REKLAMA

Kapelusz pełen szczęścia

źródło: Życie Warszawy - Wiadomość archiwalna

Krzysztof Dowhań wychował plejadę znakomitych bramkarzy. Artur Boruc zaliczany jest do czołówki najlepszych golkiperów na świecie. Jego zastępca w reprezentacji Polski Łukasz Fabiański to zawodnik Arsenalu. Podczas zgrupowania w Esteponie „Kapelusz” miał kolejny powód do dumy. Pierwszy bramkarz Legii Jan Mucha dostał powołanie do reprezentacji Słowacji.
Artur Boruc uważa, że Dowhań jest najlepszym trenerem bramkarzy. Dopiero w drugiej kolejności wymienia szkolącego go w reprezentacji Holendra Fransa Hoeka.– Kogo zabrałbym do Celticu? Dowhania – mówi nasz najlepszy bramkarz. Trener Andrzej Dawidziuk, który prowadzi szkołę bramkarzy w Szamotułach oraz pomaga Leo Beenhakkerowi, twierdzi, że swoich najlepszych wychowanków i tak w końcu musi przekazać trenerowi Dowhaniowi.

– W pewnym momencie moja praca z bramkarzem się kończy. Nie jestem w stanie dać mu więcej. Tych najzdolniejszych odsyłam więc do Krzysztofa. On może ich potrafi oszlifować – mówi Dawidziuk.

– Dlaczego nie jestem trenerem bramkarzy w reprezentacji? – zastanawia się Dowhań. – Leo Beenhakker ściągnął swojego człowieka, do którego ma zaufanie. Frans Hoek wychował Van deer Saara, Valdeza czy Reinę. A dlaczego pomaga mu trener Dawidziuk, a nie ja? Tak wyszło. Trudno pogodzić pracę w Legii z pracą w reprezentacji – uważa trener.

Plejada gwiazd

52-letni dziś Dowhań wychował i wyszkolił dla warszawskich klubów całą plejadę bramkarzy. Mariusz Liberda i Maciej Szczęsny zdobywali w 2000 roku mistrzostwo Polski z Polonią. Wojciech Kowalewski, Radostin Stanew i Artur Boruc to mistrzowie Polski z Legią z 2002 roku. Dowhań oszlifował też talent Łukasza Fabiańskiego (dziś Arsenal Londyn), wypatrzył Jana Muchę. W zanadrzu ma utalentowanych: 20-latka Macieja Gostomskiego oraz 18-letniego Jacka Skrzyńskiego.

– Młody bramkarz może zwrócić moją uwagę, jeśli ma odpowiednie predyspozycje ruchowe, szybkość uczenia się, warunki fizyczne i psychofizyczne, np. odwagę. Bramkarz, podobnie jak w piłce ręcznej, musi być trochę świrem.
Miałem to szczęście, że pod moje skrzydła trafiało wielu dobrych bramkarzy. Pozostało mi tylko przekonać ich, że mogą wiele osiągnąć dzięki ciężkiej pracy – uważa 52-letni szkoleniowiec.

Indywidualiści w zespole

Dowhań nie zrobił wielkiej kariery bramkarskiej. Zaczynał w Sarmacie, później bronił w Gwardii i Polonii. Jego życie niemal w całości związane było z Warszawą. I tu postanowił zająć się szkoleniem bramkarzy.

– Już dawno przekonano się, że w każdym klubie ligowym powinien być trener bramkarzy – mówi Dowhań. – Na każdym kroku podkreślam, że jest to sport indywidualny w grze zespołowej. W związku ze zmianą przepisów bramkarz ma coraz więcej obowiązków i wymaga się od niego nie tylko umiejętności typowo bramkarskich. Nie tylko jest tym, który broni, ale musi także rozpoczynać akcję, przewidywać, jak będzie się ona rozwijać, a nawet pełnić rolę libero, asekurującego grających w linii obrońców. To zmusza go do bardzo dobrej gry nogami, tak jak zawodników z pola. Dlatego bramkarz musi być najwszechstronniej przygotowanym zawodnikiem w zespole, więc i trening musi mieć urozmaicony. Powtarzanie tych samych ćwiczeń wprowadza rutynę i nudę. Dlatego staram się, aby zajęcia były atrakcyjne i jednocześnie spełniały swoją rolę.

W szkoleniu bramkarza nie może być ćwiczeń oderwanych od rzeczywistości. Często oglądam płyty DVD, korzystam z pomocy przygotowanych przez UEFA czy FIFA. Ale gotowców nie używam, bo każdy bramkarz potrzebuje indywidualnego podejścia – przekonuje Dowhań.

Od siedmiu lat pan Krzysztof trenuje bramkarzy Legii. Czy jest to szczyt jego marzeń?– Każdy trener marzy o reprezentacji czy zagranicznym klubie. Ja też zaczynałem pracę z niżej notowanymi zespołami. Teraz mam miejsce w najlepszym polskim klubie. Najważniejsze jednak, by każdy trening był przyjemnością. Mam nadzieję, że tak jest teraz w Legii – mówi trener Dowhań.

Trener, ojciec, przyjaciel

Warszawski szkoleniowiec jest dla swoich bramkarzy nie tylko trenerem, ale także ojcem i przyjacielem. Cieszy się ogromnym szacunkiem w świecie bramkarzy.– Moi byli podopieczni często telefonują do mnie. Najlepszy kontakt mam z Arturem i Łukaszem. „Fabian” zapraszał mnie nawet na mecz o Carling Cup. Dla mnie to powód do dumy, kiedy widzę Artura w Lidze Mistrzów czy Łukasza w Arsenalu. Najbardziej jednak cieszę się z tego, że nadal są normalnymi ludźmi. Nie odbiła im sodówka – dodaje „Kapelusz”.

Dowhań nazywany jest też cieniem Dariusza Wdowczyka. Pracowali razem w Polonii, Wiśle Płock i Legii. Do anegdot należy sytuacja, kiedy na trening „Czarnych koszul” Wdowczyk przyszedł bez Dowhania.– A gdzie trener zgubił „Kapelusz”? – pytano „Wdowca”.– Zawsze byłem niski, a o takich mówiło się: metr pięćdziesiąt w kapeluszu. I tak już zostałem „Kapeluszem”. A z Darkiem znamy się od dawna, jesteśmy przyjaciółmi – mówi Dowhań, który z racji wieku, umiejętności i doświadczenia nazywany jest też Capello – od jednego z najlepszych włoskich piłkarzy i trenerów.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.