REKLAMA

Najgorszy rok (cz. 2)

Nieznani Sprawcy, źródło: własne - Wiadomość archiwalna

PIERWSZA CZĘŚĆ WYWIADU





Czyli co, wy - ultrasi, jesteście nierozumiani i działacze uważają, że bez was byłoby po prostu łatwiej?

"Yusta": Łatwiej, ale czy lepiej? Wystarczy porównać trybuny w klubach, gdzie współpraca na linii klub-ultrasi jakoś się układa i trybuny stadionu Legii. Widać różnicę? Ja w ogóle nie rozumiem niekiedy toku myślenia naszych działaczy. Pan Walter zachwyca się atmosferą na meczu Wisła - Legia, gdzie były odpalane race, a 1/4 dopingu to bluzgi na Legię. Zachwyca się, a jednocześnie walczy z racami u nas. To ja pytam - o co mu tak naprawdę chodzi? Myślę, że wbrew pozorom nie chodzi przede wszystkim o walkę z chuligaństwem czy racami. To jest tak: był sobie bogaty pan, kupił sobie klub, całe życie wszyscy wokół niego skakali i robili wszystko gdy tylko kiwnął palcem, a tu nagle jacyś kibice mają czelność mieć własne poglądy na różne tematy. O to w tym wszystkim chodzi.

"Adiq": Mało kto pamięta, że ITI wykupiło udziały w Legii tylko dlatego, że w ostatniej chwili nie doszli do porozumienia z Widzewem. Idę o zakład, że ich kibiców prędzej czy później spotkałoby to samo co nas.



Konflikt na Legii opiera się więc na urażonej dumie właściciela?

- Y: Być może nie od początku tak było, ale moim zdaniem z czasem tak właśnie się stało. ITI, wchodząc do Legii, już rejestrowało śmieszny znaczek, który ich zdaniem miał być herbem. To pokazuje, że oni nie mieli pojęcia co kupują i z czym to się wiąże. Potem przyszło wielkie zdziwienie - jak to? Przecież wszyscy powinni bić nam pokłony na kolanach, a tak nie jest.

- A: Panowie z ITI już chyba zrozumieli, że kluby piłkarskie to specyficzny biznes, ale ponieważ we wszystkich innych dziedzinach odnosili sukces, to ciężko im się przystosować do panujących już w tej branży przyzwyczajeń. Przecież kinomani nie mieli nic przeciwko zmianie logo Multikina, nie narzekają na ceny biletów. Gdyby usunięto z niego stałych bywalców, to również nie zrobiłoby to na nich wrażenia. Jakby jednak im to przeszkadzało, to zmieniliby po prostu kino i po problemie. Różnica jest taka, że kibice nie zmienią Legii na inny klub.



Po wydarzeniach takich jak w Wilnie właściciel może czuć się nie tylko urażony, ale wręcz wściekły. To nie było coś normalnego. Działacze mają argument usprawiedliwiający ich ruchy.

- Y: OK, mają argument. I niestety bardzo ich cieszy, że ten argument mają.

- A: Niestety te wydarzenia tylko przyspieszyły ich planowane działania.



Waszym zdaniem klub czekał na potknięcie kibiców?

- Y: Tak, takie jest moje zdanie. My, jako ultrasi, nie spotykaliśmy się bezpośrednio z zarządem - decyzje w sprawie rac czy opraw przekazywali nam ludzie z SKLW, którzy uczestniczyli w takich spotkaniach. Kiedy do klubu przyszedł Miklas, nie znalazł czasu, by spotkać się z kibicami - nie chciał tych spotkań, więc o jakiej współpracy mówimy? Jeśli Miklas - a co za tym idzie klub - chciałby współpracować i nagle wydarzyłoby się Wilno, które zmusiłoby klub do restrykcyjnych działań, może myślałabym inaczej. Ale powiedzmy sobie szczerze - źle było od dawna i nie popsuło się to wszystko z dnia na dzień, w chwili gdy ludzie wbiegli na murawę w Wilnie.



Klub nie chciał rozmawiać z kibicami, bo ci według działaczy "chcieli rządzić".

- Y: Tu nie chodzi o żadne rządzenie. My, kibice, podobnie jak działacze, chcemy dla tego klubu jak najlepiej. To tak jak konflikt babci i mamy - obie chcą dla wnuczki poniekąd tego samego, ale nie potrafią się porozumieć. Wiadomo, że my też chcemy dla Legii jak najlepiej i siłą rzeczy interesujemy się wszystkim, co dzieje się w klubie. To nie jest chęć rządzenia, ale chęć pomocy. Problemem jest jedynie nazewnictwo. Jeśli ktoś chce dodać dramatyzmu w swoim wywiadzie, to powie, że to chęć rządzenia. W innych klubach to co u nas panowie działacze nazywają chęcią rządzenia, nazywa się po prostu współpracą. Chodzi o różne propozycje - na przykład takie, jakie składaliśmy klubowi przy okazji organizowania imprez na 90-lecie klubu. Wiadomo, że to rocznica, którą trzeba godnie uczcić, a nie zorganizować sparing na bocznym boisku dla dziennikarzy. Klub dostał od nas całą masę pomysłów. Wrzucili je do szuflady. Wtedy - przynajmniej teoretycznie - współpracowali z SKLW i nie mieli potrzeby pokazywania się na zewnątrz z dobrej strony. Teraz współpracy nie ma, trzeba się pokazać, i jak widać można sięgnąć do szuflady, by skorzystać z pomysłów, jakie w czasie naszych "niby-rządów" im przekazywaliśmy.

- A: My naprawdę nie wymagamy wiele. Jak wszyscy kibice mamy swoje wartości, które chcielibyśmy, aby były szanowane. Tylko tyle, a jak pokazuje rzeczywistość – aż tyle.



Czyli kibice nie chcą decydować za działaczy?

- Y: A o czym mielibyśmy decydować? O transferach, finansach? Nie, nie chcieliśmy tego robić. Nawet w kontrowersyjnej sprawie Kaczorowskiego kibice o niczym nie decydowali - mogliśmy jedynie wyrazić swój sprzeciw i to uczyniliśmy. Jeśli ktoś obraża coś co kochasz, a potem przychodzi i chce zajmować miejsce w tym co kochasz, to nie jest to normalne. Mówi się, że piłkarz to zawód - OK, niech więc piłkarze zachowują się jak piłkarze. Jeśli piłkarz zachowuje się jak kibic, to jak kibic jest traktowany.

- A: Ja naprawdę uważam, że poza aspektem kibiców i marketingu, czyli tego co jest nam kibicom najbliższe, klub jest prowadzony rozsądnie.



Może chodzi o to, że biznesmen nigdy nie zrozumie, że można kochać coś, co nie jest do końca zmaterializowane?

- Y: Zrozumieć może - przecież pan Walter niedawno głosił, że kocha Wisłę Kraków, więc jeśli on kocha Wisłę, to powinien rozumieć, że my kochamy Legię.

- A: A to jednak nie kocha w końcu tego Widzewa? (śmiech)



Właściciele chcą, by kibice płacili za bilet, oglądali mecz i szli do domu. Nie widzą w kibicowaniu nic wyższego.

- Y: No właśnie. A przecież dla nas to dużo więcej połączonych ze sobą rzeczy, które pozostają raczej w sferze uczuć, i o których nie da się tak po prostu opowiedzieć. Ktoś kto był na pierwszym wyjeździe do Wiednia, może to zrozumieć, poczuć. Tam w pewnym momencie było "to coś", ten trans, to poczucie więzi z klubem. Być może właściciele Legii nigdy tego nie poczują. Pan Walter nie był kibicem Legii, który ma pieniądze i postanowił jej pomóc. On sobie założył, że jest kibicem piłki nożnej i kupi sobie jakiś klub. Najpierw miał być to Widzew, potem ukochana Wisła, ostatecznie kupił Legię. I mimo że on mówi inaczej, to raczej nie kierował się żadnym sentymentem.

- A: Myślę, że niewiele osób, o ile ktokolwiek, poza ultrasami nie poświęca dla klubu tyle wolnego czasu. Dlatego tegoroczne działania bolą nas najbardziej, bo z dnia na dzień nasze życie diametralnie się zmieniło.



Klub dużo mówi o tradycji. Działacze zmienili herb na pierwszą, czarną tarczę.

- Y: O tradycji? Chyba o tym, że ich ona nie interesuje. O tradycję w tym klubie dbali i dbają kibice. Muzeum klubowe to zasługa tylko i wyłącznie determinacji Wiktora Bołby. Zresztą o jakiej dbałości o tradycję mówimy, skoro pracownicy klubowi nie widzą różnicy między barwami Legii a barwami Śląska Wrocław? Czarną tarczę wprowadzili tylko i wyłącznie dlatego, że był to ruch zamykający usta przeciwnikom zmiany herbu. Wiadomo było, że nikt nie będzie protestował przeciw historycznemu herbowi. Co nie znaczy, że kibice jak jeden mąż zaakceptowali go jako ten właściwy i jedyny. Wprost przeciwnie.

Tu dochodzimy właśnie do "urażonej dumy Waltera", bo według mnie właśnie dlatego nie porozumiano się z CWKS-em. Były rozmowy, Walter się obraził i kolejnych nie było, a przecież sytuacja finansowa CWKS-u non stop się pogarsza i nie sądzę, by dogadanie się było niemożliwe dla tak wielkiego koncernu.

- A: Pamiętam komentarze pracowników Legii skierowane do nas dzień po zmianie herbu. "No i co, teraz też będzie protestować?" Wszystkie one były w identycznym tonie, co tylko dowodzi, że jedynie o to chodziło. Nie zawsze rozwiązania nawiązujące do historii są odpowiednie. Na obecnym herbie nie ma nawet barw Legii. Legendarna "czarna eLka" także przestaje być aktualna. Podobnie jak wiele osób, uważam, że zdecydowanie lepiej i łatwiej byłoby się po prostu dogadać z upadającym CWKS-em. Dla wielu ludzi herb jest tylko jeden, dlatego uważam, że sklepik, który otworzył klub, nie odniesie sukcesu.



Czy pamiętacie równie zły rok jeśli chodzi o kibiców Legii?

- Y: Zdecydowanie nie. Ten jest najgorszy.

- A: I mam nadzieję, że już gorzej nie będzie.



Czy można w ogóle liczyć na to, że coś się wyjaśni? Na razie wygląda to na wojnę totalną.

- Y: Jeśli ze strony klubu nie ma chęci do podjęcia jakichkolwiek rozmów, to siłą rzeczy nie może dojść do kompromisu.



Klub mówi: będziemy rozmawiać, jeśli kibice spełnią nasze 6 warunków...

- Y: Specjalnie postawione zostały takie warunki, których nie można w całości zaakceptować w formie, w jakiej żąda tego klub. Formułując je, klub doskonale wiedział, że są one nie do zaakceptowania. Nie ma w tym jakiejkolwiek chęci porozumienia - to jest dla nich niby argument, że chcą, choć tak naprawdę wcale nie chcą. Jeśli chcesz się z kimś dogadać, nie stawiasz warunków na początku, lecz wypracowujesz je w trakcie rozmów.



Jak więc mogą teraz potoczyć się sprawy?

- Y: Ciężko powiedzieć. Wydaje mi się, że zmiany polityki klubu nie będzie. Działacze myślą, że do czasu powstania nowego stadionu sprawa się rozmyje, a na nowy stadion łatwiej będzie zaprosić nowych kibiców, których już pewnie sobie na swoim biznesplanie pousadzali na krzesełkach [śmiech].



Na nowym stadionie znajdzie się miejsce dla was, ultrasów?

- Y: Kto wie? Wcześniej wyglądało na to, że tak - byliśmy pytani, czy chcemy mieć krzesełka, czy mają być wysuwane, jakie pomieszczenie chcielibyśmy mieć dla siebie.

- A: Cóż.... Mój bezterminowy zakaz wydany przez klub tego nie zwiastuje...



Teraz jednak klub chce wcześniej zburzyć Żyletę.

- Y: Myślą, że jak zburzą trybunę, to pozbędą się problemu. To jest jednak wielka bzdura. Niektórzy chodzą na Legię kilka, kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat i co - w półtora roku się odkochają albo pójdą na Polonię? Nie. Odczekają i wrócą.

- A: Zresztą nie wiem dlaczego założyli sobie, że kibice z Żylety nie mogą się przenieść na Krytą. Chyba, że mają plany selekcji wejściówek na trybuny.



Czy bez pomocy kibiców klub sam zapełni 30-tysięczny obiekt?

- Y: Pasjonatów samej piłki nożnej trochę jest - ich interesuje tylko wynik sportowy. Jeśli drużyna na początku seryjnie będzie zdobywać mistrza, to będą przychodzić, ale jeśli przy tym nie będzie postępów w europejskich pucharach, to ci ludzie się znudzą. Innych z kolei kręci atmosfera na stadionie, a tej nie da się zrobić pstrykając paluszkiem czy zatrudniając orkiestrę, która będzie grała kawałki z wiejskich festynów. Nie da się jej nawet zrobić wynajmując osoby do śpiewania bądź buczenia. Ile osób można w ten sposób zatrudnić - 100, 200, a może ochronę? To nie wypali. Najlepiej by było, gdyby wszystko ze sobą współgrało - wynik, oprawa, atmosfera. Wtedy łatwiej można przyciągnąć ludzi na stadion. W polskich warunkach łatwiej ich przyciągnąć atmosferą, niż spektakularnym wynikiem sportowym.

- A: Nie ma szans. Przez ostatnie lata potentat medialny jakim niewątpliwe jest ITI, nie wiedzieć czemu kreuje wizerunek kibica bandyty. Do dzisiaj na TVN24 lecą migawki z Wilna. Po co? Sam Mariusz Walter w wywiadach wymyśla jakieś bajki o dilerach narkotyków i złodziejach samochodów na Żylecie. Przykładów można by wymieniać wiele. W dniu wybudowania nowego stadionu "Fakty TVN" oznajmią, że kibice są już fajni, a przeciętny, szary człowiek po latach tworzenia im czarnego PRu to kupi? Nie sądzę.



Można się było spodziewać, że ITI aż tak podzieli kibiców?

- Y: Nigdy bym się tego nie spodziewała. Składa się na to kilka czynników. Przede wszystkim indywidualne podejście do kibicowania. Dla jednych najważniejsi są panowie biegający po boisku, dla innych doping, oprawa, a jeszcze dla innych okazja spotkania się ze znajomymi. Podział jest też w dużej mierze spowodowany propagandą medialną koncernu. To nie przypadek, że artykuły uderzające w kibiców jeden po drugim ukazują się w przeróżnych gazetach. Przypadkiem nie jest też fakt, że jednego dnia redaktor sportowego dziennika przeprowadza tendencyjny wywiad z Walterem, a drugiego pracuje w telewizji nSport. Inną sprawą jest brak jasnej i przejrzystej informacji ze strony SKLW - ludzie chcą wiedzieć o co chodzi i SKLW obiecuje, że to się w najbliższym czasie zmieni na plus. Niektórzy myślą, że chodzi o "Starucha", inni, że solidaryzujemy się z bandytami z Wilna...



A tak naprawdę o co chodzi?

- Y: Prawda jest taka, że teraz walczymy już o przetrwanie jakiegokolwiek ruchu kibicowskiego na Legii. Bo jeśli odpuścimy, szybko może dojść do momentu, kiedy wszyscy będziemy siedzieć na trybunach z hot-dogami w rękach. Wiecie jak to jest - jeśli jesteś w kościele, gdzie większość ludzi siedzi w skupieniu, a tobie chce się potańczyć, to musisz poczekać aż skończy się msza i opuścisz kościół - dostosowujesz się do większości.



Widzicie siebie z takimi hot-dogami?

- Y: Myślę, że odpuszczę sobie i będę wolała obejrzeć mecz w domu, z takim cateringiem, jaki będę chciała.

- A: Ja generalnie lubię hot-dogi. Tyle tylko, że nie w czasie meczu piłkarskiego.



Mówicie, że klub nie zmieni polityki. A kibice?

- Y: Kibice na pewno nie odpuszczą. Dopóki będzie jakikolwiek cień szansy i jakakolwiek osoba popierająca ruch kibicowski na Legii, będziemy walczyć o jego zachowanie. Tu już nie chodzi tylko o nas - Euro 2012 powoduje, że różnym ludziom przychodzą do głowy różne dziwne pomysły. Niedługo nasze problemy staną się znane innym kibicom - zakazy, nakazy, totalna inwigilacja.



Widzicie w ogóle jakieś światełko w tunelu? Coś optymistycznego na święta...

- Y: Optymistyczne jest to, że nadal trzymamy się razem i nie zostawiamy kolegów samym sobie. Nie ma tak, że jak ktoś dostał zakaz, mówimy mu "to cześć" i bawimy się dalej. I niech tak pozostanie.

- A: Chcielibyśmy życzyć wszystkim kibicom Legii spokoju i chwili odetchnienia od tych wszystkich problemów przy świątecznym stole. Pracownikom klubu chcielibyśmy życzyć więcej zrozumienia dla tych pierwszych. Natomiast wszystkim na Nowy Rok życzymy silnej i wielkiej Legii. We wszystkich dziedzinach.



Rozmawiała turi

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.