REKLAMA

Kątem oka - 46. tydzień z głowy

Qbas - Wiadomość archiwalna

Koniec wieńczy dzieło, chciałoby się zakrzyknąć po niezwykle udanej końcówce tygodnia. Nie dość, że legioniści gładko stuknęli Śląsk Wrocław, to na trybuny wrócił wspaniały doping. Był to jednorazowy wyskok z okazji pożegnania Żylety, bo tzw. protest trwa. Wcześniej klub dał zielone światło do powrotu „Starucha”, który wbrew wszystkim przewidywaniom jednak wygrał w sądzie drugiej instancji. W efekcie spragnieni okrzyków i śpiewów kibice, przy wsparciu swego wodzireja, godnie pożegnali odchodzącą do lamusa górę piachu, gruzu i betonu, na której ktoś postawił najpierw ławki, a potem krzesełka, a ktoś inny nazwał Żyletą. Niestety, ubiegły tydzień to nie tylko wydarzenia miłe, bowiem w dniu święta niepodległości Legia zawiodła na całej linii, przegrywając w Bełchatowie 0:1 i była to już trzecia porażka w sezonie.
Poniedziałek to przede wszystkim tekst jednego z dzienników sportowych o Rogerze Guerreiro. Autor zarzucał mu, że jest wolny, notuje dużo strat i w ogóle same brzydkie rzeczy. Postawę Rogera określono jako „irytującą” już po meczu z Polonią Bytom. Ciekawe było też wyciągniecie wniosku, że nasz piłkarz to prawdziwy celebryta, niejako polski David Beckham. Problem w tym, że Roger poza boiskiem głównie wspiera akcje charytatywne, a Anglik pomnaża swój majątek. Taka mała różnica.

Niestety, we wtorek okazało się, że z formą „Perejro” nie jest o jotę lepiej. Kolejny raz zagrał jak „ścierka” i został wręcz stłamszony przez graczy GKS. Nie był jednak najgorszy. Fatalnie zagrało jeszcze kilku jego kolegów i znów musieliśmy się wstydzić. Gorzej, że nasi piłkarze w głupi sposób próbowali się z porażki tłumaczyć. Mecz może i faktycznie był wyrównany, jak mówili niektórzy, ale to wynikało tylko z faktu, że słabo grał Bełchatów. Jednak okazał się o gola lepszy, a Legia nie stworzyła sobie żadnej okazji, nie licząc strzału Maćka Iwańskiego z wolnego i otwierającego podania Tomka Jarzębowskiego do Takesure`a Chinyamy. Szkoda, że nasz napastnik nie strzelił, bo byłaby to piękna asysta „Jarzy”. Przypominam - Tomek wciąż gra dla Bełchatowa. Miejmy nadzieję, że już niedługo…

W środę jedna informacja zepchnęła na dalszy plan pozostałe. Klub powoła pełnomocnika do współpracy z kibicami. Pomysł niewątpliwie godny pochwały, kierunek poszukiwań kandydata również, ale jego osoba już niekoniecznie. Nie znam osobiście Damiana Niedziałka, nie słyszałem o nim wcześniej, więc nie mam zamiaru nawet odnosić się do jego kontrowersyjnej przeszłości w Stowarzyszeniu i aktywności kibicowskiej w pogardzanej w pewnych kręgach grupce „Arystokraci”. Ale skoro facet budzi negatywne emocje zanim w ogóle zabrał się do pracy, to trudno spodziewać się dobrych efektów. Pozostaje zatem mieć nadzieję - wiadomo czyją matkę - że kolega Niedziałek ma większe umiejętności negocjacyjne, niż Wojtek Kowalczyk czy „Trzy 10”. Swoją drogą, sądząc po komentarzach w internecie wolą ludu było wybranie na to stanowisko naszego redakcyjnego kolegi Bodziacha, znanego z bezgranicznej miłości do władz klubu z Łazienkowskiej ;-).
Ponadto w środę o godzinie 18:30 w Ratuszu doszło NARESZCIE(!) do podpisania umowy między miastem a konsorcjum, które wygrało przetarg na modernizację stadionu Legii. Zatem za 26 miesięcy (o ile nie będzie opóźnienia) będziemy cieszyć się z nowoczesnego obiektu, godnego naszego klubu i nas. Wielka radocha sprawiła, że mimo oczu puściliśmy informację o nowym rzeczniku prasowym KP Legia Michał Kocięba. CV następcy Pawła W. jest „imponujące” - pięcioletnia praca w PZPN, a do tego szlify oficerskie, jeśli tak można określić funkcję oficera prasowego przy reprezentacji Polski za czasów Pawła Janasa.

W czwartek też nie było nudno, a temperatura rosła od godzin porannych. Najpierw dowiedzieliśmy się, że zimą nie mamy co liczyć na transfery nowych piłkarzy do Legii. Może to i lepiej, wystarczy nam przecież Ransford Osei, a przynajmniej wspomnienie o nim. Jeśli jednak dodamy do tego napięte stosunki na linii Urban - Trzeciak, o których mówiło się od dawna, a co niejako potwierdził trener w ostatnim wywiadzie, można mieć powody do niepokoju. Przemądrzały pan Mirek musiał solidnie wkurzyć Urbana swą nieudolnością. Efekt jest taki, że nawet nasz cierpliwy szkoleniowiec nie chce ukrywać, że hiszpański zaciąg jest wybitnie pokraczny.
Za to wieczór przyniósł znacznie lepsze wieści. Piotrek Staruchowicz w sądzie II instancji skutecznie odwołał się od wyroku 3 - letniego zakazu stadionowego i złożył pismo do klubu z prośbą o cofnięcie klubowego zakazu, co też nastąpiło. Niezależnie od tego, SKLW podjęło decyzję o zawieszeniu milczącego protestu i o powrocie dopingu w hołdzie dla Żylety, która po tym spotkaniu została zamknięta ze względu na rozpoczynające się prace budowlane. Dla tysięcy kibiców był to sygnał by, jak za czasów najlepszej atmosfery na trybunach, ruszyć gremialnie do kas po bilety na mecz ze Śląskiem.

Mimo szumnych zapowiedzi piłkarzy z Dolnego Śląska, byli oni jedynie tłem dla przemeblowanej personalnie Legii. W piątek w pierwszym składzie zagrali Maciek Rybus, Piotrek Rocki oraz Bartek Grzelak (duże brawa za determinację Bartek!) i wszyscy spisali się świetnie. Do tego Pance Kumbev dobrym występem zatarł fatalne wrażenie po grze w Bełchatowie, strzelając ładnego gola w dniu urodzin swojego synka! Wreszcie legioniści byli skuteczni i wykorzystali zdecydowaną większość sytuacji. Skończyło się 4:0, a po meczu trener Śląska cieszył się, że jego piłkarze grają otwartą piłkę. Może to i dobrze, ale by tak grać z Legią trzeba mieć naprawdę dobrych piłkarzy, a tych we Wrocławiu jak na lekarstwo.
Na trybunach tymczasem trwał festiwal … Nie, tym razem nie chamstwa, a fantastycznego dopingu złaknionej śpiewu publiki. Kto był, ten wie. Kto nie był, niech żałuje. Na koniec „kibolskiej tradycji” stało się zadość i brać powyrywała krzesełka. Jednak nikt nie miał zamiaru nimi rzucać. Foteliki pozabierano na pamiątkę wyjątkowej trybuny. Choć dla mnie ten śmieszny nasyp nigdy takowym nie był. Wyjątkowi są bywający tam ludzie, wspólna pasja i wspomnienia. I tego się trzymajmy, a nie brudnych, badziewiastych krzesełek.

W sobotę pławiliśmy się w komplementach pod adresem piłkarzy i kibiców, a tymczasem cierpiał Błażej Augustyn, nasza samozwańcza gwiazda Rimini. Nie wypada śmiać się z cudzego nieszczęścia, ale Błażejek nieprędko zagra znów w Serie B. Zerwał wiązadła i przed nim sporo wolnego czasu. Jakby nie było, życzymy powrotu do zdrowia.

A w niedzielę można było wziąć udział w dniu otwartym na Legii, będącym niejako pożegnaniem ze starym stadionem. Dużo rodzin, dzieciaków i piknikowa atmosfera, w dobrym tego słowa znaczeniu. Fajna sprawa.

Przed nami mecze z ŁKS w Pucharze Ekstraklasy i Ruchem w lidze. Zatem trzymajmy kciuki, zwłaszcza za dobrą grę i 3 punkty w Chorzowie.


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.