REKLAMA

Legia jest mocna

Inaki Astiz, źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna - Wiadomość archiwalna

Czego szuka hiszpański piłkarz w lidze polskiej?

Inaki Astiz:
Miałem wybór: albo grać w II lidze w Hiszpanii, albo w czołowym klubie polskim. Pomyślałem sobie, że wyjazd będzie lepszy, że to okazja, by szybciej dojrzeć jako piłkarz i człowiek.



A może przekonał pana Jan Urban?

- Był moim trenerem w juniorach Osasuny i jego przyjazd do Warszawy miał duży wpływ na moje losy. Ale nie jestem pewien, czy decydujący, bo znam też obecnego dyrektora Legii Mirka Trzeciaka. Może Legia bez Urbana też zaproponowałaby mi pracę? Nie wiem.



Zagrał pan dwa mecze w lidze polskiej. I jak z poziomem?

- W Osasunie miałem kontakt z piłką juniorską, tu zdaję egzamin dojrzałości. W Polsce gra wielu piłkarzy z doświadczeniem w lepszych ligach. Są Brazylijczycy, Serbowie, od których można się uczyć. Gra jest ostrzejsza, szybsza, piłkarze silniejsi fizycznie, bardziej doświadczeni, rutynowani. To wszystko sprawia, że się rozwijam.



Legia?

- Jest ostra rywalizacja o miejsce w składzie, walka na treningach, wykształcony trener, który sam był wybitnym piłkarzem, czyli atmosfera sprzyja, by być coraz lepszym. To mi odpowiada.



Mirosław Trzeciak twierdzi, że jest pan dużo bardziej zaawansowany taktycznie niż gracze z ligi polskiej.

- Oczywiście w Hiszpanii nad taktyką pracuje się bardzo dużo. Pewne rzeczy są dla mnie oczywiste od dawna. Ale nie zauważyłem, by sprawiały one trudność także kolegom z Legii. Przeciwnie: jeśli przeanalizujemy te dwa ligowe mecze, można się przekonać, że rywale mieli bardzo mało okazji do zdobycia goli. A to zasługa dobrej taktyki i determinacji nas wszystkich w grze obronnej.



Piłkarze, którzy zwrócili pana uwagę?

- Dickson Choto to gracz o nieprawdopodobnym spokoju na boisku i poza nim. Nawet nie można sobie wyobrazić sytuacji, która wywołałaby u niego panikę. To doskonale wpływa na nas, jego kolegów. Roger ma niesamowite umiejętności, kieruje zespołem z brazylijskim polotem. Edson ma fantastyczną lewą nogę. Grosicki i Radović są szybcy, dobrze dryblują. W sumie widzę naprawdę niezłą drużynę.



Tyle że ta drużyna długo nie zagra w europejskich pucharach. Mówi pan, że polska liga nie jest zła, ale gdy spojrzy się na męki naszych klubów w międzynarodowych meczach, to można dojść do wniosku przeciwnego.

- Trudno mi znaleźć wytłumaczenie dla wszystkiego, za mało jeszcze znam polską piłkę. Mogę tylko powiedzieć, że to, co stało się na Litwie, było dla mnie wielkim przeżyciem. To był mój pierwszy występ w Legii i gdy zobaczyłem na trybunach w Wilnie tylu naszych fanów, dostałem gęsiej skórki. Wydawało mi się, że to nie trzy, ale 30 tys. ludzi. Szkoda, że to wszystko skończyło się takim skandalem. Zaczęliśmy tamten mecz źle, ale poznając teraz Legię, jestem pewien, że gdyby dano nam szansę, to byśmy się podnieśli i wyeliminowali Litwinów, a potem awansowali do Pucharu UEFA. Wielka szkoda. Całe szczęście, że na ligę się pozbieraliśmy i zaczęliśmy ją dobrze.



Ma pan baskijskie nazwisko?

- Na pewno miałem baskijskich przodków, ale pochodzę z Nawarry, z Pampeluny. Jestem piłkarzem, politykę zostawiam politykom.



Brał pan kiedyś udział w słynnym biegu z bykami?

- Tak. Jesteśmy z niego bardzo dumni. Na bieg przyjeżdżają ludzie z całego świata. Chciałem i ja poznać te emocje, poczuć ten skok adrenaliny i mówię wam, włosy stają człowiekowi na rękach. No, ale do pierwszego szeregu biegnących się nie pchałem, chciałem uniknąć wypadku. Jestem przede wszystkim zawodowym piłkarzem.



Jak to się stało, że zdecydował się Pan na ten zawód?

- W rodzinie sportowców nie było. Ja gram od szóstego roku życia, ale rodzice prowadzali mnie na piłkę nie po to, bym znalazł zawód, ale dla zabawy. Niech dzieciak pobiega, wyżyje się, spotka z kolegami. Szybko jednak futbol stał się moją pasją, grałem jak szalony, kiedy tylko było można, a gdy wzięto mnie do Osasuny, to było tak, jak dla chłopaka z Warszawy trafić do Legii. Dziś jestem szczęśliwy, że mogę uprawiać ten zawód.



Osasuna była zawsze klubem polskim. Urban, Kosecki, Ziober, Staniek, Trzeciak. Oglądał ich pan na boisku?

- Tak. Pamiętam doskonale bramkę Trzeciaka i radość z awansu Osasuny do I ligi. To było dla nas wielkie święto. Pamiętam Koseckiego, a do Ziobera pojechałem kiedyś do domu, by prosić go o zdjęcie z autografem. Urbana jako piłkarza znam z wideo. Jego trzy gole na Santiago Bernabeu znam już tylko z telewizji.



A teraz przyszedł czas na rewanż i Osasuna przysłała do Polski Astiza.

- (Śmiech).



Pana piłkarscy idole?

- Najbardziej klasyczni z możliwych: Maradona, Pele, Zidane, a z obrońców: Beckenbauer, Maldini, Baresi.



Przyjazd do Polski nie spowoduje, że w Hiszpanii o panu zapomną?

- W życiu trzeba podejmować decyzje. Zwłaszcza w futbolu, który rzuca piłkarzy po całym świecie. Każda decyzja ma wady, ale gdy się na coś zdecydujesz, to koncentruj się na zaletach. Nie ma sensu rozpamiętywać, czy dobrze zrobiłem. Z takiego założenia wychodzę. Jestem więc w Polsce nie dlatego, że mam naturę turysty czy podróżnika, albo dlatego, że chciałem poznać nowy kraj i spróbować ciekawych potraw. Do Polski zaprowadziła mnie piłka. Ona jest na pierwszym planie, wszystko inne jest w tle. Być może pogram tu rok i wrócę do Pampeluny, a może Legia mnie kupi? Dziś tego nie mogę wiedzieć. Dziś mam grać jak najlepiej, a nie myśleć o wczoraj i jutrze. Kiedyś przyjdzie czas na ocenę, czy wyjazd do Polski był słuszny.



Przyjechał pan do Polski pierwszy raz po podpisaniu kontraktu z Legią?

- Tak. Wcześniej wiedziałem tylko, że Jan Paweł II był Polakiem i że Polska wycierpiała mnóstwo w czasie wojny, a potem w komunizmie. Gdy zdecydowałem się na ofertę Legii, kupiłem sobie przewodnik po Warszawie i Polsce. Kiedy do Warszawy przyjechała moja dziewczyna, zwiedziliśmy główne atrakcje miasta i wiele muzeów. Byliśmy też w Krakowie i Oświęcimiu. Na więcej czasu dotąd nie było, bo zgrupowania, a teraz treningi i mecze. Ale właśnie przyjechali do mnie rodzice, więc znów będę miał okazję ruszyć się z domu, by im pokazać miasto. Mojej dziewczynie bardzo się podobało, choć miała pecha, bo gdy była w Polsce, padało codziennie, a gdy wróciła do Hiszpanii, wyszło słońce i zaczęły się upały.



19 sierpnia Legia gra z Osasuną w Pampelunie. Czeka pan na ten mecz?

- To bardzo wielkie przeżycie przyjechać do domu z nowym klubem. I grać przeciwko swoim.



To pewnie bardzo będzie chciał pan wygrać. Inaczej w Pampelunie będą mówić, że Astiz wyjechał do słabego klubu.

- Wynik ma znaczenie drugorzędne, ważne są wyniki w lidze, które dają punkty. A ja jestem pewien, że w Pampelunie nikt nie lekceważy piłkarzy z Polski. Z Legią do Pampeluny pojedziemy wygrać i przekonać wszystkich, że Legia jest mocna.



Jak pan się porozumiewa z kolegami z drużyny?

- Na boisku poznałem już podstawowe słowa: prawa, lewa, blisko, chodź. Żeby razem grać w piłkę, nie trzeba tylu słów, ilu trzeba do czytania poezji. Polskiego na razie uczę się z książek, może niedługo zacznę lekcje.



A jak polska kuchnia? Jadł pan bigos?

- Bigos? Nie wiem, co to. Sportowiec jest cały czas na diecie, więc w Polsce jem to, co w Hiszpanii: owoce, warzywa, mięso, ryby, makaron. Najczęściej jadam w klubie.



Ludzie w Polsce?

- Hiszpanie są na pozór weselsi, bardziej skłonni do zawierania znajomości i rozmów. Polacy wydają się trochę zamknięci w sobie, ale to chyba tylko pozory, bo po poznaniu są takimi samymi gadułami jak Hiszpanie. Na przykład piłkarze Legii - w naszej szatni zawsze jest gwarno.



Jak pan przetrwa polską zimę?

- Przetrwam. Miałem już do czynienia z mrozem 20 stopni poniżej zera, kiedy byłem na wakacjach w Argentynie. Trzeba tylko dobrze się ubierać.



Ale tu trzeba będzie grać w piłkę.

- Dam radę.



Dziewczyna nie przyjedzie do pana na stałe?

- Studiuje i pracuje, więc będzie tylko mnie odwiedzać.



W Hiszpanii robił pan coś poza graniem w piłkę?

- Studiuję na drugim roku inżynierii. Rodzice przywieźli mi do Polski notatki, będę się starał zdać egzaminy w grudniu, gdy pojadę do domu na święta.



W juniorach grał pan ze znanymi piłkarzami?

- Z Giovannim dos Santosem i Bojanem Krkiciem z Barcelony, Raulem Garcią z Atletico Madryt. Są w Primera Division wschodzącymi gwiazdami.



Rozmawiał Maciej Weber oraz Dariusz Wołowski

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.