REKLAMA

Między klubem a kowadłem

Wiktor, źródło: republikafutbolu.pl - Wiadomość archiwalna

Nie da się być w Warszawie kibicem Legii. Ciężko znaleźć sposób na to, by wyrazić zainteresowanie wyłącznie nią i nie stracić przy tym głowy.

Poszedłem kilka dni temu po karnet z grupą kolegów. Nie jestem ekstremistą: bardzo daleko mi do grupy wołającej o jihad i bardzo daleko mi do grupy kupującej pamiątki z nowym logo. Daleko mi do zwolenników wyjazdowych promocji, daleko mi do zwykłych fanów piłki, którym wszystko jedno, czy Roger dostanie paszport, czy nie.
Od czasu ostatniego mistrzostwa Polski i wydarzeń na Starówce jestem na Legii prawie wyłącznie jako obserwator: na meczach nie włączam się do jazdy z działaczami, bo uważam, że co kilka miesięcy sami odbieramy sobie mandat poszkodowanego w konflikcie, a z drugiej strony - jeżdżę mimo zakazu na wszystkie wyjazdy, na które mogę, bo czuję, że to nasz obowiązek, a bycie na meczu jest powinnością kibica, a nie manifestem niezależności wobec kogokolwiek.

Jestem kibicem, jakich wśród nas tysiące. Trochę samotnym, bo nie stoi za mną - ani takiej nie szukam - żadna organizacja, a mój głos jest praktycznie niesłyszalny. Wśród dwóch stron konfliktu dla jednych jestem zbyt mało hardkorowy, a dla drugich: hardkorowy za bardzo. Interesuje mnie tylko Legia, więc wymiotuję, gdy czytam opinie nawołujące do wyrzucenia nas z pucharów, a jednocześnie - nie mam też siły tłumaczyć, dlaczego elka na tarczy to nie elka w kółeczku. Na meczach siedzę na tyłku i 90 procent czasu spędzam na żartach, bo w dzisiejszych czasach tylko to można na nich robić.

A tu zarząd klubu uznał mnie w piątek za niepożądanego na stadionie. To znaczy, uznał za pożądanego, ale na trybunie F, przewidzianej dla, cytuję, “Specjalnych osobistości”. Przemiła dziewczyna, która sprzedawała mi karnet, powiedziała, że razem z trzema kolegami z grupy (przyjaciół, a nie zorganizowanej) jesteśmy decyzją zarządu (!) wytypowani jako ci, którzy muszą siedzieć pod kontrolą, z dala od reszty, z którą składaliśmy podanie.

Że co, słucham?

Że to. Decyzją zarządu klubu. Piłkarskiego, pierwszoligowego. Płacę 1000 złotych za skan albo zdjęcie dokumentu z podpisem członka władz KP, bo do teraz nie mogę w to uwierzyć. Ja, który dla aktywnych kibiców na Legii, jestem - umówmy się, nie mam złudzeń - kimś w typie lamusa, gościem od opowiadania dowcipów, typem, który kiedyś coś tam robił, ale od jakiegoś czasu jest zupełnie nieaktywnym koleżką z przeszłości. Na wyjazdy oprócz mnie jeździ cała moja ekipa, a wytypowano tylko trzech z nas… Hm… Musi być cos innego.

Głupota?

Tak, skrajna głupota.

W sumie jestem trochę dumny: to w końcu wyróżnienie, taka lista, wiele osób chciałoby na niej być. Ale ja - nie, bo, tak po ludzku, zupełnie jej nie rozumiem. Czego boi się Legia? Ludzi, którzy myślą? Ludzi, których jedyną bronią jest niezależność? Szczerość opinii? Razem ze mną na aucie został kolega, którego największym przestępstwem w życiu są przekleństwa, oraz znany wśród kibiców publicysta. Nie rozumiem, jaki tu klucz?

Nie potrafię, mimo to, wykrzesać w sobie nienawiści do klubu , bo wciąż - być może jak głupek, z naiwności - wydaje mi się to zbyt absurdalne, żeby brać to na serio.

Wracam od tematu. W podobnej sytuacji do naszej, będzie w tym i przyszłych latach wielu z nas. Zawieszeni między dwoma stronami konfliktu dostajemy odłamkami i zapominamy już, o co tak naprawdę w tej wojnie chodzi. Pięć oświadczeń tygodniowo, pięć odpowiedzi na oświadczenia. Pięć wywiadów jednego prezesa, pięć sprostowań drugiego. Pięć dobrych newsów, pięć kretyńsko głupich. Człowiek przestaje to w pewnej chwili czytać, bo gubi w tym Legię. Podczas Euro myślałem, że już się skończyło: SKLW milczy, Legia pokazała kilka niezłych akcji, w tym napój i powrót do organizacji wyjazdów.

A tu taka lipa. I po co? Mam ciągle wrażenie, że komuś w klubie zależy na tym, żeby liczba skandali w miesiącu zawsze była równa, i to… bez wiedzy władz ITI. Jest przez miesiąc cicho? To zróbmy listę, wybierzmy losowo 50 osób, niech się wkurzą i napiszą gdzieś o tym! Udowodnijmy, że jesteśmy potrzebni, że działamy, niech pan Walter widzi, że jest ciągle z kim walczyć! Że rak się rozrasta!

A biedny pan Walter, autentycznie mu współczuję. Nauczyć się powinien już po Wdowczyku, że zły doradca w piłce to jak Cabaj na bramce: nie tylko mecz zawali, ale i klub ośmieszy. Od dwóch lat narasta więc we mnie poczucie, że ITI jest jak całkiem niezły okręt, ale z radarami kontrolowanymi przez wroga. Jak ma podejmować dobre decyzje, skoro otrzymuje dane wyssane z palca? Jak ma mieć mapę świata, skoro kontury rysują mu osły?

Więc trafił na listę Wiktor razem z setką innych osób.

Mi to zwisa. Głupota jest na świecie po to, żeby się z niej śmiać, co niniejszym czynię. Ale wielu ludzi w mojej sytuacji KP straci bezpowrotnie i na zawsze, bo kiedy strzela się na oślep, można trafić kogoś, kto będzie chciał oddać. I jaki w tym sens?


Autor tekstu prowadzi bloga na mojalegia.republikafutbolu.pl.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.