REKLAMA

Kątem oka - 37. tydzień z głowy

Qbas - Wiadomość archiwalna

"We are the champions!" – tak, tak, tak! Wygraliśmy z potężną Lechią i to dwiema bramkami! W pojedynku owadów, Mucha lepszy od pary Bąków! Czarodzieje z Łazienkowskiej znów w wysokiej formie i tylko złośliwi mogą czepiać się fatalnych dwudziestu minut spotkania, serii dziecinnych błędów lechistów przy pierwszej bramce oraz strzałów w kierunku robotników pracujących na górnych partiach rosnących jak na drożdżach trybun.

Ale co tam czepialscy! Grunt, że do przodu i znów idziemy na mistrza, zwłaszcza, że możemy posilić się słabością Wisły, która straciła pierwsze punkty w sezonie. Naszym natomiast trzeba oddać, że po raz kolejny Legia traci najmniej bramek w lidze. Na razie po 7 kolejkach tylko Piotr "Ała" Piechniak potrafił przechytrzyć naszą defensywę. To naprawdę duży wyczyn, choć umiejętności i forma rzeczonego nie powalają na łopatki. No, a co poza tym przyniósł nam tydzień?

Poniedziałek był pierwszym dniem, w którym mogliśmy zapoznać się z istnym słowotokiem Maćka Iwańskiego, którego kolejne odcinki miały nastąpić w następnych dniach. Po meczu ze Śląskiem od naszego rozgrywającego dowiedzieliśmy się, że legioniści są źli, strata do Wisły jest stanowczo za duża, a cała drużyna za mało zapieprza. Było też o upadku na dno i inne podobne. I wiecie co Wam powiem? To naprawdę była ciekawa wypowiedź, bo wydaje się, że nie skalkulowana, a po prostu naładowana emocjonalnie. Padło parę nieszablonowych zdań. Oby takich więcej, bo powtarzane do znudzenia frazesy o braku skuteczności, pechu i walce do końca mogą przyprawić o odruchy wymiotne.

Wtorek minął spokojnie, nie licząc informacji w jednym z dzienników na literkę F, o rzekomym nawróceniu Kamila Grosickiego, jednego z bohaterów "KO". Dowody? Proszę bardzo! Tatuaż z wizerunkiem matki boskiej. Święty "Grosik"?! Tak na marginesie: włoscy mafiosi też noszą święte medaliki, krzyżyki itp. Nikt jednak nie wpadł na to, by uznawać te symbole za znak ich religijności. Cóż... widocznie jednak redakcja "F" ma swoich czytelników za baranów.

Prawdziwą perełkę ubiegłego tygodnia mieliśmy natomiast w środę. Okazało się bowiem, że w związku z kryzysem finansowym i rzekomymi pustkami w warszawskim skarbcu, radni Prawa i Sprawiedliwości zaproponowali zatrzymanie budowy stadionu Legii, po ukończeniu trzech obecnie powstających trybun. Szkoda, że żaden z ich partyjnych kolegów posłów nie wpadł na pomysł, by zatrzymać proces przystosowywania Sejmu dla potrzeb osób niepełnosprawnych, tak po zakończeniu 3/4 robót. Winda dojeżdżałaby do 3 piętra, zamiast do 4, a podjazd w sali plenarnej sięgałby jedynie do 6 z 8 rzędów. Koszty wstrzymania robót? Nieważne, grunt by wyskoczyć z oryginalnym pomysłem. A wszystko można wytłumaczyć magicznym słowem "kryzys". Głupota części stołecznych radnych PiS najwyraźniej nie ma granic.

W czwartek spotkaliśmy się z już zupełnie innym Iwańskim. Można by rzec "Iwankiem" optymistą! Maciek zaapelował, by zapomnieć o tym, co było i skupić się na najbliższym meczu. Nie obyło się jednak bez małego zgrzytu, gdy były gracz Zagłębia Lubin pocieszał siebie i kibiców statystyką: "Od czterech miesięcy przegraliśmy tylko jeden mecz, licząc sparingi, ligę i puchary, i wiemy, że to nie jest przypadek". W międzyczasie jednak Legia zdążyła odpaść z eliminacji do eliminacji Ligi Europy, złapać na starcie ogromną stratę do Wisły i w większości meczów grać tak bezbarwnie, jak tylko bezbarwnie można. Ale przecież przegraliśmy tylko jeden mecz! Jeden! Więc jak to wszystko możliwe? Czyżby znów ten okropny pech? Po raz pierwszy w tym sezonie powrócił też temat feralnych piłek Pumy. Wg Maćka tacy zawodnicy jak on, strzelający technicznie, nie mają szans dobrze uderzyć ciężkich futbolówek niemieckiej firmy. Jest w Arce taki grajcar, nazywa się Bartosz Ława. Ma 176 cm i waży 68 kg. Zatem jest trochę wyższy, ale nieco lżejszy od naszego "Iwanka". A jednak jakoś udaje mu się trafiać z wolnych. Dziwi to Was?
Również w czwartek Dariusz W., zwany nie wiedzieć czemu "Wdowcem", wszak jego żona żyje, i jeszcze kilka osób związanych onegdaj z Koroną Kielce, usłyszało wyroki w tzw. aferze korupcyjnej. Parę lat w zawiasach i kary finansowe. A gdzie okolicznościowy plaskacz?
Tymczasem na konferencji prasowej trener Urban przyznał, że Bartek Grzelak wciąż nie jest jeszcze gotowy do gry…

"Czy po 17 kolejkach możemy mieć co najmniej 10 punktów straty do Wisły? Chciałbym wierzyć, że tak nie będzie. Jeżeli jednak się mylę, to pewnie zmuszeni będziemy dokonać zmian w zespole i wokół niego w przerwie zimowej" – zapowiedział prezes Legii Leszek Miklas w piątek. To tylko jedno z ciekawych i dających do myślenia stwierdzeń naszego ulubionego pana Leszka, w wywiadzie którego udzielił najstarszej gazecie sportowej w Polsce. W każdym razie wydaje się, że obecny sztab szkoleniowy dostał już naprawdę ostatnią szansę. Pytanie tylko jak ją wykorzystają? Bo przy obecnej formie zespołu ciężko być optymistą.
Nastroje poprawiły się nieco wieczorem po zdecydowanej wygranej z Lechią. Choć przez pierwsze 20 minut Legia pokazała się nam z jak najgorszej strony, nie radząc sobie zupełnie z pressingiem gdańszczan. Na szczęście indywidualną akcją błysnął Iwański, w obronie nie popisały się oba Bąki i powracający król Takesure Chinyama wpakował piłkę do siatki. Lechia od tego momentu stanęła, a na boisku dominowała już tylko nasza drużyna. Efekt? Niemalże zerowa skuteczność... "Tejksio" to świetny napastnik, robi dużo szumu z przodu, przepycha się, walczy, ale on po prostu nie umie grać w piłkę. Mimo to i tak jest najlepszy spośród naszych atakujących. Absurd? Bardzo być może. W końcu drugą bramkę dołożył nasz "Bratko" Radović i było już jasne, że ten mecz wygramy. A propos: zauważyliście, że tak od 65-70 minuty niemalże każda akcja Lechii kończyła się spalonym? I to zazwyczaj takim parometrowym. Ktoś ich nie nauczył zasad gry w piłkę nożną?
Przed meczem Legia uhonorowała swoją legendę Lucjana Brychczego z okazji 55. rocznicy jego debiutu w naszym klubie. Oklaski, Mistrzu! Szacunek dla Pana i całej Pana rodziny, jak mawiał pewien polski emigrant w Hiszpanii.

Weekend, zatem w telegraficznym skrócie o idolu Sycylijczyków Błażeju Augustynie. Błażej nie grał. STOP. Jego zespół zdobył pierwszy punkt. STOP. Do następnego razu. STOP.

Tekst tygodnia:

"Nie wykonujemy jednak żadnych nerwowych ruchów i nie czekamy, aż trenerowi Urbanowi powinie się noga. Przecież znaczyłoby to, że przegrywamy" – prezes Miklas o ewentualnym zwolnieniu Jana Urbana. Spoko. Przecież od czterech miesięcy praktycznie nie przegrywamy.


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.