REKLAMA

Kątem oka - 10. tydzień z głowy

Qbas - Wiadomość archiwalna

Po zeszłotygodniowym "Kotzg" i włożeniu, za pomocą kilku zdań, kija w mrowisko nadszedł czas na kolejny odcinek Waszego najbardziej lubianego i najmocniej znienawidzonego cyklu. Ostatnio na zakończenie padły słowa o tym, że takie mecze jak z „Jagą” po prostu trzeba wygrywać, jeśli chce się zdobyć mistrzostwo. Tymczasem w Białymstoku spotkało nas wielkie rozczarowanie. Legia przegrała z bardzo przeciętnie grającymi gospodarzami i tylko dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności liczy się jeszcze w walce o mistrzostwo. W trzech wiosennych meczach straciliśmy aż 5 punktów!

To tylko o jeden mniej niż rok temu, gdy „wojskowi” wystartowali w najgorszym stylu z możliwych. Poza meczem nie działo się zbyt wiele.

Poniedziałek przyniósł wynurzenia członka zarządu KP Legia Jarosława Ostrowskiego, ale o nich było już poprzednio, więc nie ma sensu ponownie tego roztrząsać. Natomiast dzień wcześniej małą burzę rozpętał Wojciech Kowalczyk w programie „Cafe Futbol”, gdzie opowiedział o karze finansowej od klubu, jaką rzekomo miał otrzymać Jan Mucha za wypowiedź w jednym z wywiadów. Nasz bramkarz wyraził niezadowolenie z faktu pozbycia się przez Legię Aleksandara Vukovicia i Edsona da Silvy: „Klub nie powinien ich się pozbywać. Niby chciano zatrzymać "Vuko", ale tak tego się nie załatwia. Nie można z kimś przez półtora roku negocjować przedłużenia kontraktu”. Oczywiście klub na drugi dzień wszystkiemu zaprzeczył. Ba, mało grzecznie o Kowalczyku wypowiedział się nawet sam zainteresowany. Nie wiem jaka jest prawda, bo tego typu rzeczy są trzymane w głębokiej tajemnicy. Wydaje się nielogiczne karać zawodnika za takie słowa, ale z drugiej strony akurat logiki w niektórych działaniach władz Legii zdecydowanie brakuje. Do tego „Kowal” też nie ma informacji z księżyca. Wbrew panującej opinii to bardzo inteligentny i rzeczowo myślący facet, a na Legii ma swoje źródła.

We wtorek przywitała nas naprawdę dobra informacja. Do treningów z piłką wrócił po długiej kontuzji Sebastian Szałachowski. Tego zawodnika można cenić albo nie, natomiast na pewno należy mu współczuć, bo stanowczo zbyt wiele czasu zamiast na boisku spędził na rehabilitacji. Trzymamy kciuki za rychły powrót do zespołu!

Czwartek stał pod znakiem przedmeczowej konferencji prasowej Jana Urbana. Nasz trener przedstawił swą receptę na udany weekend – zwycięstwo w Białymstoku. Uprzedzając fakty, to sobota i niedziela musiały być bardzo marne dla pana Jana. Być może humor poprawił mu się dopiero w niedzielę, gdy okazało się, że Lech jedynie zremisował w Zabrzu. Ciekawej wypowiedzi udzielił też Marcin Komorowski, który przyznał, że musi popracować nad techniką. Popracować? Raczej tyrać! Codziennie i możliwie najdłużej. No i warto też czasem zamknąć buzię w ciup i skoncentrować się na swych obowiązkach – vide: drugi gol dla Jagiellonii.

A skoro już o zespole z Podlasia mowa, to wreszcie nadszedł piątek, który okazał się być sądnym dniem dla formy naszych grajków. Początek meczu nie wskazywał jeszcze na nadciągającą katastrofę. Gospodarze zagrali bardzo bojaźliwie i to „wojskowi” prezentowali się lepiej, osiągnęli przewagę w środku pola i lepiej operowali piłką. Dzięki temu legioniści wypracowali sobie kilka okazji strzeleckich, aż wreszcie zdobyli gola, prawda, że nieco przypadkowego. I nagle Legia… stanęła, a przez najbliższych 40 minut dominowali białostocczanie. Nasi „milusińscy” nie potrafili sobie poradzić z agresywnym pressingiem rywala oraz wysokim ustawieniem obrony. Oba gole padły „od czapy” po indywidualnych błędach. Najpierw z kryciem nie zdążył Kuba Rzeźniczak i pozwolił rywalowi dośrodkować piłkę, którą pięknym strzałem umieścił w siatce Tomasz Frankowski, a potem Komorowski zamiast się cofnąć postanowił podyskutować z sędzią i pomachać mu łapkami. W efekcie zostawił bez asekuracji Pance Kumbeva, a ten stanął oko w oko z najszybszym na boisku Kamilem Grosickim. I na nasze nieszczęście w dziecinny sposób dał się ograć. Po stracie drugiego gola Legia totalnie zgłupiała i choć miała swoje okazje m.in. po strzale Piotra Gizy, to przewagę osiągnęła dopiero w ostatnich 10 minutach. Wówczas nieskutecznością błysnął Adrian Paluchowski, który zmarnował dwie doskonałe sytuacje. Po jednej z nich Maciej Terlecki, komentujący to spotkanie, rzekł był, że „Paluch” musi trafić do siatki po otrzymaniu tak świetnie zagranej piłki. Okazuje się, że 22-latek nic nie musi…Wszak wciąż jest młody, perspektywiczny i inne takie dyrdymały. Tymi ostatnimi zaskoczył też w pomeczowej wypowiedzi Jan Urban: „Stworzyliśmy wiele okazji do tego, aby wynik był lepszy, ale się nie udało”. O, rzeczywiście wiele okazji. Całe 4-5 w całym meczu. A może faktycznie przeciwko takiej „potędze” to już dużo? Ponadto trener prawił: „Porażka bardzo nas boli, ale nie możemy wstydzić się gry jaką zaprezentowaliśmy” – jasne, to nie powód do wstydu dać się stłamsić takim asom jak Cionek, Jarecki czy Król. W końcu ten ostatni grał nawet w Realu Madryt. A że nawet drugiemu zespołowi „Królewskich” nosił piłki to już inna bajka. Wystarczy przecież, że kibice się muszą wstydzić. Skoro o nich mowa, to w sile ok. 250 głów, nielegalnie stawili się na Podlasiu. Znając życie na ich widok znów niektórym skoczył gul. I pewnie jeszcze nie raz skoczy.

Sam weekend przyniósł znacznie lepsze informacje. Wszyscy rywale Legii w walce o mistrzostwo nie zdołali wygrać, zatem wciąż jesteśmy w grze. Problem w tym, że z taką formą piłkarzy, trudno liczyć na sukces w postaci mistrzostwa. Bo czy kogoś z nas zadowala 2 czy 3 miejsce?


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.