REKLAMA

Kątem oka - 33. tydzień z głowy

Qbas - Wiadomość archiwalna

Gdyby było więcej takich tygodni jak ubiegły, kibice Legii mieliby pewnie poważne problemy z doczekaniem końca miesiąca bez pomocy psychoanalityka. Na szczęście rzadko się zdarza by "wojskowi" przegrywali dwa mecze w ciągu 7 dni, w dodatku z arcy słabymi rywalami. Problem w tym, że naszym piłkarzom jakoś przestało się chcieć. No ale do tego to akurat zdążyliśmy przywyknąć. Pewnie w normalnych warunkach zaniechalibyśmy dopingu. W tej sytuacji może, ot tak z przekory, warto krzyknąć czasem coś pozytywnego? A poważnie: sprawy mają się bardzo źle. W lidze strata do Wisły wynosi 5 punktów, a do tego praktycznie nie mamy szans na awans do kolejnej fazy gier w Pucharze UEFA. Jak dokładnie wyglądał ubiegły tydzień?

Zaczęło się od wywiadu naszego prezesa dla jednego z dzienników. Swoją drogą, nie ma tygodnia by pan Miklas nie udzielił wywiadu lub klub nie wydał oświadczenia. Treść jest zazwyczaj bardzo zróżnicowana. Albo KP Legia się chwali, albo potępia w czambuł kibiców. Jakże szeroki wachlarz tematyczny, nieprawdaż? Gani oczywiście tych protestujących, a jest ich podobno garstka. Fakt, na stadion coraz częściej przychodzi garstka widzów. Szkoda, że KP nie przyjmuje do wiadomości, że jest współodpowiedzialny za ten stan rzeczy. Tymczasem pan prezes znów niepotrzebnie napina muskuły, zgrywając twardego szeryfa, który nie odpuści do końca dni swoich "Staruchowi". Trzeba ciągle udowadniać przełożonym, że jest się twardzielem. Pif paf!

Wtorek to przede wszystkim dobra wiadomość z Włoch. Działacze Rimini, po prawie trzech tygodniach testów, zdecydowali się na wypożyczenie Błażeja Augustyna. Można było odetchnąć z ulgą i przestać drżeć o to, że trener Urban jednak wstawi młodzieńca do składu, a ten znów będzie kopał się w głowę. Teraz będzie ganiał za piłką w Serie B, choć można odnieść wrażenie, że zdecydowanie lepiej będzie mu wychodziło opalanie się nad Adriatykiem. Ponadto we wtorek dowiedzieliśmy się, że to szkoleniowiec Legii zablokował nowy kontrakt i podwyżkę dla Aleksandara Vukovicia. Podobno pan Jan nie jest zadowolony z postawy Serba w ubiegłym sezonie. Można oczywiście zrozumieć te powody, ale na razie skutek jest taki, że Legia nie ma na boisku lidera. Grają sami "cichociemni" - widzą niewiele, nic nie mówią. Nie ma komu pociągnąć tego wózka. "Vuko" może nie był najlepszym liderem, ale jednak jakimś był. Teraz nie ma nawet "jakiegoś".

W środę było nudno - a to prognozy, że Rada Miasta ostatecznie zgodzi się (czyt. sypnie groszem) na rozpoczęcie budowy stadionu przy Łazienkowskiej na sesji 28 sierpnia, a to, że trener FK Moskwa Oleg Błochin (nota bene: swego czasu poseł Komunistycznej Partii Ukrainy, a następnie ugrupowania związanego z Leonidem Kuczmą) nic nie wie o piłkarzach Legii. Okazało się zresztą, że taka wiedza nie była mu potrzebna. Wreszcie wieczorem Wojciech Kowalczyk na swoim blogu wrzucił informację dnia. Doszło do spotkania z Miklasem. Z relacji "Kowala" wynika, że prezes zgodził się na spotkanie z przedstawicielami kibiców. Za wcześnie by wróżyć, co z tego wyjdzie, ale pojawiło się kolejne światełko w tunelu. A "Kowal", jak to on, jeśli coś już robi to na maksa i za to dla niego duży szacunek.

Doczekaliśmy wreszcie czwartku, a wraz z nim meczu z Rosjanami, 12 zespołem rosyjskiej ekstraklasy. Słownie: dwunasta pozycja w lidze. Chyba nasi piłkarze przestraszyli się takiej potęgi, bo potraktowali rywala jak dziewczynki z głębokiej prowincji (z całym szacunkiem) traktują swoje koleżanki z dużych metropolii. Podobno odbyła się pierwsza połowa, ale trudno było to zauważyć. Rosjanie są tragikomicznym zespołem, nie potrafiącym dosłownie nic. Tylko jak na tym tle określić Legię? Mariusz Jop (znany również jako "Wolny", nie mylić ze stanem cywilnym!), z łatwością wygrywał pojedynki biegowe z Rogerem, a nasi obrońcy z uporem maniaka uskuteczniali swą radosną twórczość. W efekcie w 63. minucie przegrywaliśmy 0-2, po akcjach, które nawet przez pół sekundy nie pachniały golem. Potem legioniści uzyskali bramkę kontaktową i nawet osiągnęli przewagę. Może i by coś z tego i wyszło, gdyby nie fakt, że piłkarze z Moskwy postanowili ciągle się przewracać. Zupełnie jak swego czasu Piotr "Ałaaa!" Piechniak. W końcówce Roger, w swoim stylu - ze spalonego - strzelił nawet gola. Sędzia bramki nie uznał, przez co było dużo niepotrzebnych nerwów. Niepotrzebnych, bo Legia odpadnie z FK i nie ma co się martwić. I jeszcze krótkie podsumowanie atmosfery na meczu: zieeew.

Jak pomeczowy piątek, to tradycyjnie komentarze. Trener Urban biadolił na napastników, przede wszystkim na Mikela Arruabarrenę, który, jak to stwierdził pan Jan, jest po prostu bez formy, dlatego czaruje swą grą kilkunastu widzów w rozgrywkach Młodej Ekstraklasy. Fajnie, nie ma co. Tymczasem Wojciech Szala coś majaczył, że w rewanżu z FK poleje się krew. Obaj też zapowiadali, że Legia nie ma nic do stracenia i wcale nie stoi na straconej pozycji w drugim meczu. Polecam parę łyków zimnej wody, może dużo nie pomoże, ale na pewno nie zaszkodzi.

W sobotę tłumaczył się Jan Urban. Nasz szkoleniowiec stał się ostatnio specjalistą od mętnych wypowiedzi, choć do legijnego specjalisty w tej dziedzinie - Mirosława Trzeciaka, jeszcze mu trochę brakuje. Przykro tylko, że przyczyn słabej formy i kompletnego braku stylu gry drużyny upatruje w milczących trybunach. Natomiast najweselszy kawałek był o tym, że nasi piłkarze są niedoświadczeni i dlatego spalają się psychicznie w europejskich rozgrywkach. Czyli, krótko mówiąc, przestraszyli się Vetry Wilno, FK Homel i FK Moskwa. Śmiać się czy płakać? Ze słów "coacha" wynika też, że rozważana jest możliwość zatrudnienia psychologa, niekoniecznie psycholożki. Cóż, pamiętamy wprawdzie takie próby za trenerskich rządów Jerzego Kopy i w pierwszej kadencji Jacka Zielińskiego, ale po tym co zobaczyliśmy w niedzielę, każdy pomysł ratowania zespołu wydaje się być godnym rozważenia.

No właśnie, niedziela. W Wodzisławiu czekała na nas drużyna Odry. Czekała zdeterminowana i głodna sukcesu. Tymczasem nasze gwiazdy przyjechały się opalać, ewentualnie powspominać legijne przygody z Maciejem Korzymem i Dariuszem Dudkiem. Tymczasem podopieczni Janusza Białka woleli pograć w piłkę. Gdyby powieźli naszych "piąteczką" to i tak byłoby mało. Byli jednak nieskuteczni i skończyło się na 2-0. Podsumowaniem całego tego cyrku było zdanie Vukovicia: "Nie usiadłem na ławkę, a już było 0-1. Lepiej gdy mecz zaczyna się od stanu 0-0". Prawda, że lepiej?

To wszystko na szczęście już za nami. Miejmy nadzieję, że gorzej już nie będzie, chociaż nauczeni doświadczeniem musimy brać pod uwagę, że przed nami jeszcze sporo wstydu, złości i goryczy porażek.


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.