REKLAMA

Kątem oka - 35. tydzień z głowy

Qbas - Wiadomość archiwalna

Co za dużo to niezdrowo. Okazało się, że tę maksymę wzięli sobie do serca piłkarze Legii i zwieńczyli ubiegły tydzień efektownym zwycięstwem nad zabrzańskim Górnikiem na stadionie, którego patronem jeszcze do niedawna był Adolf Hitler. Widocznie nasi zawodnicy również mieli dość swojego bezpłciowego grania i wzięli się w garść. Choć trzeba pamiętać, że wyjazdowe 3-0 zawdzięczamy w dużej mierze beznadziejnej grze gospodarzy. To jednak nie nasz problem, bo niedzielnym występem gracze Jana Urbana nieco zatarli złe wrażenie po zatrważającym występie w Moskwie i być może uratowali stołek trenerowi.
Zresztą cały tydzień był zdeterminowany rewanżem z FK. A wszystko tradycyjnie zaczęło się w poniedziałek.

Tydzień temu wiadomością dnia był powrót Inakiego Astiza na Łazienkowską. To duża niespodzianka, ale i dowód na to, że Mirosław Trzeciak wciąż od czasu do czasu potrafi nas pozytywnie zaskoczyć. Sprowadził bezgotówkowo bardzo dobrego obrońcę. Astiz może być prawdziwym panaceum na fatalną grę obronną zespołu. Jak się później okazało, Hiszpan z marszu wskoczył do składu, mimo kategorycznych zapowiedzi, że z Górnikiem nie zagra. Inaki wystąpił i, w przeciwieństwie do swoich rodaków, którzy od 1,5 miesiąca dochodzą do formy, wypadł świetnie. Cała ta sytuacja nie jest za bardzo normalna.

Wtorek był nudny. Jedyną atrakcją był, wyszperany przez naszego redakcyjnego kolegę, filmik przygotowany przez klub FK Moskwa, zachęcający do wsparcia dopingiem Mariusza Jopa i jego kolegów w potyczce z Legią. Metoda dość specyficzna, wzbudzająca wiele kontrowersji, ale "Bij Lacha!" nie znalazło odzewu wśród poważnych moskiewskich ekip kibicowskich. W czwartkowym spotkaniu piłkarze FK radzili sobie jedynie przy skromnym dopingu własnych kibiców. To i tak wystarczyło na "wojskowych".

W środę byliśmy świadkami napinania wątłych muskuł przez naszych grajków. Walka, walka do upadłego, walka o każdą piłkę, zaangażowanie i agresja. To najczęściej pojawiające się słowa w wypowiedziach legionistów. Wiemy co z tego wynikło. Swoją drogą, nie uważacie, że jeśli chodzi o słowa wypowiadane przez zawodników mamy do czynienia ze swoistym "zsurmieniem"? Nikt nie potrafił tyle naobiecywać, co nasz ex - kapitan. Im więcej gruszek na wierzbie (tudzież śliwek robaczywek), tym gorsze były wyniki. Teraz wszystko wygląda podobnie. Mały apel: więcej grania, mniej gadania, drodzy panowie! W razie czego wstyd będzie mniejszy.

Wreszcie nadszedł długo oczekiwany czwartek. Zanim doczekaliśmy meczu, odbyła się sesja rady Warszawy. Na niej zjawili się przedstawiciele kibiców Legii, zwani również "warszawiakami" (drodzy radni, poprawnie jest "warszawianie"), którzy protestowali przeciwko warunkom umowy dzierżawy "wkrótce mającego powstać" stadionu. Pod sztandarami troski o interesy stolicy manifestowaliśmy swoje oburzenie. Ciekawe tylko ilu z nas tak naprawdę chodziło o dobro Legii i miasta, a ilu jedynie próbuje zrobić na złość facetowi w berecie? Koszulki "Dżihad Legia" (dżihad - wysiłki mające na celu krzewienie... islamu; brawo panowie!) i populistyczno - histeryczny tekst okolicznościowej ulotki martwią swą bezmyślnością. A w sprawie niekorzystnej umowy dla miasta to radni sami nie wiedzieli co zrobić. Z jednej strony, ITI ma czarno na białym wcześniej wynegocjowane warunki i miasto musi umowy przestrzegać. Z drugiej, radni czują presję, bo wiedzą, że pokpili sprawę (zwalają oczywiście na poprzednią ekipę). Dlatego też postanowili wykorzystać starą metodę i schowali głowę w piasek. Stadion Legii wypadł z porządku dziennego, a "najdrożsi" radni zyskali czas na zastanowienie. Przy okazji natomiast próbowali połechtać kibiców Legii, chwaląc ich antyrosyjskie okrzyki podczas pierwszego meczu z FK. Z jednej strony zapowiedzi bezwzględnej walki z kibolstwem, a kiedy przychodzi co do czego, to zawsze warto się podlizać grupie potencjalnych wyborców. Ot, polityczne bagienko.
Po tym całym cyrku mogliśmy wziąć się za obserwowanie meczu z piłkarzami Olega Błochina. Nasi zagrali poniżej krytyki, podobnie też się zachowali. Najpierw przed meczem bredzić zaczął Rzeźniczak, potem za niesportowe zachowanie gry nie dokończył Roger, a później piłkarze postanowili położyć uszy po sobie i zbiec chyżo do szatni. Kibice w tym wypadku okazali się niegodni szacunku. Zawodnicy potrzebują fanów tylko do tego by mogli zapewnić sobie alibi po kolejnym beznadziejnym meczu - "Graliśmy słabo, bo brakowało nam wsparcia trybun", tudzież inne bla bla bla w tym stylu. Lekka hipokryzja?
Po meczu działo się sporo. Na konferencji prasowej okazało się, że Oleg Błochin mimo ukraińskiego pochodzenia jest prawdziwym radzieckim patriotą. Facet mentalnie zatrzymał się chyba w 1986 r., gdy został wybrany najlepszym piłkarzem Europy. Był wtedy królem w Kijowie, a lokalni kacykowie dbali by nie brakowało mu niczego. Rozkochany w systemie i sobie Błochin nie dostrzegł zmian. W sumie nie nasza sprawa, ale szkoda, że po wielkim sportowcu został mały człowieczek. Mimo przegranego meczu klasę pokazał natomiast trener Urban, co warto mocno podkreślić. Troszkę inny poziom kultury, a jaka różnica.

W piątek znów musieliśmy przeżywać lawinę krytyki, którą prasa zalała legionistów. Tymczasem Jan Urban po raz kolejny wysłał sygnał, że czuje presję ze strony włodarzy klubu. "Nie wiem ile mam jeszcze czasu" - zabrzmiało wręcz dramatycznie. Potem było równie ponuro, bo wyszło na to, że szkoleniowiec nie za bardzo wie czemu piłkarze raz biegają szybko, a raz wolno. I można przestać się dziwić, że sympatyczny pan Jan ma ciśnienie. Skoro klub mu płaci niemałą kasę, to warto by jednak orientował się w przygotowaniu zawodników. Chociaż z drugiej strony, trener jest przynajmniej szczery.

Sobota przyniosła wieści o ewentualnej podmiance na stanowisku szkoleniowca Legii i... Górnika. Henryk Kasperczak miałby dowodzić na Łazienkowskiej, a Jan Urban zastąpiłby wówczas Ryszarda Wieczorka w Zabrzu. Dość skomplikowana logika argumentacji jednak nie przekonuje, ale... pożyjemy zobaczymy. Tymczasem nasz ukochany prezes nie byłby sobą, gdyby się nie przypomniał, choćby pod koniec tygodnia. Leszek Miklas dramatyzował na stronie legia.com. Krótko mówiąc, przestraszył się postawy kibiców podczas rady miasta. Szkoda jednak czasu na omawianie jego słów. Cieszmy się zatem, że w ogóle przemówił!

No i nadeszła niedziela, która niespodziewanie znów była dla nas! "Wojskowi" pogonili "górników" 3-0, prezentując się naprawdę przyzwoicie. Warto odnotować powrót Astiza i długo oczekiwany debiut Tito. Paradoksalnie, Astiz po zaledwie jednym (sic!) treningu z drużyną był jednym z najlepszych zawodników! Co ciekawe, sytuacja w tabeli obecnie wygląda tak, że Legia ma 3 punkty straty do lidera i 3 punkty przewagi nad strefą spadkową. Jak bumerang powraca pytanie: jak to możliwe, że zespół parę dni po klęsce w Moskwie bez problemu ogrywa rywala w lidze? Trudno powiedzieć, ale byliśmy już kiedyś świadkami podobnej historii. Legioniści w czwartek dostali 1-6 od graczy z Walencji, by w niedzielę stuknąć Pogoń Szczecin 3-0. Dla przypomnienia był to sezon 2001/02. Oby bieżący skończył się tak samo!

PS. A przede mną urlop. Do zobaczenia za dwa tygodnie!


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.