Jan Kozakiewicz, zawodnik pływackiej Legii przygotowuje się do kwalifikacji na Igrzyska Olimpijskie
REKLAMA

Pływanie

Jan Kozakiewicz: Celem jest zdobycie kwalifikacji do Tokio

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Jan Kozakiewicz to niezwykle utalentowany, ambitny i dążący do celu pływak, który w grudniu 2019 roku wywalczył tytuł mistrza Polski na 50 metrów stylem klasycznym, ustanawiając przy tym rekord kraju w tej konkurencji wśród młodzieżowców. Zawodnik związany z sekcją pływacką Legii Warszawa, w obszernej rozmowie z LL! opowiada m.in. o swoich pływackich początkach, a także blisko czteroletniej przerwie od basenu, która miała miejsce dość niedawno.

W jej trakcie Kozakiewicz mocno popracował na siłowni, a powrót do pływania był zaskoczeniem dla całego środowiska pływackiego w Polsce. Tym bardziej powrót w tak wielkim stylu! Legionista po zaledwie 3,5 miesiąca przygotowań, stanął na najwyższym stopniu podium, udowadniając, że chcieć znaczy móc. Kozakiewicz jest niezwykle pracowitą osobą i bardzo świadomym sportowcem, czego dowiecie się z poniższej lektury. Jego plan na najbliższe miesiące to wywalczenie kwalifikacji na Igrzyska Olimpijskie w Tokio i start na IO w stolicy Japonii. Aby tego dokonać, najpierw musi poprawić o trzy dziesiąte sekundy rekord Polski na 100 metrów stylem klasycznym na basenie 50-metrowym. "Celem głównym jest zdobycie kwalifikacji na tych właśnie zawodach, które będą miały miejsce w Lublinie i przy okazji całkowite zdominowanie najważniejszej krajowej imprezy w tym roku w stylu klasycznym" - mówi w rozmowie z LL! zawodnik. Jankowi z całego serca życzymy powodzenia i jesteśmy pewni, że niebawem znów będziemy mogli informować Was o jego kolejnych sukcesach. Tymczasem zachęcamy do lektury naszej rozmowy.

Jakie były Twoje pływackie początki - jak doszło do tego, że zacząłeś trenować tę dyscyplinę sportu?
Jan Kozakiewicz: Zacząłem pływać w Konstancinie jak miałem mniej więcej 9 lat. Moim pierwszym klubem był SKS Konstancin. Stare dobre czasy. Tam zaczynałem przygodę pływacką, później natomiast byłem w kilku innych klubach - Gim 92 Ursynów, później w Warszawiance i finalnie znalazłem się w Legii. Moja przygoda pływacka trwa już w zasadzie ponad 15 lat. Od początku piąłem się do góry. Moim pierwszym karierowym osiągnięciem było mistrzostwo Polski Juniorów (do lat 18) na 100 metrów stylem klasycznym, czyli popularną żabką. To miało miejsce w 2014 roku. Na tych samych zawodach zdobyłem również wicemistrzostwo Polski Juniorów na 50 metrów stylem klasycznym. Zacząłem utrzymywać się w ścisłej krajowej czołówce, już bez podziału na kategorie wiekowe. Tak było do 2016 roku. Wtedy po różnych perturbacjach życiowych i niesnaskach z trenerami z poprzednich klubów, dokładnie Gim-u 92 Ursynów, zrobiłem sobie przerwę od trenowania, bo miałem już tego serdecznie dość. Wtedy zająłem się zupełnie innymi rzeczami.

Jak trenerzy zareagowali na taką Twoją decyzję, bo przecież cały czas zaliczałeś się do krajowej czołówki? Wydaje się, że ze sportu w takim wieku częściej rezygnują ci, którzy przez lata nie mogą do niej dobić, nie zaś ci, którzy są na topie.
- To prawda, to była czołówka, ale taka stabilna, bezprogresywna - tak to można określić. Oscylowało wokół piątego - czwartego miejsca w Polsce. Albo brakowało mi bodźców albo metoda treningowa była nieodpowiednia dla mnie. Potrzebowałem tej przerwy. A trenerzy? Nie chcę oczerniać myśli trenerskiej w Polsce, ale nie miałem wsparcia trenerskiego tak naprawdę. Nikt się tym nie przejął, co nie zmienia faktu, że po czterech latach, kiedy wróciłem do trenowania i pobiłem rekord Polski, to starzy trenerzy powtarzali mi, że gdybym nie kończył kariery i cały czas z nimi trenował, to już dawno pływałbym lepiej niż ten rekord Polski. Zawiść w środowisku polskiego pływania istnieje i ma się bardzo dobrze.



Rezygnacja z pływania była wtedy dla Ciebie trudną decyzją? Wiadomo, że musiała nastąpić olbrzymia odmiana życia codziennego - po reżimie treningowym, którego musiałeś trzymać się przez lata praktycznie dzień w dzień.
- Problem w pływaniu jest taki, że tak jak mówisz, jest ogromny reżim treningowy. Tak naprawdę całe życie trzeba podporządkować pływaniu. To są treningi dwa razy dziennie, plus siłownia. Jeśli chcesz zajął się innymi rzeczami, takimi jak studia, praca, czy choćby imprezy, to prędzej czy później, trzeba dokonać wyboru. W momencie, kiedy poczułem, że pływanie przestaje mnie cieszyć, co wcześniej zawsze miało miejsce, i na pewnym etapie skończyło się. Pomyślałem, że zbyt kocham to pływanie, aby się nim zamęczać i uznałem, że trzeba albo skończyć albo zrobić sobie przerwę. Wtedy jeszcze nie wiedziałem na jak długo kończę. Przez pierwsze dwa lata tej przerwy, nie mogłem spojrzeć na basen, miałem wręcz awersję. W trzecim roku przerwy wróciłem na intensywną siłownię. Można powiedzieć, że fizycznie dojrzałem, urosłem. Wtedy pomyślałem o tym, żeby może wrócić do trenowania. Najpierw na próbę, i zobaczyć co z tego będzie. Spotkałem się z moim dobrym przyjacielem, Krzyśkiem Janasem, który zresztą układa mi treningi i jest współtwórcą moich sukcesów. Doszliśmy do wniosku - czemu by nie spróbować? W zasadzie w trzy i pół miesiąca przygotowałem się do mistrzostw Polski seniorów. W tak krótkim okresie zrobiłem taką formę, że pobiłem rekord Polski. Można więc powiedzieć, że wróciłem do czołówki i to z nawiązką.

To samo ostatnio mówił trener koszykarskiej Legii, który po siedmiu latach "rozbratu" z pływaniem, miał lepsze wyniki niż wielu pływaków. Technika pozostała, doszła siła...
- Dokładnie tak. Pozostaje pamięć mięśniowa i komórkowa. Jest takie powiedzenie - pływacka szkoła francuska, która mówi, że jeżeli przepłynęło się w życiu 10 tysięcy kilometrów albo odbyło 10 tysięcy treningów, to już umie się pływać. Na pewno jest to po części kwestia "bazy", którą w sobie wyrobiłem. Doszło trochę nowych bodźców oraz fakt, że pływam bez ogromnej presji wyników. Po prostu chcę mieć "fun" z tego co robię i chcę się dobrze bawić ponownie trenując.

Kiedy podejmowałeś decyzję o powrocie - wiedziałeś od razu, że wznawiasz pływanie na poważnie, czy może zostawiałeś sobie furtkę - najwyżej za kilka tygodni znowu skończę?
- Tak właśnie było, tak ustaliliśmy z Krzyśkiem. Zrobiliśmy na początku 10 próbnych treningów i po nich mieliśmy zobaczyć, czy jest z czego wygrać. Założeniem był powrót, aby wygrać. Po dziesięciu treningach zrobiliśmy test, który wyszedł całkiem nieźle. Tak więc spróbowaliśmy dalej ćwiczyć. No i wyszło bardzo dobrze.



Przed samymi mistrzostwami Polski w Ostrowcu, celowałeś w złoty medal, czy starałeś się nie mówić nawet w swoim gronie, że liczy się tylko złoto?
- Wewnętrzny cel był taki, żeby to było złoto. Trenowałem w takiej zamkniętej kuli, w zasadzie nie mówiłem komukolwiek, że trenuję, poza najbliższymi przyjaciółmi i rodziną. Wszyscy byli bardzo zaskoczeni tym, że nagle wróciłem po tylu latach i osiągam takie wyniki. Można powiedzieć, że osiągnięty wynik wywołał spore poruszenie w środowisku pływackim. To, można powiedzieć, był bardzo fajny element marketingu, takie kreowanie swojej własnej marki w pływaniu.

Można powiedzieć, że pomogła świeżość.
- Świetne słowo. Pływak, który trenuje bardzo długo, musi być zmęczony i jest zmęczony. Nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie. Pływasz od ściany do ściany. To jest mocno indywidualny sport, więc walczysz właściwie tylko ze sobą i swoją psychiką. Jedyne co widzisz to kafelki pod oczami. Skoro to robisz, to prawdopodobnie kochasz to, ale prędzej, czy później, będziesz tym zmęczony psychicznie. Ta przerwa dała mi potężny luz psychiczny.

Od początku w zawodach rangi mistrzostw Polski startowałeś w stylu klasycznym, czy może były przymiarki do innych?
- Od zawsze w moim przypadku była to "żaba". Oczywiście, jako młody zawodnik były różne próby. Próbuje się wtedy zawodnika wrzucić na różne dystanse i dopiero jak ten dojrzeje, to sam wie, na jakim dystansie czuje się najlepiej. U mnie są to sprinty - 50 i 100 metrów żabką.

Zastanawiałeś się nad startem na 100 metrów stylem klasycznym podczas MP w Ostrowcu. Czy nie żałujesz, że ostatecznie nie wystartowałeś? A może ten start mógłby, oprócz zmęczenia, przynieść problem z koncentracją na 50 metrów i w efekcie mogłoby nie być medalu na 50m?
- Bardzo słuszna uwaga. Zdecydowanie żałuję, że nie popłynąłem, bo byłem przygotowany i wytrzymałościowo, i przede wszystkim szybkościowo. Wydaje mi się, że to byłby bardzo dobry dystans. Ale byłem wtedy w pracy, kiedy odbywał się wyścig na 100 metrów klasycznym, więc koniec końców nie ma co gdybać. Żal lekki pozostaje, ale może po to wracam teraz na długi basen i właśnie na 100 metrów chcę zdobyć kwalifikację na Igrzyska Olimpijskie w Tokio, aby pokazać, że na "setkę" też się uda.



Czyli na najbliższych mistrzostwach Polski wystartujesz już na tym dystansie? Kiedy to będzie?
- Najbliższe mistrzostwa Polski mają się odbyć pod koniec kwietnia w Lublinie, dokładnie od 28 kwietnia do 2 maja. Planuję startować tam na dwóch dystansach. Na 100 metrów stylem klasycznym będę próbował zdobyć kwalifikację na igrzyska. Co ciekawe, jednocześnie aby zdobyć tę kwalifikację, trzeba pobić rekord Polski. Co oczywiście planuję zrobić. Wystartuję również na 50 metrów stylem klasycznym. Można powiedzieć, bardziej hobbistycznie i dla dobrej zabawy, bo na tym dystansie kwalifikacji zdobyć nie można.

Bardziej hobbistycznie, jak mówisz, ale zapewne i na tym dystansie będziesz chciał przy okazji poprawić swój rekord Polski i wywalczyć medal.
- W letnim sezonie zawody odbywają się na długim basenie, 50-metrowym. Zimowe Mistrzostwa Polski, na których pobiłem rekord, odbywały się na basenie krótkim, 25-metrowym. Tak więc te czasy są znacznie wolniejsze, ale oczywiście na 50 metrów również będę chciał pobić rekord Polski. Jak już wskakiwać do wody, to na całość!

Wiem, że masz dość nietypową pracę, bardzo odpowiedzialną. Jak radzisz sobie z łączeniem jej z treningami?
- Moja praca jest mocno elastyczna. Znam swój grafik na kwartał do przodu, można poprosić o dyżury o konkretnych godzinach. Najczęściej układam sobie dyżury w godzinach popołudniowych, około 15-16, a dyżur trwa 7,5 godziny. Do tego dochodzą treningi i zajęcia na uczelni, bo jestem też na studiach. I to załatwiam przed pracą. Z pogodzeniem wszystkiego nie mam więc problemów. Moja praca jest solidnie stresująca i bardzo wymagająca. Jestem kontrolerem ruchu lotniczego na warszawskim lotnisku Chopina. Jestem odpowiedzialny za wszystkie samoloty przelatujące nad Polską, nie tylko te, które lądują w Warszawie lub na innych polskich lotniskach, ale i te, które lecą np. z Frankfurtu do Azji itp. Dbam o to, aby te samoloty się ze sobą nie zderzyły - przekazuję informacje pilotom, jak mają lecieć, żeby się to nie zdarzyło.

Chyba wybrana przez Ciebie praca nie była przypadkiem - wydaje się, że trzeba mieć "zajawkę", żeby pracować w takiej roli?
- Od dzieciaka jestem fanem lotnictwa. Taka praca jest po części spełnieniem marzeń. Kolokwialnie mówiąc, bardzo jaram się tym, że jestem kontrolerem ruchu lotniczego. Tutaj pracują głównie zajawkowicze. To bowiem rodzaj pracy, który odkłada w tobie spore piętno psychiczne i nie mówię tego w sposób pejoratywny. Osoba, która chce zostać kontrolerem musi być świadoma, że to nie jest prosty zawód.

Kiedy zdecydowałeś, że będziesz starał się o kwalifikację na IO w Tokio? Same igrzyska w końcu miały mieć miejsce w roku ubiegłym. Gdyby odbywały się zgodnie z planem, w roku 2020, też planowałeś startować w kwalifikacjach?
- Szczerze mówiąc - kompletnie nie. Po zimowych mistrzostwach Polski w Ostrowcu, powiedziałem sobie, że to była świetna sprawa, ale już wystarczy. Jednak godzenie wszystkiego - studiów i pracy z treningami na pełnych obrotach i jeszcze z życiem towarzyskim, jest bardzo trudne. Na początku październiku miały miejsce Akademickie Mistrzostwa Polski, na które musiałem pojechać, bo studiuję w Szkole Głównej Handlowej i aby być cały czas w AZS-ie uczelnianym, po prostu musiałem pojechać. Akurat wróciłem z dwutygodniowych wakacji i nie spodziewałem się, że mogę tam osiągnąć jakiś dobry wynik. Przed "AMP-ami" wszedłem do wody dosłownie trzy razy. I zdobyłem tytuł wicemistrza Polski, z bardzo sympatycznym czasem. Wtedy pomyślałem, że może jednak warto wrócić. Raz jeszcze z Krzyśkiem Janasem przeanalizowałem sobie nasz projekt, bo tutaj braliśmy pod uwagę wszystkie zmienne, jak na przykład odwołanie igrzysk olimpijskich przez koronawirusa, czy samo zachorowanie na koronawirusa, co wiązałoby się z dwutygodniową przerwą w treningach. Podjęliśmy decyzję, że trzeba spróbować. Zrobiliśmy więc znowu 10 treningów wprowadzających, siłownię, zrobiliśmy test, gdzie osiągnąłem bardzo dobry czas - drugi czas w sezonie po zaledwie dziesięciu treningach. Dopóki mam z tego frajdę, a mam, a do tego potężną moc i chęć do trenowania, to igrzyska są dla mnie świetnym "projektem" do zrobienia.

Jeśli wywalczysz kwalifikację na igrzyska w Tokio, bo tam już trzeba będzie wiąć parę dni urlopu więcej niż na mistrzostwa Polski w Ostrowcu, to rozumiem, że już wahać się nie będziesz z "poświęceniem" dni wolnych?
- Nie ma innej opcji! Najbliższy urlop mam zaplanowany w lutym. Planuję pojechać na obóz pływacki na Teneryfę, chociaż na razie nie wiadomo jak rozwinie się sytuacja pandemiczna. Między innymi na taki obóz potrzebuję finansowania, na które liczę startując w konkursie z filmem, który zamieściliście w serwisie Legionisci.com, za co dziękuję.

Jak radzisz sobie z trenowaniem obecnie, kiedy baseny i siłownie od kilku miesięcy są zamknięte? Czy masz możliwość w jakiś sposób normalnie ćwiczyć?
- Polski Związek Pływacki powołał wszystkich licencjonowanych zawodników do kadry narodowej. Rozporządzenie ministra głosi, że jeśli jesteś w kadrze narodowej, wówczas możesz chodzić na basen. To byłby dobry ruch, gdyby było więcej otwartych basenów niż... jeden. W Warszawie z trzech 50-metrowych basenów, czyli tych olimpijskich, czynny jest jeden, na Inflanckiej. Przez to są tam tak horrendalne tłumy, że warunki do trenowania są bardzo trudne. Na ten basen przychodzą wszyscy triatloniści, większe i mniejsze sekcje, mastersi, więc warunki nie są idealne. Ale szukając pozytywów - ważne, że jest woda. Liczę, że w końcu niebawem baseny zostaną otwarte. Jeśli zaś chodzi o siłownie, co w moim przypadku jest bardzo istotne, to kiedy prawie wszystkie siłownie się pozamykały, udało mi się znaleźć taką, która wypożyczyła mi sprzęt. Więc takie zajęcia siłowe robiłem sobie w domu. Teraz już kilka siłowni działa na tej samej zasadzie co baseny, czyli są otwarte dla osób z kadry narodowej. Warto też dodać, że zarówno treningi na basenie, jak i na siłowni w 100% organizuję i opłacam sobie sam. Na ten moment nie mam żadnego wsparcia - ani od Polskiego Związku Pływackiego, ani z klubu, czy miasta.

Można powiedzieć, że Twoja dojrzałość treningowa polega na tym, że sam już wiesz czego potrzebujesz, i potrafisz dobrać sobie obciążenia i na basenie, i na siłowni.
- Tak jest. Ostatnio jednak zacząłem współpracować w kontekście siłowni z Krzysztofem Mutschmannem, który jest odpowiedzialny m.in. za przygotowanie motoryczne młodych legionistów, drużyny U-18. Pomimo, że dojrzałość treningowa jest, wiedziałem co robić na siłowni, spojrzenie profesjonalisty w tej dziedzinie jest bardzo przydatne.

Na basenie potrzebujesz na co dzień trenera przy codziennym treningu, który spojrzy jak pływasz, coś podpowie, czy radzisz sobie sam, a opinia/ocena trenera z boku wystarczy bardziej sporadycznie?
- W zeszłym sezonie, podczas przygotowań do MP w Ostrowcu, w zasadzie chodziłem na basen sam. Krzysiek Janas wymyślał mi treningi, ale zdecydowaną większość treningów odbywałem samemu. I mimo wszystko, dało radę. Tak jak mówisz, mam świadomość tego jak pływam, wiem mniej więcej jakie błędy popełniam przy mniejszym i większym zmęczeniu. Wiem nad czym muszę pracować. Ale jeżeli masz możliwość, żeby był z tobą trener na basenie, to jest kolosalna różnica. Nawet jeśli płyniesz jakieś super ciężkie zadanie, trener podczas ostatnich powtórzeń podpowie - trochę wyżej ręce. To są bardzo małe uwagi, niuanse, ale bardzo istotne. W tym sezonie Krzysiek jest ze mną na prawie każdym treningu. To bardzo pomocne.

Potrzebujesz jeszcze podczas treningów na basenie, dodatkowej motywacji ze strony trenera - w stylu 'szybciej', 'dasz radę' i tym podobnych mobilizujących haseł?
- W sumie taki doping jest fajny, ale można powiedzieć, że od dzieciaka jestem totalnym indywidualistą. Mam wewnętrzną motywację i jeśli sobie coś powiem, to to zrobię i to na najwyższym poziomie i obrotach. Już przygotowując się do poprzednich mistrzostw, trenowałem samemu, bez żadnego rywala na torze obok, żeby się z nim choćby pościgać. Taki wewnętrzny imperatyw wykonywania zadań na najwyższych obrotach, po prostu jest we mnie. Wiadomo, że jak jest trener, to na pewno jest dodatkowy doping.

Od paru lat dużo ćwiczysz na siłowni, w co wciągnąłeś się podczas przerwy w treningach pływackich. Nad jakimi partiami mięśni musisz najbardziej pracować pod kątem startów w stylu klasycznym? Laikowi wydawać się może, że przy żabce najbardziej obciążone są nogi.
- Szczególnie w stylu klasycznym mamy takie partie mięśni, na których musimy się skupić, a są to klatka piersiowa, tak więc wykonuję bardzo dużo wariacji na klatkę, typu sztanga płaska, skośna, hantle, rozpiętki itd. Nogi są bardzo istotne w stylu klasycznym, ale nie tylko ich siła, ale i dynamika jest bardzo ważna. U pływaków bardzo niedocenianym mięśniem jest biceps. To taki mięsień, który bardzo intensywnie pracuje przy każdym cyklu stylu klasycznego. Na tym mięśniu bardzo się skupiam. Oprócz tego plecy - podciągniecia z dużym obciążeniem. No i mięśnie głębokie i ich stabilizacja - rzecz najważniejsza dla każdego pływaka.

Jesteś bardzo świadomą osobą jeśli chodzi o trening potrzebny dla pływaka. Życzę Ci tego, abyś jeszcze przez wiele lat osiągał sukcesy jako zawodnik, ale czy nie myślisz o tym, by w przyszłości zostać trenerem? Dzisiaj jest to coraz bardziej popularne ze względu na coraz większe zainteresowanie triathlonem w Polsce.
- Zainteresowanie faktycznie jest coraz większe, potwierdzam. Ale bycie trenerem? Wydaje mi się, że nie. Na razie zupełnie mnie do tego nie ciągnie, ale to samo mówiłem o igrzyskach - że raczej nie, a teraz jestem tu, gdzie jestem. Wydaje mi się, że nie, ale kto wie. Zobaczymy co życie przyniesie.

O triatlonistach mówi się, że to mistrzowie organizacji, aby te wszystkie treningi na basenie, rowerze i biegowe połączyć z pracą i innymi zajęciami. U Ciebie również wygląda to tak, że musisz być mistrzem organizacji, aby godzić pracę, studia i wszystkie treningi, o których mówisz.
- Na pewno dobry "time management" jest na wagę złota. Trzeba z życiem walczyć nie tylko o dobrą organizację, ale również o każdą sekundę doby. Do tego trzeba dodać regenerację, która jest w treningu bardzo istotna. I chodzi mi tutaj nie tylko o sen, ale i chwilę, można powiedzieć medytacji.

Odżywianie przy takim wysiłku i obciążeniu treningowym, zapewne również masz rozplanowane w najdrobniejszych szczegółach.
- Zdecydowanie mam wysoko węglowodanową dietę, 5000 kalorii dziennie, z odpowiednimi proporcjami każdego składnika odżywczego. Można to przeliczyć na gramaturę - ok. 700g węglowodanów dziennie, 220g białka, 70g tłuszczów. Wszystko sobie odpowiednio bilansuję. Staram się jeść odpowiednio, co nie jest proste, bo nie dość, że musząc wmusić w siebie 5000 kalorii, co jest czasochłonne, bo samemu gotuję, to jeszcze staram się wymyślić odpowiednie potrawy, żeby to jedzenie było cały czas nie tylko smaczne, ale i różnorodne. Aby nie jeść każdego dnia ryżu z kurczakiem. Tak więc wprowadzam kaszę gryczaną, quinoę, kus kus, czy bulgur - przeróżne formy węglowodanów. Aby nie jeść tylko kurczaka, stosuję wieprzowinę, kaczkę, królika, wołowinę - tak, aby to jedzenie nie było nudne. A że kocham jeść, i kocham chodzić do knajp, to bardzo zwracam uwagę na to, aby było to ciekawe jedzenie.



Twoim planem jest zdobycie kwalifikacji na IO w Tokio. Czy można ją zdobyć tylko na najbliższych mistrzostwach Polski w Lublinie?
- Są też inne zawody, na których kwalifikację można wywalczyć, i odbędą się one pod koniec lutego, pod koniec marca i na początku kwietnia oraz na mistrzostwach Polski na przełomie kwietnia i maja.

Planujesz brać udział w którychś z tych zawodów?
- Jeszcze nie wiem. Z Krzyśkiem Janasem koncentrujemy się obecnie na mistrzostwach Polski. Celem głównym jest zdobycie kwalifikacji na tych właśnie zawodach, które będą miały miejsce w Lublinie i przy okazji całkowite zdominowanie najważniejszej krajowej imprezy w tym roku w stylu klasycznym. A co wyjdzie po drodze? Może jakiś start kontrolny - zobaczymy, na razie jeszcze nie ma decyzji.

Jaki czas trzeba osiągnąć, aby zdobyć tę kwalifikację do Tokio na 100m stylem klasycznym?
- 59,93 sekundy. Czyli trzeba poprawić rekord Polski o ponad trzy dziesiąte sekundy.

Wiadomo, że to jeszcze nie ten etap przygotowań, ale jak się zapatrujesz na uzyskanie takiego wyniku. Czy dzisiaj jesteś już blisko niego, czy na razie nie da się o tym mówić, ze względu na inny etap przygotowań?
- Może jeszcze "bliziutko" to nie, ale to jeszcze nie jest czas, żeby już teraz było blisko. Właściwie teraz kończymy etap wprowadzenia do sezonu. Najcięższa orka zaczęła się od tego poniedziałku. Teraz wejdziemy na wysokie obroty. Nie próbuję przyspieszać procesu przygotowań. Wiem, że wszystko jest dobrane w prawidłowy sposób i tak samo było przed MP w Ostrowcu. Najpierw zaczynałem pływać szybko, później przestawałem pływać szybko, kiedy wchodził trening siłowy z większym obciążeniem, przez co dynamika w mięśniach nie była taka dobra. Później przyszedł kolejny okres, mniej intensywnych treningów, i tak samo ten sezon jest dobrze "speriodyzowany". Wszystko po kolei. Mam nadzieję, nie zapeszając, że w kwietniu będzie najlepsza zabawa.

Igrzyska olimpijskie to najważniejsza impreza dla każdego sportowca. Ale czy nie masz w planach startów na mistrzostwach Europy, czy świata?
- Aby pojechać na takie mistrzostwa, trzeba wcześniej zdobyć kwalifikację. Wiadomo, jeśli zdobędzie się kwalifikację na igrzyska, wtedy automatycznie ma się kwalifikację na mistrzostwa Europy. Ale zdecydowanie celem numer jeden jest dla mnie teraz kwalifikacja na IO i same igrzyska olimpijskie. Co później, to zobaczymy.

Jest jakiś pływak, bądź pływaczka, którego podpatrujesz, na kim może kiedyś wzorowałeś się albo był dla Ciebie idolem?
- Dobre pytanie... Chyba nie miałem kiedyś takiego idola. Teraz jest jeden taki żabkarz, na którego treningu mniej więcej, można powiedzieć, że wzoruję się - to Adam Peaty, czyli rekordzista świata na 50 i 100 metrów żabą. Fenomenalny gość, który pływa jakby był jakimś kosmitą. Na pewno od niego podpatruję różne tajniki treningowe.

Rozmawiał Bodziach

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.