REKLAMA

Piłkarskie podsumowanie jesieni (cz.3)

Tomek Janus, źródło: własne - Wiadomość archiwalna

Od dwóch dni podsumowujemy dokonania piłkarzy Legii w rundzie jesiennej. Za nami już pierwsze siedem kolejek i kroczenie od zwycięstwa do zwycięstwa. Wczoraj przypomnieliśmy październik i słabą postawę legionistów. Dziś prezentujemy trzecią część podsumowania, czyli jak wojskowi powoli zaczęli wychodzić na prostą.
Po meczu z Ruchem Chorzów legioniści mieli wreszcie powody do radości. Przede wszystkim zwyciężyli pierwszy raz od 28 września. Wygrana przyszła jednak w dziwnych okolicznościach. Legia była zdecydowanie lepsza od chorzowian, ale nie potrafiła wykorzystać nawet najdogodniejszych sytuacji. Gole strzelała zaś po prezentach gości. "Mieliśmy dziś przebłyski dobrej gry i stworzyliśmy kilka niezłych akcji. Zabrakło wykończenia i wtedy mecz wyglądałby jeszcze lepiej. Jesteśmy jednak zadowoleni, bo dziś naszym celem było zdobycie trzech punktów. Przecież już dawno nie dopisaliśmy na naszym koncie kompletu oczek" – cieszył się "Vuko". Optymizmu nie tracił też Urban. "Skończył się październik, nastał listopad i wierzę, że będzie to udany miesiąc. Mam nadzieję, że zakończymy te rozgrywki, tak jak je rozpoczęliśmy" – mówił po meczu.

Po spotkaniu z Jagiellonią Białystok okazało się, że sama nadzieja to za mało. Legioniści nie potrafili pokonać beniaminka i zamiast odrabiać straty, zaczęli gubić kolejne punkty. Licznik zatrzymał się na 10 oczkach. W meczu z Jagiellonią najważniejsze rozegrało się jednak na trybunach. Delegat PZPN, Andrzej Tomaszewski, dopatrzył się wśród flag przywiezionych z Białegostoku, rasistowskiego płótna i zagroził, że druga połowa nie rozpocznie się, dopóki nie zniknie ono z płotu. Rozpoczęła się szopka z naciąganiem plandeki na bramkę. "Flagi nie zauważył chyba nikt oprócz delegata i mogła sobie spokojnie wisieć do końca. Zamiast tego musieliśmy stać w tunelu. W tym czasie delegat udzielił zaś kilku wywiadów" – opowiadał po meczu Vuković.

Kolejny mecz nie wywołał na Łazienkowskiej tak dużych emocji. Bezbramkową rywalizację z Dyskobolią obserwowało zaledwie 750 fanów. Mało? Nie przesadzajmy. Przyszłość pokazała, że może być jeszcze mniej. "Dzisiejszy mecz był dla mnie niezwykłym przeżyciem. Początkowo miałem w nim nie grać, ale tak się złożyło, że pojawiłem się na boisku. Mam więc kolejne doświadczenie życiowe na swoim koncie, co bardzo mnie cieszy" – żartował po meczu "Vuko". Ale to raczej śmiech przez łzy. Cieszył się tylko Maciej Rybus, który zadebiutował w barwach Legii.

Sparing z Dyskobolią okazał się dobrym przetarciem przed meczem z Polonią Bytom. Spotkanie rozgrywane było na Stadionie Śląskim, ale po trybunach hulał wiatr, bo zasiadło na nich tylko 2,5 tys. osób. W tak wyjątkowych okolicznościach przyrody Legia okazało się zdecydowanie lepsza od bytomian. Patrząc na grę gospodarzy trudno było się domyślić, że byli oni w stanie pokonać mistrza i wicemistrza Polski. Atomowe uderzenie Rogera i spryt Chinyamy pozwoliły na spokojną wygraną.

Trzy dni później legioniści znów zawitali do Chorzowa. Tym razem ich rywalem był Ruch. Mecz w ogóle nie powinien dojść do skutku, bo nad Górnym Śląskiem przez cały dzień padał gęsty śnieg. Po naciskach telewizji spotkanie rozegrano jednak zgodnie z planem. Gola zdobył król strzelców rozgrywek o Puchar Ekstraklasy, czyli "Grzelu". Największą sztuką w mroźne wtorkowe popołudnie było jednak utrzymanie się na nogach. "Gra na takiej murawie to tragedia. Staraliśmy się dobrać najlepsze do takich warunków buty, ale chyba jeszcze nie stworzono takiego modelu, który sprawdziłby się na tak trudnej nawierzchni" – skomentował po meczu Marcin Burkhardt.

Los okazał się łaskawszy dla piłkarzy Legii w następnym meczu. Boisko Cracovii było zielone, soczyste i aż chciało się grać. A legionistom chciało się bardzo. Do przerwy bramek co prawda nie było, ale w drugiej części gry do roboty wziął się Takesure Chinyama. Dwa trafienie i "Tejkszur" zapewnił wojskowym pierwszą od 37 lat wygraną przy Kałuży. A niewiarygodne wręcz rzeczy na lewym skrzydle wyczyniali Edson i Tomasz Kiełbowicz.

4 grudnia legioniści zanotowali powtórkę z rozrywki. Powtórkę dość nudną, bo czwarty raz w jednej rundzie zmierzyli się z ŁKS-em. Tradycyjnie wygrali, ale dla odmiany nie 1-0 a 2-0. Bardzo dobrze zaprezentował się "Bury", który wciąż nie może znaleźć uznania w oczach Jana Urbana. Cieszył się za to Wojciech Trochim, który wpisał się na listę strzelców. Jego wyczyn obserwowało 350 kibiców.

Na zakończenie rozgrywek w 2007 r. legioniści spotkali się z Górnikiem Zabrze. Zabrzanie zapowiadali, że przyjeżdżają żądni rewanżu za porażkę u siebie. Boisko brutalnie zweryfikowało ich plany. Już w 3. minucie 10 trafienie ustrzelił Takesure Chinyma. Na trzy minuty przed końcem meczu debiutancką bramkę dołożył Maciej Rybus i na tym skończył się rewanż górników. Trzy wygrane z rzędu nie pozwoliły jednak na odrobienie choćby punktu do Wisły.

Taka była runda jesienna sezonu 2007/2008. W naszej sondzie oceniliście ją na czwórkę. I właśnie ta ocenia wydaje się być adekwatna do osiągnięć legionistów. Z jednej strony Legia ma aż 10 punktów straty do Wisły Kraków. Ale jeszcze w lipcu wojskowi byli największą niewiadomą ligi. Głosy o szansach na zdominowanie rozgrywek mieszały się z wypowiedziami o przyszłej walce o utrzymanie w lidze. Dziś już wiemy, że żaden z tych scenariuszy się nie sprawdził. Dominowanie w lidze skończyło się po siedmiu meczach. Miejsca w dolnych rejonach tabeli w ogóle nie było. Jest drugie miejsce i perspektywa awansu do europejskich pucharów. I na tym powinna się skupić Legia. Bo do przegonienia Wisły potrzeba nie tylko wybornej formy legionistów, ale i wielkiego kryzysu pod Wawelem. Ale skoro krakowianie potrafili w dziesięciu meczach zdobyć o 14 punktów więcej niż wojskowi, to może i piłkarzom z Warszawy uda się ta sztuka?

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.