REKLAMA

Kątem oka - 3. i 4. tydzień z głowy

Qbas - Wiadomość archiwalna

Rok 2009 nabiera rozpędu i za nami już cztery tygodnie. W Legii ostatnie 14 dni stało pod znakiem zgrupowania w hiszpańskim Mijas i wiążących się z nim historii i historyjek. Nie samym zgrupowaniem jednak kibic żyje. Pojawiło się bowiem kilka ciekawych informacji, do których warto się ustosunkować – klubowe plany powrotu do najpiękniejszego herbu na świecie, kolejne odcinki serialu "Niewiarygodne przygody Krzysztofa Ostrowskiego", zaskakujące odejście Kuby Wawrzyniaka i bardzo intrygujące odpowiedzi prezesa Leszka Miklasa na równie wymyślne pytania, stawiane mu rzekomo przez kibiców na stronie oficjalnej.
Z powodu braku czasu na kolejną część cyklu, spowodowanego m.in. odbieraniem testowanych graczy z lotniska w Maladze czy też poszukiwaniem po krzakach piłek w La Cala de Mijas, dziś podwójne Kątem oka – odcinek 3 i 4. Jeśli komuś będzie się chciało przeczytać całość to... szacunek :-)

Dwa tygodnie temu lecący na zgrupowanie piłkarze byli niewątpliwie największą atrakcją na zapchanym terminalu Etiuda. W prasie natomiast mogliśmy przeczytać o planach powrotu do używania przez klub najpopularniejszego herbu Legii. Ta wiadomość cieszy, ale warto wspomnieć o jej przyczynach. W skrócie wygląda na to, że ITI wyliczyło sobie ile zarabia na pamiątkach z tzw. historycznym herbem, a ile mogłoby zarobić, gdyby zaczęto sprzedawać produkty z eLką w kółeczku. Czyli nasi szczwani (bo przecież nie chytrzy!) działacze przyznali, że czarno – biały znaczek się nie przyjął i najwyższy czas to zmienić. I bardzo dobrze, pal sześć już powody, jakimi się kierowali. Kolejny kroczek do normalności został wykonany, a o jego formie i tak mało kto będzie wkrótce pamiętał.

Niedziela to pierwsza wizyta wysłanników LL! w hotelu La Cala Golf Resort i luźne rozmowy z piłkarzami. Znajdujący się wówczas w doskonałym humorze i zdrowiu Bartek Grzelak cieszył się, że w hotelowym pokoju po głowie nie chodzą mu robaki. Jakież było nasze i niewątpliwie jego zdumienie, gdy okazało się, że cztery kąty "Grzelusia" i Jakuba Wawrzyniaka zostały zaatakowane przez mrówki! Podobno sytuacja była dalece nieprzyjemna, albowiem intruzy nie dość, że liczne, to jeszcze jak najbardziej kąśliwe. Summa summarum (przez dwa "m", moi drodzy, czujni czytelnicy) sytuacja została opanowana. I szczerze Wam powiem, że tak po ludzku, to tego Bartka to zwyczajnie szkoda. Z dnia na dzień zgasł nam w oczach, głównie przez tę kontuzję, ale pewnie mrówki też odcisnęły swoje piętno.

W poniedziałek dowiedzieliśmy się, że po paru tygodniach podchodów kontrakt z Legią podpisał Krzysztof Ostrowski. Piłkarz o nieco enigmatycznych umiejętnościach. 3 gole w trakcie całej kariery w ekstraklasie i na jej zapleczu nie rzucają na kolana. Z drugiej strony "Ostry" był przez dłuższy czas obserwowany przez warszawskich wysłanników, a ci mylą się niezwykle rzadko. Ot, czasem wypuszczą z rąk Roberta Lewandowskiego, odpuszczą Sławomira Peszkę czy też uznają, że do Legii nie nadaje się inny z reprezentantów - Radosław Majewski. Ale nic to! Grunt, że wreszcie dotarli Matawu i Mwanjali.

Wracając jednak do samego Ostrowskiego, to szkoda, że karierę chce mu wyhamować Ryszard Tarasiewicz. "Taraś" jest wprawdzie bardzo medialnym szkoleniowcem, ale jak na razie kojarzy mi się jedynie z nieukrywanym zadowoleniem po meczu z Legią na Łazienkowskiej: "Zagraliśmy otwartą piłkę, tego wymagam od swoich zawodników w każdym spotkaniu". Problem w tym, że nasi piłkarze powieźli jego piłkarzy jak baranów, aplikując im 4 gole. Z drugiej strony Tarasiewicz nie ma presji we Wrocławiu, więc może pozwolić sobie na wyłączenie z gry czołowego piłkarza. Może to nieco niesmaczne, ale w sumie "life is brutal".

Środa przyniosła wypowiedź wspomnianego Ostrowskiego, który na wstępie rzekł, że Legia jest dla niego przystankiem w dalszej "karierze". Nie wiem czy to najlepszy sposób na przywitanie się z nowym klubem. Jasne, że lepiej powiedzieć tak, niż opowiadać o miłości do Legii od poczęcia. Tyle że czasami warto po prostu zamilczeć.

Również w środę okazało się, że na testowanych piłkarzy z Zimbabwe przyjdzie nam jeszcze poczekać. Warto przy tej okazji wspomnieć o nowym rzeczniku prasowym Legii, który podał nam tę informację. Trzeba przyznać, że znając przebieg dotychczasowej pracy pana Michała Kocięby, a zwłaszcza jego PZPN-owski epizod, trudno było wierzyć, że mamy wreszcie porządnego rzecznika. Okazało się jednak, że Kocięba to naprawdę fajny facet. Przede wszystkim nie buduje sztucznych barier, w przeciwieństwie do niektórych innych pracowników klubu. "Miguel" chętnie dzielił się z nami swoją wiedzą i najzwyczajniej w świecie zależało mu na dobrych relacjach z pismakami wszystkich redakcji. Jak na razie: brawo panie rzeczniku!

Method Mwanjali i Clemence Matawu przybyli w końcu w poprzedni piątek. Wrażenie po pierwszej lustracji piłkarzy było dość szokujące, o czym mogliście przekonać się sami oglądając ich na zdjęciach. Z niedowierzaniem pytaliśmy: "Are you a football players from Zimbabwe?". Z czasem jednak przekonali nas do siebie, ale co najważniejsze, udało im się pozostać z Legią przynajmniej do zgrupowania w Niemczech. Obstawiając kątem oka, to zostanie Method, zwany już "Methodman". Clemence`a też jeszcze nie wolno skreślać, ale jego akcje stoją niżej niż kolegi, zwłaszcza, że trzyma się ze zmanierowanym Chinyamą. A Takesure nie jest niestety wzorem profesjonalisty.

Zeszła sobota to przede wszystkim mecz z Brann Bergen i pojawienie się wyjątkowych gości – tych spodziewanych: Mariusza Waltera, Pawła Kosmali i Leszka Miklasa, i nieoczekiwanych, takich jak hiszpański emigrant Didi, który chyba nie zna pojęcia "trzeźwość". Jego historię możecie bliżej poznać w piosence "DD", którą wykonuje Kazik Staszewski na płycie "Los się musi odmienić". Ale skoro już padło nazwisko naszego prezesa, to warto wspomnieć, że na stronie oficjalnej Legii pojawił się dział "Leszek Miklas odpowiada na pytania kibiców". Zachęcam do lektury! Polecam zwłaszcza odpowiedzi na pytania o stosunki klub – kibice, np. "Co Pana motywuje do dalszej pracy i jak radzi Pan sobie z tą bezsensowną krytyką na trybunach w internecie czy w mediach?" Pycha! (nie mylić z pychą prezesa, bo nie śmiałbym przecież Go o nią posądzać).

W poniedziałek legioniści stuknęli 4-0 Dynamo Kijów, wprawiając niektórych w euforię. Wszystko fajnie, ale wynik był lepszy niż gra. Istnieją też obawy, że to może być nasz najlepszy wynik w tym roku. Miejmy nadzieję, że nieuzasadnione.

Wtorkowy wieczór przyniósł informację o transferze Kuby Wawrzyniaka do Panathinaikosu. Jej autorem był Michał Szadkowski z portalu sport.pl. Newsa podzieliliśmy przez 10, albo i przez 15, bo pan Szadkowski trafia z transferami równie często, jak Tomasz Zahorski w lidze, czyli raz od wielkiego dzwonu. Jakież było nasze zdumienie, gdy okazało się, że mamy do czynienia właśnie z owym dzwonem! "Wawrzyn" pożegnał się z kolegami i bajdurząc na "do widzenia" coś o wielkim klubie odleciał do Aten. "Rumiany" wyznał też swej ulubionej redakcji LL! ;-), że Grecy zapłacili za niego dużo więcej niż 500 tysięcy euro, o których donosił... Szadkowski i jego redakcyjni koledzy. Tymczasem dobry humor odzyskał Tomasz Kiełbowicz, bo lata mijają, trenerzy się zmieniają, ba, nawet właściciel inny, a on niczym skała trwa. I to znów w pierwszym składzie! O losie...

Z odejścia obrońcy grubo tłumaczył się Mirosław Trzeciak, z którym "kibolstwo" jechało w komentarzach niczym z łysą kobyłą. Dyrektor udowodnił, że wcale nie jest taki ostatni i na wszelki wypadek przygotował na swą obronę nowy kontrakt dla Miro Radovicia. W rozmowie z nami przed meczem z Young Boys Berno, serbski pomocnik, zrelaksowany i uśmiechnięty, potwierdził, że nowe warunki są znacznie korzystniejsze. I wesoło podśpiewując, dał się podwieźć na mecz.

W piątek odbył się ostatni sparing, w którym Legia zremisowała z Metalurgiem Zaporoże. Rywale, jak na metalowców przystało, grali ostro i prosto. To jednak wystarczyło, by nie przegrać ze zmęczonymi sobą i zgrupowaniem "wojskowymi". Gola znów strzelił Chinyama, ale trudno ocenić czy to dobrze. Nasz napastnik staje się bowiem coraz bardziej pewny tego, że cokolwiek nie zrobi, to i tak będzie grał w pierwszym składzie. Nie za bardzo jest bowiem alternatywa, bo o "Paluchu" wprawdzie mówi się, że to niezły napastnik, ale skutecznością nie może równać się choćby z Piotrem "Bogiem futbolu" Włodarczykiem. A Bartek Grzelak właśnie wrócił z wczasów w Hiszpanii, więc trudno powiedzieć w jakiej będzie dyspozycji.

Przed nami ciekawy tydzień, bo nie dość, że dwa sparingi w Warszawie, to jeszcze prawdopodobnie dwa transfery, wreszcie do, a nie z klubu. Ale nie zapeszajmy!


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.