Radość Chinyamy po pierwszym golu w barwach Legii - fot. Adam Polak
REKLAMA

Tańczący z ptakami

źródło: Sport - Wiadomość archiwalna

Takesure Chinyama samodzielnie prowadzi w klasyfikacji "Sportu" na "Jokera ekstraklasy", bo jako jedynemu w rundzie jesiennej udało się trzykrotnie po wejściu na boisko z ławki rezerwowych pokonać bramkarzy rywali. Po raz pierwszy napastnik warszawskiej Legii dokonał tego w meczu 5 kolejki, grając przeciwko Zagłębiu Sosnowiec. Na boisku pojawił się w 42 minucie, w miejsce kontuzjowanego Bartłomieja Grzelaka, a po 39 minutach unosił ręce w geście tryumfu. W 7 kolejce powtórzył wyczyn grając przeciwko łódzkiemu Widzewowi od 64 minuty. Na strzelenie gola potrzebował tylko 6 minut.
Rekord podbił w 13 kolejce, gdy Jan Urban wpuścił go na boisko w 65 minucie i już po upływie trzech następnych Chinyama pokonał bramkarza Ruchu Chorzów, Sebastiana Nowaka. Mimo zamiłowania do indywidualnej gry, "Teksiu" – jak nazywają go partnerzy z zespołu – okazał się najskuteczniejszym piłkarzem stołecznej drużyny zdobywając jesienią w rozgrywkach ligowych 10 goli.

Palpitacje serca
A przecież niewiele brakowało, żeby ciemnoskóry napastnik rodem z Zimbabwe wyjechał z Polski, o której chciałby jak najszybciej zapomnieć. Gdy późną jesienią 2006 roku po raz pierwszy pojawił się na obiekcie przy Łazienkowskiej, wziął udział w meczu sparingowym. Prowadzącemu wówczas Legię Dariuszowi Wdowczykowi nie za bardzo jednak przypadł do gustu i po kilku treningach piłkarzowi pokazano stadionową bramę. Załamany menedżer, Wiesław Grabowski wywiózł przybysza z dalekiej Afryki do Grodziska Wielkopolskiego licząc, że zalety Chinyamy dostrzeże Maciej Skorża. Trenerowi Groclinu spodobał się szczupły napastnik i niebawem włączył go do kadry zespołu. Jego wypożyczenie z Monomotapa United Harare kosztowało - w porównaniu do sprowadzonego do Grodziska za 800 tysięcy euro Macedończyka, Filipa Ivanovskiego - grosze, tymczasem wiosną to "Teksiu" rozegrał w lidze 11 spotkań strzelając 3 gole, w znacznym stopniu przyczyniając się również do zdobycia Pucharu Polski i Pucharu Ligi przez zespół Skorży. Niestety, ciemnoskóry zawodnik nie cieszył się uznaniem właściciela klubu Zbigniewa Drzymały, który jawnie okazywał niezadowolenie, gdy "obcy" pojawiał się na boisku. Młody i ambitny trener nie zgadzał się na ingerowanie właściciela w ustalaniu składu i... niebawem stracił pracę, chociaż narzekać nie mógł, bo trafił do Krakowa na Reymonta. Gorzej na konflikcie szkoleniowca z właścicielem klubu wyszedł niechciany w Grodzisku Chinyama, który po zakończeniu rozgrywek niespodziewanie dowiedział się od działaczy, że ma poważnie chore serce i jego kariera w Polsce dobiegła końca. Pretekstem miały być problemy z wydolnością organizmu, dlatego wyniki szczegółowych badań piłkarza zawiózł do w Kliniki Chorób Pasożytniczych i Tropikalnych w Poznaniu zaufany człowiek prezesa. Powrócił z diagnozą, która w pełni usatysfakcjonowała właściciela, a Chinyamę mało nie przyprawiła o... palpitację serca. Z dnia na dzień stał się bezrobotnym zawodnikiem, tyle że z kartą na ręku. I wtedy przypomnieli sobie o nim w Legii. Po przyjeździe do stolicy natychmiast został poddany drobiazgowym badaniom kardiologicznym i okazało się, że diagnoza... nijak nie pokrywa się z przeprowadzoną wcześniej w Poznaniu. Na wszelki wypadek po raz kolejny poddano "Teksia" szczegółowej obróbce medycznej i po raz kolejny wyniki badań były zadowalające. "Ma serce jak dzwon" - twierdzi dyrektor sportowy Legii, Mirosław Trzeciak, ale do dziś na słowo: lekarz, 25-latek z Zimbabwe dostaje gęsiej skóry. "Chcieli zniszczyć moje życie. A tymczasem okazało się, że "chory" strzela gola za golem, a zdrowi piłkarze pana Drzymały nie potrafią trafić do siatki. Jestem pewien swoich umiejętności i wiem, że mogę zostać królem strzelców polskiej ligi. Teraz na pięć sytuacji wykorzystuję jedną lub dwie, ale wiosną będę dokładniejszy" – deklaruje odważnie Chinyama, który poza boiskiem jest szalenie otwartym i sympatycznym człowiekiem.

Grzybowa z makaronem
W Polsce przeszkadza mu jeszcze bariera językowa, ale w Warszawie może liczyć na pomoc rodaka Dicksona Choto i Nigeryjczyka Martinsa Ekwueme. "Z Dicksonem znam się jeszcze z Zimbabwe, bo kilkakrotnie grałem przeciw niemu. Choto opowiadał mi o ogromnej presji, jaką napotykają piłkarze w Legii. W moim kraju kibice znają trzy polskie zespoły: Wisłę Kraków, Górnika Zabrze i właśnie Legię" - wspomina Takesure. Wprawdzie narzeka na pogodę i twierdzi, że jedzenie w Polsce jest gorsze niż w Zimbabwe, to jednak zupa grzybowa stała się jego prawdziwym przysmakiem. Jest abstynentem, bo uważa, że do zabawy nie potrzebny jest mu alkohol. A że potrafi i lubi tańczyć, udowadnia po każdym strzelonym golu prezentując swój ulubiony "Taniec ptaka". Niebawem zamierza sprowadzić do Polski żonę Sisani i dwuletniego synka Knowledge. "Chinyama w języku mojego plemienia oznacza "kawał mięsa" - tłumaczy z uśmiechem "Teksiu" i rzeczywiście dobrze zbudowany, mierzący 185 centymetrów piłkarz na boisku potrafi zrobić użytek z posiadanej siły. Ale jego najsilniejsza broń to szybkość i mocne strzały z lewej nogi.



Radość Chinyamy po pierwszym golu w barwach Legii - fot. Adam Polak

fot. Piotr Galas

fot. Piotr Galas
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.