REKLAMA

Kątem oka - 30. tydzień z głowy

Qbas - Wiadomość archiwalna

Minione dni stały pod znakiem świeżutkiego, jeszcze ciepłego porozumienia zawartego przez klub i Stowarzyszenie Kibiców Legii Warszawa. Obie strony rozprawiły się z gangreną, trawiącą trybuny naszego (już nowego) stadionu od 3 lat. Podpisanie pokoju między walczącymi oddziałami zasługuje na osobne potraktowanie, że pozwolę sobie na stylizację retoryki prezesa Kosmali. Ale w „KO” trzeba siać i zająć się cotygodniową młócką, bo nasi milusińscy nie zwalniają tempa przygotowując się w znoju, pocie i łzach do nowego sezonu.

Warto też odnotować bramkowy powrót do gry naszego „króla Jokohamy”, czyli popularnego „Tejksia”. Gol Chinyamy dał naszym ulubieńcom remis z PSG, co szczytem marzeń nie jest, ale po laniu, jakie dostaliśmy od Bordeaux, poprawiło humory. Prawdziwym hitem była jednak transferowa epopeja Bartka Grzelaka, niezapomnianego bohatera pustych trybun przy Łazienkowskiej 3.

Poniedziałek. Marny wywiad z wschodzącą gwiazdą środkowej linii Legii Alejandro Cabralem. Jeśli wierzyć naszym obserwatorom, to Argentyńczyk na boisku radzi sobie świetnie, ale w wywiadach prawi farmazony. Zapowiada m. in. naukę angielskiego i … polskiego. Tak, akurat. Z drugiej strony, co się dziwić zawodnikowi, że opowiadał bzdety, skoro pojawiają się pytania na poziomie wczesnych nastolatków w stylu „Kto jest twoim piłkarskim wzorem?” i „Czy podoba ci się w Warszawie?”. Czytaliście kiedyś, by któremuś zawodnikowi się nie podobało? W sumie jednak nie można być pewnym czy ten wywiad naprawdę się odbył, bo w rzeczonym dzienniku sportowym mają tendencję do ssania palucha i spisywania tego, co akurat do głowy wessało.

Wtorek. Sensacja! Nie do wiary! Zobacz to koniecznie! Nasza ulubiona gazeta na „F” donosi, jakoby nasz pupil Bartek Grzelak miał trafić do FK Baku, wicemistrza azerskiej ekstraklasy. Miałby tam zarabiać dwukrotnie więcej niż w Legii. I co? Miał być hit transferowy? Nie mówiłem tak? Nie mówiłem?! (pozdrowienia dla Jacka Zielińskiego z Lecha). Od razu śmiechy, chichy, że upadek, że coś tam, a tu proszę, już dzień później „Baku, baku” skład z Azerbejdżanu ograł w Poznaniu mistrza Polski. Radość fanów Interu Baku możecie zobaczyć tu:
http://www.youtube.com/watch?v=qEFzXwupdBY .

Na szczęście Lech potem przeszedł wygrywając rzuty karne. Serdeczne gratulacje. Kiedy feta na Rynku? Ale, ale. Dla tych, którzy przesadnie nabijają się z „Kolejorza” przypominam, że byli najlepsi w tej naszej pszeniczno – buraczanej lidze.
Tymczasem Legia zebrała baty od Bordeaux. 1 – 4, a co najmniej dwa gole obarczają konto Marijana Antolovicia. Niestety, mecz „cała Polska widziała”, a przynajmniej posiadacze kanału Orange Sport Info. Nikt nam nie wmówi już, że „czarne jest czarne, a białe jest białe”. Wszystko sami widzieliśmy.

Środa. Tymczasem Maciej Iwański, o groźnej ksywce „Pressing”, ponowie próbował robić z ludzi „popularnego tata wariata”. Wg Maciusia nie było tak źle, jakby wskazywał na to wynik. Strach pomyśleć, jak naprawdę wygląda zła gra w wykonaniu milusińskich. Na szczęście Legia nigdy nie gra „aż tak źle”.

Czwartek. Kolejne rewelacyjne informacje w największym dzienniku sportowym w Polsce. Otóż na zgrupowaniu Legii we Francji panuje surowa dyscyplina. Piłkarze najpóźniej o 23 muszą być w pokojach, gdzie spędzają też większość wolnego czasu. Dobrze, że nie ma już „Grzelusia”. Byłby z pewnością skrajnie wyczerpany. A ponadto: „Kiedyś na Łazienkowskiej przymykano oko na zdjęcia piłkarzy Legii w tabloidach. Dziś mają zapowiedziane, że w przypadku niestosownych zachowań, kary będą surowe, włącznie z możliwością rozwiązania umowy”. Jeżeli wierzyć pismakom, to teraz imprezy odbywać się będą w totalnej konspiracji. Hasło, odzew i kryptonimy. Wyobrażacie sobie Rybusa w czarnej pelerynie spiskowca?

Piątek. Zwycięski remis 2-2 z Paris Saint – Germain. Zwycięski, bo przegrywaliśmy już 0-2 i wydawało się, że to koniec. Iście piorunująca pogoń za wynikiem. Remis zapewnił nam Takesure Chinyama, dla którego był to pierwszy mecz od czasów bitwy pod Grunwaldem. Najważniejsze jednak, że „Tejksio” wrócił i od razu zaczął robić to, co umie najlepiej, czyli strzelać gole. Bo nie oszukujmy się, w piłkę to on gra nieszczególnie.

Weekend. Krzysztof Dowhań ma nie lada dylemat na kogo postawić w bramce Legii. Na treningach najlepiej wygląda Wojtek Skaba, w sparingach Kostia Machnowskij, ale naszym najdroższym jest przecież Marijan Antolović. Chyba takiego bólu głowy pan Krzysztof to jeszcze nie miał od czasu, gdy pracuje przy Łazienkowskiej. Czyżby miało się okazać, że „Ruski” będzie lepszy od „Fikoła” i „Marysia”?

Zdjęcie tygodnia:



I jak tu udźwignąć taką presję? - fot. FotoPyK


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.