fot. Michał Wyszyński / SKLW
REKLAMA

Relacja z trybun: Na trybunach wciąż kanada!

Hugollek, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Dobra passa piłkarzy Legii trwa. Po remisie z rewelacją bieżących rozgrywek – Rakowem i przerwie reprezentacyjnej, z nadzieją i wytęsknieniem oczekiwaliśmy pojedynku przy Łazienkowskiej z gdańską Lechią, która plasowała się na czwartym miejscu ligowej tabeli.

Po ostatnich „rekordach” frekwencji na Estadio WP „Nieznani Sprawcy” mobilizowali nas wszystkich do jak najliczniejszego przybycia na stadion. Było to o tyle istotne, że planowali zaprezentować oprawę, której powodzenie zależało od tego, czy „Żyleta” prawidłowo się zapełni. By wspomóc naszych ultrasów, grupy kibicowskie przygotowywały nie tylko wydarzenia w mediach społecznościowych, lecz także liczne transparenty i plakaty, zachęcające do zjawienia się przy Ł3, które można było dostrzec zarówno w różnych częściach miasta, jak i poza nim. Niestety, nie wszystko szło zgodnie z planem. Wejściówki nabywaliśmy dość mozolnie, tak że jeszcze w dniu pojedynku z lechistami na Trybunę Północną wolnych było ponad 500 biletów. Na szczęście finalnie frekwencja (przynajmniej jeśli chodzi o „Żyletę”) dopisała – na trybunach zjawiło się ponad 18,5 tysiąca legijnej braci.

Przed meczem prowadzono zbiórkę pieniędzy na legijne choreografie. Jako że pogoda spłatała nam niezłego figla, korzystaliśmy z okazji i na długo przed pierwszym gwizdkiem „zabawialiśmy” się z piłkarzami „Biało-Zielonych”, którzy przeprowadzali trening przy „Żylecie”, ciskając w nich białymi i zimnymi pociskami. „Akcję” powtórzyliśmy jeszcze dwukrotnie – najpierw w trakcie meczu, choć wówczas względnie szybko przestaliśmy, bowiem arbiter zagroził, że przerwie spotkanie, a potem już po zakończeniu rywalizacji, gdy Dušan Kuciak szykował się do wywiadu.

Na boisku się nie układa

Pół godziny przed meczem dolną część naszej trybuny wypełniła sektorówka „Boras”, którą zwinęliśmy chwilę przed rozpoczęciem widowiska. Tradycyjnie odśpiewaliśmy mistrzowski utwór Niemena, a wraz z wyjściem piłkarzy na boisko i pierwszymi słowami hymnu Legii zaczęliśmy prezentację zapowiadanej kartoniady. Jej pierwsza część mogła spowodować skonfundowanie wśród kibiców i założenie, że coś chyba nie do końca wyszło tak jak powinno, zwłaszcza że utworzyła ona niewyraźny i nieco rozmazany napis „LEGIA”. Uzupełniał ją transparent o treści: „Nawet jak na boisku się nie układa”. Wątpliwości szybko zostały jednak rozwiane, gdy nasz gniazdowy dał znak do wprowadzenia w życie drugiej części oprawy, czyli odwrócenia przez niektórych z nas konkretnych kartoników. Napis „LEGIA” natychmiast stał się przejrzysty i czytelny, a poprzedni transparent zastąpił inny, z pięcioramiennymi gwiazdami po obu jego stronach, który tłumaczył wszystko: „Na trybunach wciąż kanada”. Po chwili choreografię dopełniła trzecia część prezentacji, czyli pirotechnika na dole i na szczycie „Żylety”. Całość wyglądała przekozacko, a naszym ultrasom po raz kolejny należą się gromkie brawa za inwencję twórczą! Wkrótce kartony poszybowały najpierw w górę, a potem w dół trybuny, a my mogliśmy na dobre ruszyć z dopingiem.



Ten rozpoczęliśmy dość spokojnie, miarowym „Tylko Legia, ukochana Legia”, lecz bez wybitnych fajerwerków. Z każdą kolejną minutą nakręcaliśmy się jednak coraz bardziej i gdy na tapet wjechał nasz nowy szlagier, który ewidentnie ma w sobie jakiś ukryty, magiczny pazur, daliśmy się ponieść pozytywnym emocjom, tak że bardzo szybko cały stadion huczał już donośnym „Gdybym jeszcze raz miał urodzić się...”. Do pieca dorzuciliśmy nieźle wykonywanym hitem z Wiednia oraz „Do boju, Legio marsz!”, zwłaszcza że chcieliśmy, aby piłkarze dali nam odrobinę szczęścia w postaci brameczki. Ponadto, żeby się trochę rozruszać podczas tego niezbyt ciepłego wieczora, odtańczyliśmy legijnego walczyka. Naturalnie nie zapomnieliśmy pozdrowić naszych zgód, a przede wszystkim tych z Hagi, którzy specjalnie przylecieli do stolicy na to spotkanie.

W trakcie wykonywania „Ole, ole, ole, ola” padł pierwszy gol dla legionistów, którego autorem był Paweł Wszołek. Jako że było nam (jak zawsze zresztą) mało, chcieliśmy kolejnych trafień „Wojskowych”. Jeśli chcemy jednak wymagać od innych, powinniśmy najpierw zacząć od samych siebie. Poziom decybeli wydobywających się z naszych gardeł systematycznie siadał, a gniazdowy napominał nas, żebyśmy pokazali, co znaczy prawdziwy fanatyzm. Lepiej bowiem współpracować z tysiącem zaangażowanych kibiców niż z kilkutysięczną grupą mruczącą coś pod nosem i skupioną bardziej na wydarzeniach boiskowych niż na śpiewie. Apel przyniósł częściowo pożądany efekt, choć do pełni szczęścia jeszcze sporo brakowało. Godnymi wzmianki momentami były te, gdy wykonywaliśmy „Legiooo...” z siadaniem i machaniem szalikami na dwie części stadionu, gdy „rarowaliśmy” oraz sławiliśmy najlepszą w Polsce trybunę.

Futbolowi zapaleńcy

Lechiści przyjechali do Warszawy autokarami oraz furami w liczbie 630 głów (w tym 20 fanów Śląska oraz 8 kibiców Stomilu). „Biało-Zieloni” przed wejściem na stadion musieli odbyć drobiazgową kontrolę, przez którą wchodzenie na nasz obiekt odbywało się iście ślamazarnie. Ostatecznie fani BKS dość szczelnie wypełnili górną część sektora gości i prowadzili bardzo żywiołowy doping przez całe spotkanie, tak że kilka razy udało im się nawet przebić ze śpiewem do naszego sektora. Przygotowali także choreografię, którą zaprezentowali w drugiej części spotkania. Tu nie obyło się jednak bez problemów. Pod koniec pierwszej połowy dostrzegliśmy, że gdańszczanie zaczęli zwijać swoje flagi. Wydawało się, że szykowali się do opuszczenia sektora. Przypuszczaliśmy, że „smutni panowie” nie chcieli wpuścić na stadion części pomorskiej delegacji. Z tego względu skandowaliśmy: „Wpuśćcie kibiców, hej k**** wpuśćcie kibiców!” oraz „Piłka nożna dla kibiców!”. Prawda okazała się jednak zgoła odmienna – ochroniarze chcieli uniemożliwić Lechii wniesienie transparentu, który stanowił integralną część przyszykowanej przez nich oprawy. Finalnie – po pertraktacjach – wspomniany element znalazł się na trybunach.

fot. Mishka / Legionisci.com
fot. Mishka / Legionisci.com

Ich choreografia składała się ze wspomnianego transparentu, na którym umieszczono napis „Futbolowi zapaleńcy”, kilkudziesięciu biało-zielonych flag, a także dopełniającej całość pirotechniki – czerwonych rac oraz stroboskopów. Trzeba uczciwie przyznać, że oprawa gdańszczan stała na bardzo przyzwoitym poziomie.

Mocna połówka, minuta ciszy

Drugie 45 minut spotkania rozpoczęliśmy tradycyjnie od „Mistrzem Polski jest Legia”, po czym dość szybko skupiliśmy się na sędziujących mecz arbitrach, którzy raz po raz podejmowali jakieś chore i abstrakcyjne decyzje względem naszego zespołu. „Sędzia, weź sznur...” to chyba najłagodniejsza przyśpiewka spośród tych, które można przytoczyć.
Na szczęście w tej części rywalizacji nikt nie musiał nas już specjalnie zachęcać do wytężonej pracy wokalnej. Gdy kolejny raz uskutecznialiśmy przez wiele minut „Gdybym jeszcze raz...”, można było poczuć się jak w transie. Donośność oraz „power” tego utworu działały na nas niczym legalny dopalacz. Na grajków zresztą też, bo tym ani się śniło bronić jednobramkowej przewagi. Wynik legionistom udało się podwyższyć w 65. minucie pojedynku – strzelec pierwszego gola podał piłkę do naszej „wieży”, a Pekhart wpakował ją do bramki „Biało-Zielonych”. W naszych szeregach zapanowała oczywiście radość, ale żądaliśmy zdecydowanie więcej. „Jeszcze jeden!” – krzyczeliśmy głośno w kierunku boiska. Niestety, krótko potem murawę musiał opuścił prezentujący się znakomicie Wszołek, który chyba jako jedyny tego wieczora otrzymał od nas porcję sowitych braw.



Punktualnie o godzinie 21:37 minutą ciszy uczciliśmy pamięć zmarłego równo przed siedemnastoma laty Wielkiego Polaka – papieża Jana Pawła II. Nieco później, gdy mieliśmy już nadzieję na pozytywne rozstrzygnięcie konfrontacji, wzajemnie odpowiadaliśmy na pytanie „Kto wygra mecz?” na dwie części stadionu. Lechiści postanowili nam jednak sprawić psikusa. Siedem minut przed upływem regulaminowego czasu gry debiutującego w bramce Legii Austriaka Richarda Strebingera pokonał Łukasz Zwoliński. Na szczęście dla nas było to jedyne trafienie, jakim mogli poszczycić się Pomorzanie. Z pewnością duży w tym udział mieliśmy my sami, jako że niejako z automatu po kontaktowej bramce BKS zaczęliśmy głośno nawoływać do naszych futbolistów: „Nie poddawaj się, ukochana ma...!”.
Pod koniec meczu nawiązaliśmy jeszcze do nadal rozgrywającego się dramatu za naszą wschodnią granicą poprzez zarzucenie donośnych „J**** Ruskich i Putina, hej, hej!” oraz „J**** Putina, mordercę i sku*******!”. Nie zapomnieliśmy także wspomnieć o winowajcy obecnej sytuacji Legii, mimo że ta nie jest już aż tak dramatyczna jak miało to miejsce jeszcze przed kilkoma tygodniami. „Mioduski out, Mioduski won, Mioduski wyp******** stąd!” – krzyczeliśmy do prezesa naszego klubu.

fot. Mishka / Legionisci.com
fot. Mishka / Legionisci.com

Gdy Damian Sylwestrzak oznajmił koniec potyczki z Lechią, mogliśmy z ulgą dopisać kolejne trzy punkty do naszego konta. Mimo (kolejnej już) odniesionej wygranej futboliści nie otrzymali od nas żadnych podziękowań. Na odbudowanie zaufania po tym, co wraz z zarządem zgotowali nam w tym sezonie, przyjdzie im jeszcze bardzo długo poczekać. Choć „Wojskowi” stracili już definitywną szansę na obronę tytułu mistrzowskiego, to pozostają jeszcze w grze o Puchar Polski, którego zdobycie może być jedyną przepustką do gry w europejskich pucharach w przyszłym sezonie. W półfinale przyjdzie im się zmierzyć na wyjeździe z Rakowem. Na szczęście tym razem grajki będą mogły liczyć na nasze wsparcie. Jako że przebudowa częstochowskiego sektora gości została zakończona, w najbliższą środę nieopodal Jasnej Góry powinna zjawić się nasza trzystuosobowa delegacja.

PS. Na trybunach wywiesiliśmy także następujące transparenty: „Jan Paweł II – pamiętamy”, „ŚP. PROTO” z symbolem krzyża oraz „Czarek »Ziomek«, spoczywaj w pokoju”.

PPS. Podczas meczu na stadionie obecna była delegacja fanów z Hagi, w tym przedstawiciele IEP, którzy w latach dziewięćdziesiątych przekazali śp. Wojciechowi „Legii” Wisińskiemu flagę z napisem „IEP FC Den Haag”. Pojawili się z nową, żółto-zieloną flagą opatrzoną inskrypcją „IEP – FCDH LEGIA”.

Frekwencja: 18 652
Goście: 630
Flagi gości: 5

Fotoreportaż z meczu - 74 zdjęcia Mishki
Fotoreportaż z meczu - 61 zdjęć Kamila Marciniaka
Fotoreportaż z trybun - 86 zdjęć Michała Wyszyńskiego

fot. Michał Wyszyński / SKLW
fot. Michał Wyszyński / SKLW


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.