REKLAMA

Czyte(L)nia

Biblioteka legionisty: Był sobie piłkarz... cz. III (257)

Bodziach, źródło: Legionisci.com

Antoni Bugajski przygotował trzecią część książki "Był sobie piłkarz...", w której przedstawione zostały historie kolejnych 40 piłkarzy, niekoniecznie z pierwszych stron gazet. Historie ciekawe, nietuzinkowe, które czyta się z przyjemnością i niekoniecznie w kolejności, jaką zaproponował autor. Oczywiście, tak jak w poprzednich częściach, nie zabrakło opowieści o byłych piłkarzach naszego klubu.



Waldemar Tumiński zagrał w barwach Legii ponad 200 spotkań. Debiutował w 1/8 finału Pucharu Polski z drugoligowym Widzewem w listopadzie 1973 roku. "Zawziętość Tumińskiego różnie się objawiała. Na przykład tym, że wbrew panującej modzie, po zakończeniu służby wojskowej, mimo że został w Legii, nie chciał iść na 'zawodowego' żołnierza. - Bałem się, że gdy sportowo mi coś nie wyjdzie albo w jakiejś sprawie klub zechce mnie złamać, jako żołnierz będę bez szans. Wyślą mnie do jednostki na kraniec Polski, bo rozkaz to rozkaz i nie ma marudzenia. Albo będę skazany na grę w innym wojskowym klubie, który wymyśli mi Legia (...) - argumentuje" - czytamy nt. Tumińskiego. Od obowiązku chodzenia w wojskowych uniformach wybawił jego i innych Kazimierz Deyna. "- Kiedyś nie wytrzymał i bardzo stanowczo powiedział do trenera: 'Panie, niech młodzi nie przychodzą tutaj w tych spoconych mundurach i butach, bo już oddychać nie ma czym'. Od tego momentu zaczęliśmy przychodzić po cywilnemu" - opowiada urodzony w Grodzisku Mazowieckim zawodnik, który bardzo polubił się z "Kaką", a także później z Mirosławem Okońskim. "Mundek to znakomity kompan, ale ja miałem przez niego tylko problemy. Gdy przychodziliśmy na trening razem, wszyscy podejrzliwie na nas patrzyli, czy również razem wcześniej nie zabalowaliśmy. Ludzie myśleli, że wyciągam go na imprezy" - wspomina Tumiński.

Jeden z rozdziałów poświęcony został Janowi Urbanowi, który wiele lat po karierze piłkarskiej został trenerem Legii. Urban pokazał się z bardzo dobrej strony jako zawodnik Zagłębia Sosnowiec, skąd miał trafić do Lecha Poznań. "Nie znam dokładnej kwoty, ale Lech za transfer oferował wtedy naprawdę duże pieniądze. Zresztą ja też miałem załatwiony niczego sobie kontrakt. Jeździłem już nawet samochodem na poznańskiej rejestracji, mieliśmy z żoną upatrzone mieszkanie w Poznaniu. I znowu nic z tego nie wyszło" - opowiada Urban, który ostatecznie wylądował w Górniku Zabrze, choć o piłkarza zabiegała również Legia. "W walkę o 24-letniego reprezentanta kraju włączyła się Legia. Jej działacze zorientowali się, że nie mają szans przebić finansowych warunków Lecha, więc sięgnęli po sprawdzony sposób. Jeżeli nie mieli atrakcyjnej marchewki, wyciągnęli kij, czyli postraszyli podlegającego powszechnemu obowiązkowi służby wojskowej młodzieńca wcieleniem do armii. - Byłem już po słowie z Lechem, więc choćby z tego powodu nie chciałem zmieniać planów, ale ostatnie wątpliwości zostały rozwiane, gdy Legia zaczęła mnie tym wojskiem straszyć. Powiedziałem sobie, że na Łazienkowską tak na siłę na pewno nie dam się przenieść" - opowiada Jan Urban.

"W Bałtyku był plan na awans, lecz zanim udało się go zrealizować, Zgutczyński zajrzał jeszcze do Legii Warszawa. - Wszystko przez służbę wojskową, którą zacząłem w Gdyni. Legia chciała, żebym dokończył ją w stolicy, a potem został w drużynie z Łazienkowskiej na dłużej. (...) Byłem przewidziany do ekipy na otwierający sezon mecz ze Śląskiem we Wrocławiu (1:0). Na gierce tuż przed wyjazdem Paweł Janas, oczywiście przypadkowo, wjechał mi wślizgiem i złamał palec u nogi. Trzeba było szybko poszukać Włodka Smolarka, żeby jechał zamiast mnie. Gdy wreszcie się wyleczyłem, trener Strejlau wysłał mnie na mecz rezerw. Miałem się trochę ograć i co za traf: złamałem rękę! Uważam, że nic nie dzieje się bez przyczyny, bo tym bardziej mogłem wrócić do Gdyni" - opowiada w innym z rozdziałów zawodnik Legii w roku 1978, Andrzej Zgutczyński.

Jedna z historii poświęcona została Kazimierzowi Sokołowskiemu - byłemu piłkarzowi Pogoni, który w Legii pracował jako asystent Henninga Berga. Wcześniej Sokołowski przebywał w Legii prowadzonej przez Jana Urbana na stażu. "Janek świetnie mnie przyjął, to było dla mnie bardzo dobre doświadczenie. (...) Siedzimy więc z mamą w kuchni i robimy listę świątecznych zakupów, a tu dzwoni telefon, wyświetla się nazwisko: Henning Berg. 'Cześć, negocjuję kontrakt z Legią. Gdybyśmy się dogadali, przyszedłbyś do mojego sztabu?'. Miałem ważny kontrakt w Bergen, ale taka oferta była dla mnie bardzo kusząca. (...) Potem Janek Urban miał do mnie trochę pretensji, że rok wcześniej przyjechałem niby na staż, a w gruncie rzeczy na przeszpiegi. To oczywiście nieprawda. Nie miałem pojęcia, że Henning Berg będzie trenerem Legii i że ja trafię do jego sztabu" - opowiada.

O krótkim pobycie w Legii przeczytamy w rozdziale poświęconym Jerzemu Kasalikowi. "Nie byłem przygotowany, by odnaleźć się w takiej drużynie, w któej są Władysław Grotyński, Horst Mahseli, Bernard Blaut, Kazimierz Deyna, Lucjan Brychczy, Janusz Żmijewski i Robert Gadocha. (...) Charakteru nigdy mi nie brakowało, ale w Legii presja pętała nogi. A pierwsze tygodnie to już w ogóle była katorga" - wspomina Kasalik.

W sezonie 1984/85 barw Legii bronił Wiesław Cisek, który z małej Albigowej na Podkarpaciu przebił się do czołowych polskich klubów. Początkowo miał odsłużyć wojsko w Resovii, ale trafił na Łazienkowską. Debiutował w wyjazdowym meczu z Motorem Lublin. "Upatrzył mnie sobie trener Jerzy Kopa i dobrze na tym wychodziłem. Jako jedyny z młodych służbę wojskową znałem tylko z przysięgi. Dostałem też kawalerkę, więc nie było źle. Pan Kopa próbował zaprowadzać nowe porządki, czyli zachęcać piłkarzy do przyjścia do Legii, a nie ciągnąć na siłę w ramach obowiązkowego powołania do armii" - opowiada zawodnik, który później trafił do Widzewa, w ramach rozliczenia za... Dariusza Dziekanowskiego. "Nawet nie próbuję porównywać się z Darkiem. Jego rynkowa wartość była znacznie wyższa, dlatego Legia musiała pewnie jeszcze sporo dopłacić" - mówi Cisek. O legijnej przygodzie opowiada również Antoni Piechniczek, którego rozdział kończy tę ciekawą lekturę, której z pewnością warto poświęcić parę godzin, a także Grzegorz Lewandowski, który wystąpił najpierw w meczu Wisła - Legia (0-6), a parę lat później, po przygodzie w hiszpańskim Logrones, trafił na Łazienkowską.

W części trzeciej opisane zostały historie następujących piłkarzy: Józefa Klose, Zbigniewa Płaszewskiego, Pawła Janika, Stefana Szefera, Piotra Romke, Jana Urbana, Jana Lubańskiego, Jarosława Gierejkiewicza, Joachima Klemenza, Waldemara Tumińskiego, Jana Rudnowa, Ryszarda Kowenickiego, Waldemara Podolskiego, Andrzeja Zgutczyńskiego, Kazimierza Sokołowskiego, Antoniego Kota, Marka Motyki, Wiesława Ciska, Jerzego Kasalika, Piotra Skrobowskiego, Ryszarda Cyronia, Władysława Poręby, Ryszarda Walusiaka, Henryka Bolesty, Włodzimierza Mazura, Jana Wilima, Grzegorza Lewandowskiego, Mirosława Justka, Romana Kasprzyka, Romualda Kujawy, Wiesława Jańczyka, Lecha Kulwickiego, Adolfa Krzyka, Leszka Wolskiego, Tadeusza Małnowicza, Eugeniusza Cebrata, Tomasza Jasiny, Gerarda Rothera, Witolda Bendkowskiego i Antoniego Piechniczka.

Tytuł: Był sobie piłkarz... cz. III
Autor: Antoni Bugajski
Wydawnictwo: Ringier Axel Springer
Rok wydania: 2023
Liczba stron: 285
Cena okładkowa: 34,99 zł

Więcej recenzji książek w dziale Biblioteka legionisty.


REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.