REKLAMA

Zakaz dla "Jurasa" podtrzymany

turi, źródło: własne - Wiadomość archiwalna

Klub podtrzymał zakaz stadionowy nałożony na jednego z przedstawicieli grupy Nieznani Sprawcy, Jerzego S. "Jurasa". W poniedziałek przed sądem zapadł wyrok nakładający na Jerzego karę 2 lat zakazu wstępu na imprezy masowe oraz 20 godzin prac społecznych. Decyzja nie jest prawomocna, przysługuje od niej odwołanie. "Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, KP Legia dostosowuje swoją decyzję do postanowień sądu, uznając długość nałożonej przez sąd kary" - czytamy w oświadczeniu klubu.
Jak informuje klub, "1 października 2006 roku Jerzy S. złamał zapis art. 14, pkt 2 ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych z dn. 22.08.1997 wraz z późniejszymi zmianami, poprzez posiadanie i używanie materiałów pirotechnicznych w czasie meczu pomiędzy zespołem Legii Warszawa a Wisłą Kraków".

W lipcu ubiegłego roku, po wydarzeniach w Wilnie, Legia podjęła decyzję o prewencyjnym zakazie dla Jerzego S. Zakazy stadionowe - wydane wewnętrznie przez klub, a nie przez sąd - dostało wtedy kilku ultrasów. Co ciekawe, "Jurasa" w Wilnie w ogóle nie było. Zakaz dostał za stare "przewinienia", czyli za oprawę, którą ultrasi przygotowali na meczu z Wisłą jesienią 2006 roku. Jak podkreślają zgodnie kibice - race odpalone były wtedy za zgodą klubu. Działacze zaprzeczają, by doszło do nieoficjalnych ustaleń.

Sprawa "Jurasa" od pół roku toczyła się przed sądem grodzkim. Na każdej rozprawie pojawiał się przedstawiciel oskarżyciela publicznego. "Nawiasem mówiąc zdziwiony był tym nawet sam sąd. Zwykle w przypadku spraw o wykroczenie - a nie zapominajmy, że oskarżono mnie o wykroczenie, tak jak np. przekroczenie prędkości - przedstawiciele oskarżyciela publicznego się nie pojawiają. Widać, że komuś szczególnie zależało na tym, by wyroku 'dopilnować', na co w mowie końcowej zwrócił uwagę sąd" - komentuje kibic. Dodać trzeba, że większość spraw o podobnej "randze" kończy się po prostu grzywną i są rozpatrywane w trybie przyspieszonym, bez obecności obwinionego. "Dokładanie tak samo, jak wtedy, gdy dostajemy mandat za przekroczenie prędkości" - podkreśla Jerzy. Jego sprawa także była rozpatrywana w tym trybie. Został ukarany grzywną. Oskarżyciel odwołał się jednak od wyroku, czego efektem była tocząca się do teraz sprawa.

"Juras" spodziewa się, że oskarżyciel odwoła się od wyroku raz jeszcze. Zażądał bowiem dla kibica czterech lat zakazu wstępu na imprezy masowe, a "Juras" dostał dwa. To, że oskarżyciel zapewne będzie się chciał odwołać, zasugerował zresztą na ostatniej rozprawie sam sąd.

Sam kibic nie wie jeszcze czy zdecyduje się odwołać od wyroku. "Akceptuję karę. Sąd nałożył na mnie najmniejszy możliwy wyrok w takiej sprawie" - mówi Jerzy naszemu portalowi. Kibic zwraca jednak uwagę na jedną rzecz.
"Nie zgadzam się z tym, co klub napisał na stronie internetowej na temat mojego zakazu. Sądowy zakaz został orzeczony wobec mnie jedynie za posiadanie środków pirotechnicznych. W trakcie czterech rozpraw nie udowodniono mi, że odpalałem racę. Zostałem od tego zarzutu uniewinniony" - podkreśla.

Zgodnie z ustawą o bezpieczeństwie imprez masowych używanie i posiadanie rac jest nielegalne. "Juras" musiał więc zostać skazany. Inną rzeczą jest natomiast to, jak sąd postrzega okoliczności tej sprawy.

"Podczas ustnego uzasadniania wyroku sąd wyraźnie podkreślił również winę klubu w całej sprawie. Podkreślił podpisywanie nielegalnych porozumień i stwierdził wręcz, że kibice mieli prawo być przekonani, że race można odpalać, bo był bardzo duży rozdźwięk między regulaminem, a umowami ustnymi czy też pisemnymi pomiędzy klubem a kibicami" - mówi nam sam zainteresowany.

"Sąd był również pod wielkim wrażeniem pracy pana Stefana Dziewulskiego wykonanej podczas procesu. Ja zresztą też" - dodaje "Juras". "Dyrektor Legii do spraw bezpieczeństwa załączył do akt sprawy nagrania z meczów z... 2005 roku, zupełnie niezwiązanych z toczącym się postępowaniem. Sąd oczywiście natychmiast te dowody odrzucił. Pan Dziewulski sugerował również sądowi, co prawda bardzo nieudolnie, iż należę do... zorganizowanej grupy przestępczej. Podczas swojego występu na sali sądowej oraz w dostarczonych sądowi kilkudziesięciu stronach papierów niejednokrotnie sugerował, że grupa ultras działała 'wspólnie i w porozumieniu', przytaczając część definicji grupy przestępczej" - opowiada kibic.

"No cóż" - kończy "Juras" - "Sądu Dziewulski nie przekonał. A ja wciąż zastanawiam się, jak można przygotowywać oprawy, by uniknąć takich określeń jak 'wspólnie', czy 'w porozumieniu'. Byłoby to zaiste dość trudne. Na koniec dodam jeszcze, że pan Dziewulski załączył do akt spraw na przykład... indeks symboli zakazanych na stadionach. Po co? To chyba wie tylko on sam".

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.