REKLAMA

Kątem oka - 42. tydzień z głowy

Qbas - Wiadomość archiwalna

5-2 z Koroną powinno mówić samo za siebie. Mecz wygrany – tydzień udany. I generalnie tak było. Niestety, u nas zawsze jest jakieś „ale”. Najpierw odnotowaliśmy niezwykle jednoznaczne pomruki niezadowolenia dobiegające z gabinetów prezesów Legii, potem oglądaliśmy kolejny odcinek telenoweli ITI-owskiej produkcji pod tytułem „Szczęściarz - do trzech razy sztuka”, w którym praworządny szeryf, choć o nieco zabrudzonym życiorysie, próbuje zaprowadzić ład i porządek, bezwzględnie walcząc z najmniejszymi przejawami działań naruszających tę harmonię.

Do tego po raz któryś Stowarzyszenie, wbrew wcześniejszym deklaracjom, zdecydowało o zaniechaniu organizowania dopingu na meczu z Koroną. Na zakończenie natomiast, Jan Urban, mimo najbardziej efektownej wygranej w sezonie, w bardzo wyrazistych słowach dał wyraz swemu nieukontentowaniu postawą podopiecznych. Było całkiem ciekawie, ale też z pewnością dziwnie. Choć w sumie można było się już do tego przyzwyczaić, że przy Łazienkowskiej jakoś nie może zagościć normalność.

De facto tydzień zaczął się we wtorek, wraz z wywiadem prezesa Leszka Miklasa. Padły ostre, jak na naszego kochanego prezesa słowa i zapowiedzi podjęcia zdecydowanych reakcji na wypadek dalszej degrengolady Legii. Mocno, tak jak na prezesa w końcu przystało. Miklas wypowiedział też wielce znamienne słowa „Legia niczego się nie uczy”. Święta racja, ale tyczy się to wszystkich. Zarówno piłkarzy, jak i kibiców do spółki z władzami klubu.

W środę natomiast w hali przy Obrońców Tobruku dzielnie walczyli nasi koszykarze. I doprawdy, to ogromny wstyd, że na ich mecze przychodzi garstka osób. Rozumiem, że koszykówka to nie jest najpopularniejszy sport, że to ledwie III liga, a zespół radzi sobie nieszczególnie. Ale czy naprawdę w dwumilionowym mieście nie znajdzie się choćby 100 legionistów gotowych wesprzeć dopingiem swoich zawodników? Pewnie, łatwiej podśmiewać się z zaangażowanych w kosza małolatów, ale każdy z nas był kiedyś małolatem i każdy wie jak to jest. Tymczasem koszykarze grają za friko, zaangażowaniem wciąż przewyższając zarabiających krocie kopaczy. Dla nich wsparcie dopingiem znaczy o wiele więcej, daje satysfakcję, a to na razie jedyne co przynosi im gra w Legii. Ruszcie więc dupy i z całych sił wspierajcie sportowców naszego klubu!

Zmianę systemu premiowania w Legii obwieszczono nam w czwartek. Podobno nasze asy za wygranie ligi mają zainkasować milion euro do podziału. Milion euro za zwycięstwo w ziemniaczanych rozgrywkach rolników! Może to wprawiać nas w oburzenie, ale z drugiej strony… Im więcej kasy tym ta liga będzie lepsza, po prostu musi być. Na miejscu legionistów mocno bym się postarał, bo takiej kasy nie oglądali nawet Leszek Pisz i spółka po awansie do Ligi Mistrzów. Wyobrażacie to sobie w ogóle: Legia w Champions League? Niestety, smutna prawda jest taka, że rzeczone pytanie może wywołać jedynie szyderczy rechot, coś na kształt najsłynniejszego rechotu w dziejach polskiej polityki:
http://www.youtube.com/watch?v=nCgXGdHuaGI

„Nie pozwolę, żeby media już teraz skreśliły nas z walki o mistrzostwo Polski” – grzmiał w piątek trener Urban. A ja bym bardzo prosił Pana, Panie Janie, aby Pan nie pozwolił byście z tej walki nie skreślili się sami. Bo od kiedy to trener może pozwalać lub nie mediom na spekulacje? I co to ma zmienić? Piłkarze mają grać, trenerzy trenować i wspólnie osiągać sukcesy. Taka ich rola. A my, pismaki, możemy sobie szczekać i skreślać sobie do woli, bo od tego jesteśmy. To nie nasza wina, że Legia sobie nie radzi z grą w piłkę.

W sobotę „wojskowi” zgodnie z tradycją stuknęli Koronę w Warszawie. Tym razem aż 5-2. Sam mecz przypominał spotkanie sprzed ponad dwóch lat, gdy „wojskowi” wygrali z Zagłębiem Sosnowiec 5-0. Wtedy też, mimo efektownego wyniku, trener Urban miotał gromami i beształ swych piłkarzy za słabą grę. Tym razem nasz szkoleniowiec wypowiedział zdanie, które prawdopodobnie przejdzie do annałów „Nie ma się jednak czym podniecać. To chleb na dziś i głód na jutro”. Bardzo prawdziwe słowa, tylko o czym mają świadczyć? Czyżby trener chciał od razu schłodzić nastroje po wysokiej wygranej? Dziwne… Warto przy okazji wspomnieć, że wreszcie do siatki trafił Marcin Mięciel i to od razu dwukrotnie. Prawdziwym ewenementem było jednak zdobycie 4 goli przez trzech rezerwowych, bo oprócz „Miętowego” trafiali „Szałach” i „Smoła”. Z jednej strony to cieszy, ale z drugiej wygląda na to, że trener jednak nienajlepiej zestawił wyjściowy skład.
Tymczasem na trybunach mieliśmy kolejne deja vu. Powrót do milczącego protestu w trakcie meczu z Koroną, zarządzonego przez SKLW. W oficjalnym komunikacie czytamy: „W związku z tym, że legijni "gniazdowi" są wyraźnie szykanowani i prześladowani przez władze Klubu, nie widzimy możliwości prowadzenia zorganizowanego dopingu podczas dzisiejszego meczu”. Wszystko ok., choć zawsze uważałem, że cisza podczas meczu najbardziej przeszkadza nam samym, ale nie rozumiem jednego. Jak kolejna decyzja o zawieszeniu organizowania dopingu na meczach ma się do słów Michała Wójcika sprzed 2 miesięcy: „Kibice (…) bez względu na to co będzie się działo, zamierzają prowadzić doping. „Musimy to robić na jak najwyższym poziomie, bo przecież nie dopingujemy dla właścicieli, tylko dla piłkarzy i ku chwale Legii Warszawa”? Czyżby to „bez względu na wszystko” nie przewidywało „szykanowania” gniazdowych?
A, o mało co, a umknęłaby by wiadomość o skróceniu dyskwalifikacji Jakuba Wawrzyniaka przez grecką federację. Historia skracania i wydłużania kary dla „Rumianego” jest na tyle pogmatwana, że teraz możemy oczekiwać… przedłużenia okresu karencji przez UEFA. Czego oczywiście nikt Kubusiowi nie życzy.

W niedzielę mogliśmy przeczytać wynurzenia Aleksandara Vukovicia, który swój powrót na Łazienkowską okrasił czerwoną kartką. Pytany o konflikt władz klubu z kibicami odparł ironicznie „Może prezes Miklas to załatwi. Ma jeszcze czas”. Szkoda tylko, że równie zabawny nie był wówczas, gdy grał w Legii, a sprawa go dotyczyła.

Tekst tygodnia:

"Nie możemy odstawiać nóg; jak trzeba będzie pójść na wojnę, to wszyscy musimy pójść" – powiedział przed meczem z Legią Aleksandar Vuković. Chyba koledzy go nie posłuchali, bo dali sobie wbić 5 bramek, ale doświadczony pomocnik słowa dotrzymał i… wyleciał z czerwoną kartką.

Zdjęcie tygodnia:



„Błagam! Nie bijcie już nas! Proooszę!


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.