Dariusz Mioduski - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Felieton

Słowo przed niedzielą: Constans

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Na spokojnie patrząc, to nie stało się nic niespodziewanego. Legia po raz trzeci z rzędu w eliminacjach Ligi Mistrzów nie poradziła sobie już z drugim rywalem. Tym razem byli to Cypryjczycy, dwa lata temu Słowacy, a trzy Kazachowie. Trudno w tej sytuacji mówić o przypadku. Raczej o pewnym stałym trendzie.

Porażka nie zaskakuje również dlatego, że Legia od dawna nie wyeliminowała żadnego rywala na podobnym do siebie poziomie. Od 2017 r. radziła sobie tylko z Finami (dwukrotnie), Irlandczykami (dwukrotnie, w tym raz z tymi z północy), Gibraltarczykami i Grekami. Gdy więc okazało się, że przyjdzie nam mierzyć się najlepszą ekipą z Wyspy Afrodyty, w dodatku pod wodzą znanego z taktycznego wyrachowania Henninga Berga i mającą w składzie doświadczonych, choć „niesprzedawalnych” piłkarzy, to przyznaję, że obawiałem się o losy tej rywalizacji. Niestety słusznie.

Nie może też dziwić, że legioniści nie zagrają w Lidze Mistrzów. W tym zestawieniu personalnym i uwarunkowaniach regulaminowych było to od początku właściwie niemożliwe. Pozostaje więc granie o Ligę Europy, która też wydaje się być poza granicami zasięgu naszego zespołu, ale już nie tak daleko i przy odrobinie szczęścia, przy lepszej formie, nie jest niemożliwe, że do niej wskoczymy. To jest tak naprawdę cel dla tej ekipy. Trzeba jednak pokonać jeszcze dwie przeszkody, a do czwartej, decydującej rundy przystąpimy nierozstawieni. Po drodze zaś czyhają jeszcze zagrożenia natury sanitarnej.

W legijnym środowisku przez parę ostatnich tygodni trwał karnawał. Pojawiły się głosy, że mamy za sobą najlepsze okienko transferowe w historii, że wszystko idzie zgodnie z planem, a zdarzały się opinie, że pochód ten zatrzyma się przynajmniej w IV rundzie kwalifikacji do Champions League. Fali entuzjazmu dali się ponieść też niektórzy dziennikarze, którzy prześcigali się w peanach nad triumfem idei Mioduskiego. Sam prezes chyba też już tak nie mógł się doczekać europejskich wiktorii zbudowanego na własnych zasadach zespołu, że postanowił sprawić sobie w dniu meczu autopromocję wywiadem w WP.pl. Mądrzył się przy tym, jakby zapomniał o trzech poprzednich występach w eliminacjach, a jednocześnie, jak to ma w zwyczaju, plótł trzy po trzy, mieszając rzeczywistość z chciejstwem i papką PR, zrzucając odpowiedzialność na poprzedników oraz myląc fakty. Życie jednak szybko zweryfikowało prezesa.

Na łamach LL! od lat młotkujemy to samo: wyniki w lidze nie są żadnym wyznacznikiem, by liczyć się w grze o awans do Europy potrzeba zbudować zespół z doświadczonych piłkarzy, sukcesywnie go wzmacniać, a nie ciągle przebudowywać, bo przy każdym takim przemeblowaniu potrzeba czasu na zgranie zespołu, nie traktować przy tym jak hurtowni z młodymi piłkarzami. Idee, wizje prezesa wyglądają bardzo obiecująco na papierze, ale potem przychodzą mecze w pucharach i jakby nie próbował, kogo by nie miał na trenerskiej ławce i jakich piłkarzy na boisku, to efekt jest zawsze taki sam.

W Legii zmieniają się piłkarze, trenerzy, dyrektorzy, ale jest coś stałego. Wszystkie te niepowodzenia łączy nazwisko jednego człowieka.

Autor: Jakub Majewski

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.