REKLAMA

Piłkarskie podsumowanie jesieni (cz. 2)

Tomek Janus, źródło: własne - Wiadomość archiwalna

Zgodnie z obietnicą kontynuujemy podsumowanie rundy jesiennej w wykonaniu legionistów. Wczoraj wspominaliśmy miłe chwile, które przeżywaliśmy w pierwszych siedmiu kolejkach. Po radości przyszedł jednak smutek i strata przodownictwa w tabeli. Jak doszło do tego, że z 4 punktów przewagi zrobiło się 10 straty? Wszystkiemu winny październik.
Zanim w lidze zaczęły się schody, legioniści przystąpili do rozgrywek o Puchar Ekstraklasy. Trofeum to nie daje żadnych wymiernych korzyści i traktowane jest jako przykry obowiązek. Jan Urban potraktował więc mecz z Ruchem Chorzów jako pożyteczny sparing. Goli nie odnotowano. Kontuzji w meczu z chorzowianami doznał za to Dickson Choto. Jak duża wyrwa powstała w obronie, pokazał mecz w Kielcach.

To właśnie w "krainie latających scyzoryków" legioniści znaleźli pierwszego pogromcę. Okazali się nim zawodnicy prowadzeni przez związanego przez 15 lat z Legią, Jacka Zielińskiego. Paradoksalnie wojskowi przegrali po najlepszym meczu, jaki rozegrali od początku rozgrywek. W 2. minucie katastrofalny błąd popełnił jednak Błażej Augustyn. "Mam do siebie straszne pretensje za straconą bramkę. Biorę za nią odpowiedzialność na siebie. Za szybko chciałem wybić piłkę i źle w nią trafiłem" – kajał się po meczu "August". Przykład z piłkarza powinien wziąć sędzia Grzegorz Gilewski, który nie zauważył jak Marcin Drzymont ręką zatrzymał piłkę zmierzającą do siatki.

Porażkę w Kielcach potraktowano jednak jako wypadek przy pracy. Długo nie można było jej rozpamiętywać, bo kilka dni później trzeba było jechać do dalekiego Nowego Sącza na mecz 1/16 rozgrywek o Puchar Polski z rezerwami miejscowej Sandecji. Choć rywal słabiutki, to niczym bumerang zaczął powracać ubiegłoroczny koszmar z Sanoka. Tym razem kompromitacji jednak nie było. Cztery trafienia skutecznie ostudziły miejscowych. Chwile radości przeżywał Maciej Korzym, który w swoim rodzinnym mieście strzelił gola.

Po spacerku w Nowym Sączu przyszedł czas na mecz trudniejszy. Do Warszawy przyjechała ekipa Oresta Lenczyka. Bełchatowianie grali dużo słabiej niż rok temu, ale nadzieja na wygraną przy Łazienkowskiej była u nich wielka. Do stanu 1-1 wicemistrzowie Polski jeszcze się jakoś trzymali. Potem wyższy bieg wrzucił Chinyama i machina napędzana węglem brunatnym nie wytrzymała tempa. "Mecz streszczę w trzech słowach – dziesięciu na jedenastu. Jeżeli ktoś jest konsekwentny i wyrzuca nam zawodnika z boiska, to wcześniej z murawy powinien zejść Jakub Wawrzyniak po brutalnym faulu na mnie. On zaatakował moje achillesy. Nie ma nic więcej do dodania" – narzekał po meczu Mariusz Ujek. My podsumujemy mecz jeszcze krócej – 4-1. I wzorem pana Mariusza też nie mamy nic do dodania.

Humory legionistom wciąż dopisywały. Ale były to już ostatnie chwile błogiej radości. Zaczynał się bowiem październik, w którym wojskowi mieli zdobyć zero bramek, zero punktów i oddać pozycję lidera. Gehenna rozpoczęła się w Poznaniu. Choć Legia zagrała z Lechem jak równy z równym, to punkty zostały w Wielkopolsce. Trafienie Hernana Rengifo i mecz skończył się porażką 0-1. "Przespaliśmy pierwszą połowę i nie wykorzystaliśmy okazji do prowadzenia. Lech się nas bał i widać było strach w ich oczach. Potem powtórzyła się sytuacja z ubiegłego roku i straciliśmy bramkę. Przytrafiło się to nam w drugiej połowie, która wyraźnie przebiegała pod nasze dyktando. To największy ból" – przyznał Wojciech Szala. Bardziej bolała jednak strata przodownictwa w tabeli.

Niewielkie pocieszenie dała kolejna wygrana w Łodzi. Tym razem łodzianie musieli uznać wyższość warszawian w pojedynku grupowym o Puchar Ekstraklasy. Gola strzelonego przez Przemysława Wysockiego widziało zaledwie 400 fanów. "Grałem w obronie, ale trener wyznaczył mnie do włączania się do stałych fragmentów gry. Realizowałem więc założenia szkoleniowca i zaowocowało to bramką. Nadal muszę jednak mocno pracować na treningu, żeby pokazać trenerowi na co mnie stać" – skromnie przyznał po meczu "Wysoc".

To właśnie skromności zabrakło legionistom w kolejnym ligowym meczu. "W piłce nie można lekceważyć nikogo. Jeżeli przez chwilę pomyślisz, że jesteś lepszy od przeciwnika, łatwo można przegrać" – mówi przed meczem z Odrą Wodzisław Jan Urban. Słów tych najwyraźniej nie usłyszeli jego podopieczni. Do meczu z wodzisławianami podeszli nonszalancko i zostali za to skarceni. Gol Sławomira Szarego z 12. minuty okazał się jedynym trafieniem w piątkowy wieczór. A Wisła odjechała już na pięć punktów.

Zanim Legia pojechała na mecz jesieni do Krakowa, odwiedziła najpierw Grodzisk Wielkopolski, by rozegrać spotkanie o Puchar Ekstraklasy. W krainie kukurydzy show dał Grzelak. Napastnik Legii popisał się trzema golami, co bardzo dobrze wróżyło przed zbliżającym się meczem pod Wawelem. I tylko Jan Urban zachowywał spokój. "Dziś Bartek strzelił trzy bramki, ale nie przekonał mnie, że jest w stanie zagrać 5-6 spotkań na równym wysokim poziomie. To jest tak, że w jednym meczu zagra wspaniale, a w drugim jest cieniem samego siebie" - wyjaśniał.

Słowa szkoleniowca Legii niestety okazały się prorocze. W Krakowie padła tylko jedna bramka. Niestety to Jan Mucha musiał wyciągać piłkę z siatki. Strata do krakowian wzrosła do ośmiu punków. "Porażka boli. Nie wiem co się z nami dzieje. Dopiero po straconej bramce zaczęliśmy coś grać. Nie potrafiliśmy jednak znaleźć sposobu na wiślaków" – żalił się po meczu "Muszkin". "Liga jest długa i możemy odrobić straty" – pocieszał się "Gizmo". Tylko że Wisła jakoś nie chce tracić punktów.

Co robić jeżeli nie udaje się wygrać? Zagrać z ŁKS-em. Tak też musiała myśleć sierotka, która połączyła Legię w parę z łodzianami w 1/8 finału Pucharu Polski. Zanim jednak wojskowi zapewnili sobie awans do kolejnej fazy rozgrywek, wynudzili fanów do granic wytrzymałości. Na szczęście dla kibiców Jakub Wawrzyniak potężnym uderzeniem pokonał Bogusława Wyparłę. "Szukam w pamięci i szukam, ale tak ładnej bramki chyba jeszcze nie strzeliłem" – cieszył się po meczu "Wawrzyn". My też szukamy i szukamy, ale tak grobowej atmosfery na Łazienkowskiej nie możemy sobie przypomnieć. Widać nieprzypadkowo mecz rozgrywany był w przeddzień Wszystkich Świętych.

W grobowych nastrojach kończyli październik legioniści. Ale czy mogło być inaczej, skoro w trzech meczach nie strzelili gola i nie zdobyli ani jednego punktu. Odrodzenie formy miało przyjść w listopadzie. Ale o tym jutro w trzeciej części podsumowania rundy jesiennej.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.