo oni muszą jak najbardziej z tym zespołem związani. Gospodarzami klubu są piłkarze polscy i to oni powinni dbać, żeby goście z zagranicy czuli się jak najlepiej. Goście powinni zaś przestrzegać zasad, które panują w tym domu. Chciałbym, żeby piłkarze zawsze o tym pamiętali. Pamiętam jak pojechałem do Hiszpanii i doświadczyłem, że patrzy się na piłkarza nie jak na człowieka. Jak jest dobrym piłkarzem to jest dobrym człowiekiem. Jak złym to od razu próbuje się go medialnie zniszczyć. Nie jest łatwo odnaleźć się w nowej rzeczywistości jeżeli nie ma się pomocy za strony zawodników i ze strony klubu.



Część zawodników aklimatyzuje się aż za szybko i są potem tego nieprzyjemne skutki w postaci ich niezbyt sportowego trybu życia.

- Na zawodników nie będę patrzył przez pryzmat tego co było. U mnie wszyscy mają czystą kartę. Wszystko zaczynamy od początku. Na nikogo nie patrzę jako na kogoś kto bawi się po nocach. Wszyscy są dla mnie profesjonalistami i wszystkich będę traktował jednakowo. Piłkarze muszą sami zadbać o siebie. Piłkarze brazylijscy mają swoją grupę i osamotnienie im raczej nie doskwiera.



Przyjechał pan za Legią na Cypr? Jakieś pierwsze wrażenia z kontaktu z drużyną?

- Tak jak mówiłem, chciałbym z każdym porozmawiać. Wypisać najważniejsze rzeczy o każdym piłkarzu. Mam wiele źródeł informacji o zawodnikach, w postaci trenera czy też zarządu. Najważniejszy jest jednak bezpośredni kontakt.



Szybko zaczął pan to poznawanie. Zaraz po przyjeździe, zamiast iść na kolację, długo rozmawiał pan z Ryszardem Szulem.

- Wszystko mnie interesuje, a trener Szul to nowy człowiek i chciałem zamienić z nim parę słów.



Przyjęcie posady w Legii na pewno wymagało wielu zmian w pana życiu osobistym.

- Nie chcę zagłębiać się w moje życie osobiste. Jest to jednak duża rewolucja i technicznie nie jest to nic przyjemnego. Jeżeli jednak tu jestem, to warto było.



Wybiera się pan razem z Legią na kolejne zgrupowanie do Hiszpanii?

- Prawdopodobnie tak, ale jest też bardzo dużo spraw, w których chciałbym się zorientować. Na początku chciałbym z wieloma ludźmi porozmawiać. Poczytać wiele dokumentów, które są w klubie, żebym mógł się we wszystkim rozeznać i przygotować plan co trzeba zrobić szybciej, a z czym można jeszcze poczekać.



W Larnace wysłuchał Tomek Janus

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.